[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak! Tak! Tak! - Wnętrze jej głowy wypełniły cudowne wizje lotu mieszające się z ochrypłym skrzeczeniem gawronów i szpaków - te dźwięki stały się najsłodszą muzyką świata.I wzbija się, wzbija się coraz to wyżej, a moc nie tkwi już w niej czy w nim, ale gdzieś pomiędzy ich ciałami - a potem on krzyczy.Bev czuje drżenie jego ramion, więc wygina całe ciało w łuk.wchłaniając go jeszcze głębiej, rozkoszując się jego spazmami, jego dotykiem i intymnością, jaką zapewnił im mrok.Razem przebijają się w głąb Świateł Życia.Potem to się kończy i jeszcze przez chwilę obejmują się ramionami, a kiedy on stara się coś powiedzieć - być może chce przeprosić ją za to, że sprawił jej ból, Bev zamyka mu usta pocałunkiem i odsyła na miejsce.Bill zbliża się do niej.Próbuje coś powiedzieć, ale jąka się tak bardzo, że właściwie nie jest w stanie wykrztusić ani słowa.- Nic nie mów - stwierdza Bev, umocniona nowym doświadczeniem, ale czuje się teraz zmęczona.Zmęczona i diabelnie poobcierana.Wnętrza i tył jej ud są lepkie - zastanawia się, czy to dlatego, że Ben doszedł do końca, czy też może była to jej własna krew.- Wszystko będzie w porządku.- J-j-j-jesteś p-p-p-pewna?- Tak - odpowiada i splata dłonie na karku, czując pod palcami gęstą mierzwę włosów.- Możesz być pewny.- Cz-cz-cz-czy j-j-ja.- Ciii.Nie jest tak samo jak z Benem.Oczywiście teraz również odczuwa namiętność, ale jest to namiętność innego rodzaju.Bycie z Billem stanowi najlepszy możliwy finał tego, co się stało.Jest łagodny, czuły i nieomal emanuje spokojem.Wyczuwa jego pożądanie, ale jest ono pohamowane przez strach, jaki odczuwa - strach o nią i być może również przez świadomość powagi tego, co właśnie robili.Być może tylko ona i Bill zdawali sobie sprawę z tego, jak ważny jest ów akt.i wiedzieli, że nigdy nie będą mogli rozmawiać na ten temat - czy to między sobą czy z kimkolwiek innym.Pod koniec ogarnia ją zaskakujące uczucie gwałtownego wznoszenia i ma jeszcze czas, aby pomyśleć: Och, to znowu się stanie, nie wiem, czy zdołam to znieść.Ale jej myśli odpływają, w miarę jak ogarniają słodycz tego, co ma miejsce - i ledwie słyszy jego szept: - Kocham cię, Bev, kocham cię i zawsze będę cię kochał.- Bill powtarza te słowa raz po raz bez zająknięcia.Przyciąga go do siebie i przez chwilę tak pozostają, dotykając się policzkami.Potem on wysuwa się z niej bez słowa.Zostaje sama i zaczyna się ubierać; nakłada wolno swoje rzeczy, czując pulsujący ból, którego tamci, będąc mężczyznami, nigdy nie zaznają, i z jednej strony wciąż jeszcze przeżywa niesamowitą, przejmującą rozkosz, z drugiej zaś cieszy się, że jest już po wszystkim.Teraz czuje pustkę tam na dole i choć jest zadowolona, że jej seks ponownie należy tylko do niej, pustka ustępuje miejsca melancholii, której nigdy nie zdoła wyrazić.chyba że pod postacią nagiego drzewa pod białym, zimowym niebem - pustego drzewa, czekającego na przylot pierwszych wiosennych ptaków, które zjawią się tu pod koniec marca, aby wziąć udział w ceremonii pogrzebowej śniegu.Odnajduje ich, wyciągając ręce w ich stronę.Przez chwilę nikt nic nie mówi, a kiedy to wreszcie następuje, wcale nie jest zdziwiona, gdy okazuje się, że mówiącym jest Eddie.- Myślę, że kiedy wcześniej dwukrotnie skręciliśmy w prawo, popełniliśmy błąd - powinniśmy byli pójść w lewo.Jezu, wiedziałem to, ale byłem zbyt spocony i podekscytowany.- Jak zawsze, Eds - mówi Richie.Jego głos był miły, pozbawiony wcześniejszej paniki.- Zrobiliśmy też parę innych drobniejszych pomyłek - mówi Eddie, ignorując go.- Ale ta ostatnia była najgorsza.Jeżeli uda nam się tam wrócić, to może zdołamy się stąd wydostać.Uformowali niezdarny szereg.Eddie szedł pierwszy, a za nim Beverly, która trzymała dłoń na jego ramieniu i czuła na swoim delikatny nacisk ręki idącego za nią Bena.Ruszyli w drogę.Tym razem Eddiego opuściło całe jego poprzednie zdenerwowanie.Wracamy do domu - myśli Beverly i drży pod wpływem przejmującej ją ulgi i radości - do domu.Tak.I to będzie wspaniałe.Kiedy tak idą poprzez mrok, zdaje sobie sprawę, że odgłos płynącej wody jest coraz bliższy.ROZDZIAł 23WYJŚCIE1Derry: 9.00 -10.00Do dziewiątej dziesięć prędkość wiatru w Derry osiągała przeciętnie pięćdziesiąt pięć mil na godzinę, w porywach do siedemdziesięciu.Anemometr na gmachu sądu zarejestrował jeden raz podmuch o prędkości osiemdziesięciu jeden mil, a potem igła opadła do zera, kiedy obracające się łyżeczkowate urządzenie zostało zdarte z dachu i poleciało gdzieś w szary, deszczowy bezmiar poranka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]