[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kilka minut temu pociąg przekroczył granicęNew Jersey.Przewożenie kradzionych towarów przez granicę stanu jest przestępstwem federalnym.Tracy poczuła się słabo.Przed jej oczami pojawiła się czerwona plamka, zaciemniająca pole widzenia.Starszy mężczyzna, Dennis Trevor, mówił dalej:- Proszę otworzyć walizkę.- To nie była prośba, ale rozkaz.Jedyną nadzieją był bluff:- Nie mam najmniejszego zamiaru.Jakim prawem wdzieracie się do mojego przedziału?! - w jej głosie zabrzmiało oburzenie.- Czy wasza praca polega na napadaniu na niewinnych obywateli? Zaraz zawiadomię konduktora.- Rozmawialiśmy już z konduktorem - powiedział Trevor.Bluff nie podziałał.- Czy.czy macie nakaz rewizji?- Nie potrzebujemy nakazu rewizji, panno Whitney.Przyłapaliśmy panią podczas popełniania przestępstwa - odpowiedział uprzejmie młodszy.Wiedzieli nawet jak się nazywa.Była w pułapce.Nie miała żadnych szans.Żadnych.Trevor sięgnął po jej walizkę i otworzył ją.Powstrzymywanie go nie miało sensu.Tracy widziała, jak włożył do środka rękę i wziął irchową torebkę.Otworzył ją, popatrzył na swego partnera i skinął głową.Tracy osunęła się na siedzenie: opuściły ją siły.Trevor wyjął z kieszeni listę i zerkając do niej sprawdził zawartość torby.Potem włożył rękę do kieszeni.- Jest tu wszystko, Tom.- Skąd.skąd wiedzieliście? - wyszeptała bezdźwięcznie Tracy.- Nie jesteśmy upoważnieni do udzielania żadnych informacji - odrzekł Trevor.- Jest pani aresztowana.Ma pani prawo nic nie mówić i zeznawać dopiero w obecności swojego adwokata.Wszystko, co teraz pani powie, może być wykorzystane przeciwko pani, czy pani zrozumiała?- Tak - odpowiedziała szeptem.- Przykro mi.To znaczy: znam pani przeszłość i przykro mi - dodał Tom Bowers.- Rany Boskie - powiedział starszy.- To nie jest wizyta towarzyska.- Wiem, ale.- Proszę wyciągnąć ręce.- Starszy z mężczyzn wysunął w kierunku Tracy parę kajdanek.Tracy skręcała się z przerażenia.Przypomniała sobie lotnisko w Nowym Orleanie, moment, kiedy zakładano jej kajdanki, przyglądających się ludzi.- Proszę! Czy.czy naprawdę musicie to robić?- Tak, proszę pani.- Pozwól na chwilę na korytarz, Dennis - szepnął młodszy z nich.- Mam ci coś do powiedzenia.- No dobra - Dennis Trevor wzruszył ramionami.Wyszli na korytarz.Tracy została w przedziale, oszołomiona i zrozpaczona.Z korytarza dobiegały ją urywki rozmowy.- Na miłość boską, Dennis, nie musimy zakładać jej kajdanek! Przecież nigdzie nie ucieknie.- Kiedy wreszcie przestaniesz być takim harcerzykiem, Tom? Jak popracujesz w Biurze tyle lat, co ja.- Daj spokój.Niech złapie oddech.I tak jest prawie wykończona, a ty.- To nie ma nic wspólnego z jej.Dalej już nic nie słyszała.Nie chciała słyszeć.W chwilę później obaj mężczyźni wrócili do przedziału.Starszy wyglądał na zdenerwowanego.- OK.Nie będziemy zakładać pani kajdanek.Zabieramy panią na następnej stacji.Musimy teraz wezwać przez radio samochód Biura.Pani nie ma prawa opuszczać tego przedziału.Czy wszystko jasne?Tracy skinęła głową, zbyt słaba żeby odpowiedzieć.Młodszy mężczyzna, Tom Bowers, zrobił sympatyczny grymas; jakby chciał powiedzieć: „Chciałbym w czymś pani pomóc, ale nie mogę”.Już nikt nie mógł jej pomóc.Nie teraz.Było za późno.Złapali ją na gorącym uczynku.W jakiś tajemniczy sposób policja musiała ją wyśledzić i poinformowała FBI.Agenci stali na korytarzu, rozmawiając z konduktorem.Bowers wskazywał na Tracy i mówił coś, czego nie mogła dosłyszeć.Konduktor kiwał głową.Bowers zatrzasnął drzwi przedziału, a Tracy poczuła, jakby zatrzaskiwały się drzwi celi.Za oknem przesuwały się krajobrazy, piękne widoki wiejskich okolic, aleTracy nie widziała niczego.Siedziała nieruchomo, sparaliżowana strachem.W jej uszach rozlegał się szum, który nie miał nic wspólnego z turkotem pociągu.Tym razem nikt nie da jej szansy.Popełniła przestępstwo i zostanie ukarana.Teraz będzie to wysoki wyrok i nie pomoże jej już żadna córka naczelnika, nie czeka jej nic oprócz wlokących się w nieskończoność więziennych lat.A także Dużej Berty i jej podobnych.„Ale w jaki sposób ją złapali? Jedyną osobą, która wiedziała o rabunku był Conrad Morgan, lecz po cóż miałby on wydawać ją i klejnoty w ręce FBI? Może jakiś sprzedawca albo pomocnik w jego sklepie dowiedział się o ich planie i zawiadomił policję? Właściwie, wszystko jedno, jak to się stało.Została złapana.Teraz czeka ją proces i więzienie.Najpierw wstępne przesłuchanie, potem rozprawa, a potem.”Tracy z całej siły zacisnęła powieki, nie myśląc już o niczym.Gorące łzy spływały po jej policzkach.Pociąg powoli zwalniał.Tracy oddychała z trudem, brakowało jej powietrza.Dwaj agenci FBI zjawią się lada chwila.Wkrótce ukazała się stacja, a kilka sekund potem pociąg zazgrzytał i zatrzymał się.Czas na nią.Tracy zamknęła walizkę, włożyła płaszcz i usiadła.Utkwiła wzrok w drzwiach przedziału, czekając kiedy się otworzą.Upływały minuty, ale dwaj agenci nie pojawiali się.Dokąd mogli pójść? Przypomniała sobie ich słowa: „Musimy teraz wezwać przez radio samochód Biura.Nie ma pani prawa opuszczać tego przedziału”.Usłyszała wołanie konduktora: - Proszę wsiadać!Nagle wpadła w panikę.Może czekali na nią już na peronie? „Tak, na pewno tak”.Jeśli nadal zostanie w pociągu, oskarżą ją o próbę ucieczki, a to może jeszcze pogorszyć sytuację.Tracy złapała walizkę, otworzyła drzwi przedziału i popędziła na korytarz.Podszedł do niej konduktor.- Czy pani tu wysiada? - zapytał.- Proszę się pospieszyć.Pomogę pani.Kobieta w tym stanie nie powinna dźwigać nic ciężkiego.- W tym stanie? - Popatrzyła na niego ze zdumieniem.- Proszę się nie martwić.Pani bracia powiedzieli, że jest pani w ciąży i żebym na panią uważał.- Moi bracia?- Bardzo mili ludzie.Naprawdę dbają o panią.Świat stanął na głowie.Wszystko się pomieszało.Konduktor pomógł jej przenieść walizkę na koniec wagonu i sprowadził ją po schodach.Pociąg ruszał dalej.- Czy wie pan, dokąd udali się moi bracia? - zapytała Tracy.- Nie, proszę pani.Wskoczyli do pierwszej taksówki, gdy tylko pociąg się zatrzymał.Z klejnotami wartymi milion dolarów.Tracy pojechała na lotnisko.Było to pierwsze miejsce, o którym pomyślała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]