[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysiągłem wyszczerbić go na Sopliców karkach;Zcigałem ich na sejmach, zajazdach, jarmarkach;Dwóch zarąbałem w kłótni, dwóch na pojedynku;Jednego podpaliłem w drewnianym budynku,Kiedyśmy zajeżdżali z Rymszą Korelicze,Upiekł się tam jak piskorz; a tych nie policzę,Którym uszy obciąłem.Jeden tylko został,Który dotąd ode mnie pamiątki nie dostał!Rodzoniutki braciszek owego wąsala%7łyje dotąd, i z swoich bogactw się przechwala,Zamku Horeszków tyka swych kopców krawędzią,Szanowany w powiecie, ma urząd, jest sędzią!I Pan mu zamek oddasz? niecne jego nogiMają krew Pana mego zetrzeć z tej podłogi?O, nie! Póki Gerwazy ma choć za grosz duszy59 Adam MickiewiczI tyle sił, że jednym małym palcem ruszyScyzoryk swój, wiszący dotychczas na ścianie,Póty Soplica tego zamku nie dostanie! O! - krzyknął Hrabia, ręce podnosząc do góry -Dobre miałem przeczucie, żem lubił te mury!Choć nie wiedziałem, że w nich taki skarb się mieści,Tyle scen dramatycznych i tyle powieści!Skoro zamek mych przodków Soplicom zagrabię,Ciebie osadzę w murach jak mego burgrabię;Twoja powieść, Gerwazy, zajęła mię mocno.Szkoda, żeś mię nie przywiódł tu w godzinę nocną;Udrapowany płaszczem siadłbym na ruinach,A ty byś mi o krwawych rozpowiadał czynach;Szkoda, że masz niewielki dar opowiadania!Nieraz takie słyszałem i czytam podania;W Angliji i w Szkocyi każdy zamek lordów,W Niemczech każdy dwór grafów był teatrem mordów!W każdej dawnej, szlachetnej, potężnej rodzinieJest wieść o jakimś krwawym lub zdradzieckim czynie,Po którym zemsta spływa na dziedziców w spadku:W Polsce pierwszy raz słyszę o takim wypadku.Czuję, że we mnie mężnych krew Horeszków płynie!Wiem, co winienem sławie i mojej rodzinie.Tak! Muszę zerwać wszelkie z Soplicą układy,Choćby do pistoletów przyszło lub do szpady!Honor każe.Rzekł, ruszył uroczystym krokiem,A Gerwazy szedł z tyłu w milczeniu głębokiem.Przed bramą stanął Hrabia, sam do siebie gadał,Poglądając na zamek prędko na koń wsiadał,Tak samotną rozmowę kończąc roztargniony:60 Pan Tadeusz Szkoda, że ten Soplica stary nie ma żony,Lub córki pięknej, której ubóstwiałbym wdzięki;Kochając i nie mogąc otrzymać jej ręki,Nowa by się w powieści zrobiła zawiłość:Tu serce, tam powinność! tu zemsta, tam miłość!Tak szepcąc spiął ostrogi; koń leciał do dworu,Gdy z drugiej strony strzelcy wyjeżdżali z boru;Hrabia lubił myślistwo; ledwie strzelców zoczył,Zapomniawszy o wszystkiem, prosto ku nim skoczył,Mijając bramę, ogród, płoty, gdy w zawrocieObejrzał się i konia zatrzymał przy płocie.Był sad.Drzewa owocne, zasadzone w rzędy,Ocieniały szerokie pole; spodem grzędy.Tu kapusta, sędziwe schylając łysiny,Siedzi i zda się dumać o losach jarzyny;Tam, plącząc strąki w marchwi zielonej warkoczu,Wysmukły bob obraca na nią tysiąc oczu;Owdzie podnosi złotą kitę kukuruza;Gdzieniegdzie otyłego widać brzuch harbuza,Który od swej łodygi aż w daleką stronęWtoczył się jak gość między buraki czerwone.Grzędy rozjęte miedzą; na każdym przykopieStoją jakby na straży w szeregach konopie,Cyprysy jarzyn: ciche, proste i zielone.Ich liście i woń służą grzędom za obronę,Bo przez ich liście nie śmie przecisnąć się żmija.A ich woń gąsienice i owad zabija.Dalej maków białawe górują badyle;Na nich, myślisz, iż rojem usiadły motyle,Trzepiecąc skrzydełkami, na których się mieni61 Adam MickiewiczZ rozmaitością tęczy blask drogich kamieni:Tylą farb żywych, różnych mak zrzenicę mami.W środku kwiatów, jak pełnia pomiędzy gwiazdami,Krągły słonecznik licem wielkiem, gorejącem,Od wschodu do zachodu kręci się za słońcem.Pod płotem wąskie, długie, wypukłe pagórki,Bez drzew, krzewów i kwiatów: ogród na ogórki.Pięknie wyrosły; liściem wielkim, rozłożystym,Okryły grzędy jakby kobiercem fałdzistym.Pośrodku szła dziewczyna, w bieliznę ubrana,W majowej zieloności tonąc po kolana;Z grząd zniżając się w bruzdy, zdała się nie stąpać,Ale pływać po liściach, w ich barwie się kąpać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •