[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niezłe - powiedziała.- Dulorneńskie?Carabella skinęła potakująco głową.- Ci żmijowaci Ghayrogowie znają się na trunkach.W Mazadone czegoś takiego nie znajdziecie.- A więc mówisz, że trzy tygodnie żałoby, tak? - Zalzan Karol zmienił temat.- Ani dnia mniej.Zakazano wszelkich publicznych rozrywek.Na drzwiach każdego domu wiszą żółte żałobne szarfy.- Na co umarł książę? - spytał Sleet.Olbrzymka lekceważąco wzruszyła ramionami.- Jedni mówią, że śmiertelnie go przestraszyło przesłanie od Kró­la Snów, drudzy, że zadławił się kęsem nie dogotowanego mięsa, a je­szcze inni, że pofolgował sobie w uciechach z trzema nałożnicami.Ale czy to takie ważne? Pewne, że jest martwy, co nas obchodzi reszta.- Więc nie dostaniemy żadnej roboty - powiedział przygnębiony Zalzan Karol.- Nie, nie znajdziecie niczego aż do Thagobaru i nawet dalej.- Całe tygodnie bez dochodów - utyskiwał Skandar.- Trudna sprawa - powiedziała Lisamon Hultin.- Ale ja wiem, gdzie mógłbyś znaleźć niezłe zarobki, nie tak daleko od Thagobaru.- Pewnie w Khyntorze - powiedział Zalzan Karol.- Nie, w Khyntorze nastały ciężkie czasy, jak słyszałam.Nie obro­dziły im tego lata klennety, kupcy cofnęli kredyty, więc myślę, że nie mają pieniędzy na rozrywki.Nie, ja mówię o Iliriroyne.- Co takiego?! - krzyknął Sleet, jakby go raził piorun.Valentine szukał przez chwilę w pamięci takiej nazwy, jak zwykle bez rezultatu, więc szeptem zapytał Carabellę: - Gdzie to jest?- Na południe od Khyntoru.- Ale na południe od Khyntoru leży terytorium Metamorfów.- Właśnie.Ponure rysy Zalzana Karola rozpogodziły się po raz pierwszy od przeprawy z leśnymi braćmi.Odwrócił się do Lisamon Hultin i spytał:- Jaką tam możemy dostać robotę?- W przyszłym miesiącu Zmiennokształtni urządzają u siebie festyn - odpowiedziała Lisamon Hultin.- Będą dożynki, różnego rodzaju popisy, zabawy.Słyszałam, że czasami zjeżdżają do nich zespoły z królewskich prowincji i że zarabiają olbrzymie sumy.Zmiennokształtni nie przywiązują znaczenia do pieniędzy i łatwo je wydają.- Och tak - powiedział Zalzan Karol.- Słyszałem już o tym, ale nie przyszło mi do głowy, żeby się przekonać, ile jest w tym prawdy.- Możesz się przekonać, ale beze mnie - włączył się do rozmowy Sleet.- Mówiłeś coś? - Skandar obrzucił go niechętnym spojrzeniem.Sleet miał zbielałe i zaciśnięte usta oraz nieruchome, nienatural­nie błyszczące oczy.Okazywał takie zdenerwowanie jak po żonglowa­niu z zawiązanymi oczami.- Jeśli pojedziesz do Ilirivoyne - odezwał się głosem, w którym drżało napięcie - nie licz na moje towarzystwo.- Przypominam ci o kontrakcie - powiedział Zalzan Karol.- Nie dbam o kontrakt.Zresztą nie ma w nim mowy o wyprawie na terytorium Metamorfów.A poza tym u nich nie obowiązuje kró­lewskie prawo i nasza umowa wygasa z chwilą, gdy znajdziemy się w re­zerwacie.Nie czuję sympatii do Zmiennokształtnych i odmawiam ry­zykowania ciała i duszy.- Pomówimy o tym później, Sleecie.- Później dostaniesz taką samą odpowiedź.Zalzan Karol rozejrzał się po twarzach zgromadzonych wokół żonglerów.- Dosyć tego! Straciliśmy tu ładnych parę godzin.Dziękuję ci za pomoc - zwrócił się do Lisamon Hultin, ale w jego głosie trudno by­łoby się doszukać szczerości.- Życzę wam zyskownych występów.- Powiedziawszy to olbrzymka zniknęła w lesie.Ponieważ pokonanie zgotowanej im przez leśnych braci prze­szkody spowodowało opóźnienie w podróży, Zalzan Karol zdecydo­wał, że pojadą nocą, w oczywisty sposób łamiąc ustalone przedtem przez siebie zasady poruszania się po kraju.Valentine, wyczerpany długim biegiem i godzinami żonglowania, a także odurzony nekta­rem owocu dwikka, zasnął siedząc z tyłu wozu i przespał gwałtowną dyskusję o ryzyku zapuszczania się na ziemię Metamorfów.Deliamber obstawał przy tym, że wieści o grożących tam niebezpieczeństwach są wyolbrzymione, Carabella zauważyła, że Zalzan Karol ma prawo ob­ciążyć Sleeta kosztami, jeśli ten złamałby umowę, Sleet trwał w histe­rycznym uporze twierdząc, że boi się Metamorfów i woli, żeby dzieliły go od nich tysiące mil.Shanamir i Vinorkis również nie kryli lęku, twierdząc, że Zmiennokształtni są niebezpieczni, a przynajmniej nie­sympatyczni i podstępni.Valentine obudził się dopiero rankiem, z głową na kolanach Carabelli.Do wozu zaglądały już pierwsze promienie słońca.Właśnie przystanęli w jakimś przestronnym parku, porośniętym niebieskoszarą trawą i strzelistymi, sięgającymi nieba drzewami.Wokół rozciągał się łańcuch łagodnych wzniesień w kształcie kopców.- Gdzie my jesteśmy? - spytał na wpół rozbudzony.- Na obrzeżach Mazadone.Skandar pędził jak szalony przez całą noc, a ty przez całą noc spałeś jak zabity.- Carabella zaśmiała się z wdziękiem.Na zewnątrz, nie dalej niż kilka stóp od wozu, Zalzan Karol i Sle­et prowadzili gorącą dyskusję.Złość kipiąca z niskiego białowłosego mężczyzny zdawała się unosić go w powietrze i sprawiała, że wyglądał na wyższego, niż był w rzeczywistości.Chodził tam i z powrotem, ude­rzał pięścią w dłoń, krzyczał, tupał i widać było, że jest bliski rzucenia się na Skandara.Ten zaś zachowywał się w nietypowy dla siebie spo­sób: stał z założonymi rękami, wszystkimi czterema, i cierpliwie popa­trywał z góry na miotającego się rozmówcę, obdarzając go od czasu do czasu chłodną odpowiedzią.Carabella patrzyła wyczekująco na Deliambera.- To trwa zbyt długo.Czarodzieju, czy mógłbyś wmieszać się do ich rozmowy, zanim Sleet powie coś nierozważnego?Vroon nie miał wesołej miny.- Sleet w lęku przed Metamorfami przekracza granice zdrowe­go rozsądku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •