[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Padał na niego cień nóżek stolika i widziałem, że na dywanie nie było najmniejszej fałdki.- Czy wierzysz w to, Watsonie? - zapytał Holmes, wyrywając mnie z hipnotycznego prawie transu.Coś.coś w tym stoliku do kawy._ Czy wierzę w co, Holmesie?- Że cała czwórka na cztery minuty przed morderstwem tak po prostu wyszła z salonu w cztery różne strony? _ Nie wiem - odparłem słabo.- Bo ja nie wierzę.Nie wierzyłem ani przez chwi.- urwał.- Watsonie! Dobrze się czujesz?- Nie - odparłem głosem tak słabym, że z trudem sam siebie słyszałem.Opadłem na krzesło przy biblioteczce.Serce biło mi jak oszalałe, oczy zdawały się wychodzić z orbit.Nie potrafiłem oderwać wzroku od cieni nóg stolika do kawy padających na dywan.- Jestem.zdecydowanie nie.no cóż.W tej samej chwili w progu gabinetu pojawił się Lestrade.- Jeśli już wszystko obejrzałeś, H.- Urwał.- Co, do licha, stało się Watsonowi?- Podejrzewam - odparł spokojnym, mierzonym głosem Holmes - że Watson rozwiązał już zagadkę tego morderstwa.Czy tak, Watsonie?Skinąłem głową.Zapewne nie rozwikłałem jeszcze całej tajemnicy, ale jej większą część tak.Wiedziałem kto; wiedziałem jak.- Czy z tobą, Holmesie, dzieje się to samo? - zapytałem.Wtedy gdy.wpadasz na trop?- Tak - powiedział.- Z tym tylko, że w takich chwilach potrafię utrzymać się na nogach.- Watson rozwiązał zagadkę? - zapytał zniecierpliwiony Lestrade.- Ba! Holmesie, jak sam najlepiej wiesz, Watson oferował już tysiąc rozwiązań w stu sprawach i żadne z nich nie okazało się prawdziwe.To jego betę noire.Cóż, pamiętam, jak zeszłego lata.- Znam Watsona lepiej, niż pan kiedykolwiek go pozna - odparł Holmes.- I tym razem znalazł właściwe rozwiązanie.Widzę to po nim.Znów zaczął kichać, gdyż do gabinetu przez drzwi, które Lestrade zostawił otwarte, ponownie wczłapał kot.Zwierzę skierowało się prosto do Holmesa.Paskudny pysk wyrażał bezgraniczną miłość.- Jeśli za każdym razem czujesz to samo co ja teraz - Powiedziałem - nigdy ci tego, Holmesie, nie wybaczę.Myślałem, że pęknie mi serce.- Do wszystkiego można nawyknąć, nawet do przebłysków intuicji - odrzekł Holmes bez śladu zarozumiałości w głosie.- Więc o co chodzi.a może, jak w ostatnim rozdziale powieści detektywistycznej, powinniśmy sprowadzić tu wszystkich podejrzanych?- Nie! - krzyknąłem przerażony.Nie widziałem jeszcze żadnego z nich i wcale się do tego nie śpieszyłem.- Myślę, że najpierw pokażę wam, jak to zostało dokonane.Jeśli tylko ty i inspektor Lestrade wyjdziecie na chwilę na korytarz.Kot dotarł do Holmesa, wskoczył mu na kolana i zaczął się tam kokosić, mrucząc jak najszczęśliwsze stworzenie na świecie.Holmes eksplodował kanonadą kichnięć.Czerwone plamy na czole, które zaczęły już znikać, ponownie wystąpiły.Odepchnął kota i wstał.- Pośpiesz się, Watsonie, żebyśmy mogli jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce - powiedział stłumionym głosem i wyszedł z pokoju.Ramiona miał przygarbione, głowę spuszczoną i ani razu nie spojrzał za siebie.Uwierzcie, zabrał ze sobą cząsteczkę mego serca.Lestrade stał oparty o framugę drzwi, jego przemoczony płaszcz lekko parował.Usta inspektora były rozchylone w obmierzłym uśmieszku.- Czy mogę wziąć nowego wielbiciela Holmesa, Watsonie? - zapytał.- Zostaw go pan i zamknij za sobą drzwi - odparłem.- Założę się o pięć funciaków, że tylko zabiera nam pan czas, starcze - oświadczył Lestrade, ale w jego oczach dostrzegłem jakiś nowy wyraz.Gdybym przyjął jego zakład, z pewnością uczyniłby wszystko, żeby się z niego wykręcić.- Proszę zamknąć za sobą drzwi - powtórzyłem.- Nie zabiorę wam dużo czasu.Inspektor posłusznie to uczynił i zostałem w gabinecie Hulla sam.z wyjątkiem oczywiście kota, który usiadł pośrodku dywanu z ogonem starannie owiniętym wokół łap i obserwował mnie zielonymi ślepiami.Pomacałem kieszenie i znalazłem mój souvenir wyniesiony z kolacji poprzedniego wieczoru.Obawiam się, że samotni mężczyźni bywają raczej niechlujami, ale to, że nosiłem w kieszeniach chleb, brało się z czegoś innego, nie z wrodzonego niechlujstwa.Prawie zawsze w którejś z kieszeni miałem skórki od chleba, ponieważ lubiłem karmić gołębie, często zaglądające do okna, przy którym siedział Holmes w chwili, gdy pojawił się w jego mieszkaniu Lestrade [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •