[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednym rogu sali stałgipsowy posąg bogini Temidy z mosiężnymi wagami i brudnymikolanami.244LALKA- Pan mecenas prosi!.- odezwał się służący przez uchylonedrzwi.Gabinet znakomitego adwokata miał sprzęty kryte brązowąskórą, w oknach brązowego koloru firanki, a na ściennych obiciachbrązowe desenie.Sam gospodarz odziany był w brązowy surduti trzymał w ręku bardzo długi cybuch, u góry zakończony funto-wym bursztynem i piórkiem.- Byłem pewny, że dziś powitam szanownego pana u siebie -rzekł adwokat, podsuwając Wokulskiemu fotel na kółkach i pro-stując nogą dywan, który się nieco zmarszczył.- Jednym wyrazem- ciągnął adwokat - możemy rachować na jakieś trzysta tysięcy rubliudziałów w naszej spółce.A że do rejenta pójdziemy jak najrychleji gotówkę ściągniemy co do grosza, w tym może pan rachować namnie.Wszystko to mówił akcentując ważniejsze wyrazy, ściskał Wo-kulskiego za rękę i obserwował go spod oka.- A tak.spółka!.- powtórzył Wokulski usiadłszy na fotelu.-To rzecz tych panów, ile zbiorą gotówki.- No, zawsze kapitał.- wtrącił adwokat.- Mam go bez spółki.- Dowód zaufania.- Wystarcza mi własne.Adwokat umilkł i pośpiesznie zaczął ssać dym z piórka.- Mam prośbę do mecenasa - rzekł po chwili Wokulski.Adwokat utopił w nim spojrzenie, pragnąc odgadnąć: co to zaprośba? Od natury jej bowiem zależał sposób słuchania.Widoczniejednak nie odkrył nic groźnego, gdyż jego fizjognomia przybraławyraz poważnej, lecz serdecznej życzliwości.- Chcę kupić kamienicę - ciągnął Wokulski.- Już?.- spytał mecenas podnosząc brwi i schylając głowę- Win-szuję, bardzo winszuję.Dom handlowy nie na próżno nazywa siędomem.Kamienica dla kupca jest jak strzemię dla jeźdźca; pew-245Bolesław Prusniej siedzi na interesach.Handel nie oparty na tak realnej podstawie,jaką jest d o m, jest tylko kramarstwem.O jakąż to chodzi kamienicę,jeżeli szanowny pan raczysz mnie już zaszczycać swoim zaufaniem?- Ma być w tych dniach licytowany dom pana Łęckiego.- Znam - przerwał adwokat.- Mury wcale dobre, rzeczy drew-niane należałoby stopniowo zmienić, w rezerwie ogród.Licytuje ba-ronowa Krzeszowska do sześćdziesięciu tysięcy rubli, konkurentówzapewne nie będzie, kupimy najwyżej za sześćdziesiąt tysięcy rubli.- Choćby za dziewięćdziesiąt tysięcy.a nawet i więcej - wtrąciłWokulski.- Po co?.- skoczył na fotelu adwokat.- Baronowa poza sześć-dziesiąt tysięcy nie wyjdzie, domów nikt dziś nie kupuje.Wcaledobry interes.- Dla mnie będzie dobrym nawet za dziewięćdziesiąt tysięcy.- Ale lepszym za sześćdziesiąt pięć tysięcy.- Nie chcę obdzierać mego przyszłego wspólnika.- Wspólnika?.- zawołał adwokat.- Ależ szanowny pan Łęckijest stanowczym bankrutem; po prostu skrzywdzilbyś go pan, nad-dając mu jakieś kilka tysięcy rubli.Znam pogląd jego siostry; hra-biny, na tę sprawę.W chwili gdy pan Łęcki zostanie bez groszaprzy duszy, jego urocza córka, którą wszyscy uwielbiamy, wyjdzieza barona albo marszałka.Oczy Wokulskiego tak dziko błysnęły, że adwokat umilkł.Przy-patrywał mu się, rozmyślał.Nagle uderzył się ręką w czoło.- Szanowny pan - rzekł - jesteś zdecydowany dać dziewięćdzie-siąt tysięcy rubli za tę ruderę?.- Tak - odparł głucho Wokulski.- Sześćdziesiąt od dziewięćdziesięciu.posag panny Izabeli.-mruknął adwokat.- Aha!.Fizjognomia i cała postawa jego zmieniła się do niepoznania.Pociągnał z wielkiego bursztynu ogromny kłąb dymu, rozparł sięna fotelu i trzęsąc ręką w stronę Wokulskiego mówił:246LALKA- Rozumiemy się, panie Wokulski.Wyznam ci, że jeszcze przedpięcioma minutami podejrzewałem cię, sam nie wiem o co, bo inte-resa twoje są czyste.Ale w tej chwili, wierz mi, masz we mnie tylkoczłowieka życzliwego i.sprzymierzeńca.- Toraz ja pana nie rozumiem - szepnął, spuszczając oczy Wokulski.Adwokatowi na policzkach wystąpiły ceglaste rumieńce.Za-dzwonił - wszedł służący.- Nie wpuszczać tu nikogo, dopóki nie zawołam - rzekł.- Słucham pana mecenasa - odparł markotny lokaj.Znowu zostali we dwu.- Panie.Stanisławie - zaczął adwokat.- Pan wie, co to jestnasza arystokracja i jej dodatki?.Jest to parę tysięcy ludzi, któ-rzy wysysają cały kraj, topią pieniądze za granicą, przywożąstamtąd najgorsze nałogi, zarażają nimi klasy średnie, niby tozdrowe, i - sami giną bez ratunku: ekonomicznie, fizjologiczniei moralnie Gdyby zmusić ich do pracy, gdyby skrzyżować z in-nymi warstwami, może.byłby z tego jaki pożytek, bo jużci sąto organizacje subtelniejsze od naszych.Rozumie pan.skrzyżo-wać, ale.nie wyrzucać na podtrzymanie ich trzydziestu tysięcyrubli.Otóż do skrzyżowania pomagam panu, ale do strwonieniatrzydziestu tysięcy rubli - nie!.- Nic nie rozumiem pana - odparł cicho Wokulski.- Rozumiesz, tylko nie ufasz mi.Wielka to cnota nieufność, le-czyć z niej pana nie będę.Tyle ci powiem : Łęcki - bankrut możezostać.krewnym nawet kupca, a tym bardziej kupca - szlachcica.Ale Łęcki z trzydziestoma tysiącami rubli w kieszeni!.- Panie mecenasie - przerwał Wokulski - czy zechce pan w moimimieniu stanąć do licytacji tego domu?- Stanę, lecz ponad to, co da pani Krzeszowska, postąpię naj-wyżej parę tysięcy.Wybacz pan, panie Wokulski, ale sam z sobąlicytować się nie będę.- A jeżeli znajdzie się trzeci licytant?247Bolesław Prus- Ha! w takim razie i jego zdystansuję, ażeby dogodzić pańskie-mu kaprysowi.Wokulski wstał.- Dziękuję panu - rzekł - za parę słów szczerszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •