[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę już spał.Rumata stanął przy łożu śpiącego chłopca obok przekazującego mu dyżur gwardzisty wykonując złożone, wymagane przez dworski ceremoniał ruchy obnażonymi mieczami, potem zgodnie z tradycją sprawdził, czy wszystkie okna są zamknięte, wszystkie piastunki na miejscu, czy we wszystkich pokojach palą się kaganki, wrócił na korytarz, rozegrał z kończącym dyżur gwardzistą partię kości i spytał go o zdanie na temat atmosfery w mieście.Szlachcic znacznego rodu i równie znacznego rozumu zadumał się głęboko, po czym wyraził przypuszczenie, że to lud przygotowuje się do uczczenia dnia świętego Miki.Po jego odejściu Rumata przysunął fotel do okna, usadowił się wygodnie.Dom księcia stał na wzgórzu i w dzień miasto było stąd widoczne aż do wybrzeża morskiego.Teraz jednak wszystko tonęło w mroku, tylko migotały rozrzucone skupiska świateł na skrzyżowaniach, gdzie stali czekający na sygnał szturmowcy z pochodniami.Miasto spało lub udawało, że śpi.Ciekawe, czy mieszkańcy przeczuwali, że dzisiejszej nocy zawisło nad ich głowami coś straszliwego? Czy jak ów szlachcic znacznego rozumu również sądzili, że ktoś szykuje się do obchodów dnia świętego Miki? Dwieście tysięcy mężczyzn i kobiet.Dwieście tysięcy kowali, rusznikarzy, rzeźników, galanteryjników, jubilerów, gospodyń domowych, prostytutek, mnichów, wekslarzy, żołnierzy, włóczęgów, ocalałych uczonych przewracało się teraz w dusznych, cuchnących pluskwami łożach - spali, kochali się, obliczali w myślach zyski, płakali, zgrzytali zębami ze złości lub obrazy.Dwieście tysięcy mieszkańców! W oczach przybysza z Ziemi łączyło ich jakaś cecha wspólna.Zapewne to, że wszyscy oni prawie bez wyjątku, nie byli jeszcze ludźmi we współczesnym znaczeniu tego słowa, lecz półfabrykatami, bryłami z.których dopiero krwawe stulecia historii wykują kiedyś prawdziwego, dumnego i wolnego człowieka.Byli bierni zachłanni i wręcz nieprawdopodobnie egoistyczni.Co się tyczy ich psychologii, niemal wszyscy byli niewolnikami.Niewolnikami wiary, niewolnikami sobie podobnych, niewolnikami drobnych namiętności, żądzy zysku.I jeśli z woli losu któryś z nich rodził się lub stawał się panem, nie wiedział, co począć ze swą wolnością.Usiłował czym prędzej znów stać się niewolnikiem - bogactwa, rozpasanego luksusu, rozwiązłych przyjaciół, niewolnikiem własnych niewolników.Ogromna większość nie ponosiła tu żadnej winy.Byli zbyt bierni i zbyt prymitywni, to niewolnictwo prowadziło ich do bierności i ciemnoty, a bierność i ciemnota wciąż na nowo rodziły niewolnictwo.Gdyby wszyscy byli absolutnie jednakowi, ręce by opadły i zgasła wszelka nadzieja.Mimo wszystko jednak byli ludźmi, nosicielami rozumu, l stale to tu, to tam w tej masie błyskały i rozpalały się światełka bardzo jeszcze dalekiej i nieuniknionej przyszłości.Rozpalały się bez względu na wszystko.Bez względu na swą pozorną bezużyteczność Bez względu na ucisk.Bez" względu na to, że je zadeptywano buciorami.Że nikomu na świecie nie były potrzebne i cały świat był przeciwko nim.Że w najlepszym razie mogły liczyć na wzgardliwą litość z domieszką zdziwienia.Nie wiedzieli, że przyszłość to oni, że bez nich jest niemożliwa.Nie wiedzieli, że w tym świecie straszliwych upiorów przeszłości oni są jedynym realnym zaczątkiem przyszłości, są fermentem, witaminą w organizmie społeczeństwa.Zniszczyć tę witaminę i organizm zacznie gnić, rozprzestrzeni się społeczny szkorbut, sflaczeją mięśnie, oczy postradają bystrość, wypadną zęby.Żadne państwo nie może się rozwijać bez udziału nauki - zniszczą je sąsiedzi.Bez sztuki i ogólnej kultury państwo traci zdolność do samokrytyki, zaczyna popierać błędne tendencje, tworzyć coraz więcej faryzeuszów i szumowin, wyzwalać w obywatelach zadufanie i konsumpcyjny stosunek do życia i w końcu znów padnie ofiarą mądrzejszych sąsiadów.Można ile się chce prześladować uczonych, nakładać pęta nauce, niszczyć sztukę, wcześniej jednak czy później wypadnie się opamiętać i choćby ze zgrzytaniem zębów - dać wolną drogę wszystkiemu, co jest tak nienawistne żądnym władzy tępakom i ignorantom, l niechby nawet ci szarzy ludzie sprawujący rządy żywili dla wiedzy jak najgłębszą pogardę, i tak staną bezsilni wobec obiektywizmu historycznego, mogą tylko zahamować postęp, ale nigdy zatrzymać.To nieuniknione, że gardząc wiedzą i lękając się jej, muszą w końcu udzielić jej poparcia choćby dlatego tylko, by zachować władzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]