[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast zainteresować się, do czego zmierzam, spuścił wzrok.Z jego postawy ema-nowało teraz wielkie przygnębienie.Ogarnęły mnie najgorsze przeczucia.– Co się stało? – spytałam.– Mój ojciec nie żyje.Jęknęłam.Szok był tak wielki, że odebrało mi mowę.Podeszłam szybko doJamesa i nie czekając na pozwolenie, wzięłam go w ramiona.Wcześniej straciłmatkę, a teraz też ojca.Był sierotą.Nie miał nikogo na świecie.Objął mnie w talii,ale nie włożył w ten gest żadnej siły.Wspięłam się na palce i wyszeptałam mu doucha:– James, tak mi przykro.Po chwili poczułam, jak jego dotyk staje się bardziej zaborczy.Przytulaliśmy się do siebie, a on łkał bezgłośnie.Wielki smutek, który tłumił w sobie przez cały czas, szukał teraz ujścia.Powinnam być przy nim, gdy się dowiedział, a zamiast tego pozwoliłam, by Realm prowadził ze mną swoje chore gierki.James mi ufał, a ja gozawiodłam.Wspólnie moglibyśmy stawić czoła wszystkiemu, ale było już zapóźno, by cofnąć przeszłość.W końcu James uspokoił się, przetarł zaczerwienione oczy i przyjrzał mi się uważnie.– Skóra i kości – zauważył smutnym tonem.– Ostatnio miałam sporo na głowie.Skinął głową, jakby zrozumiał, co chcę przez to powiedzieć.W zamyśleniu zaczął bawić się kosmykiem moich włosów, nawijając go sobie na palec.– Kiedy wyjechałem – odezwał się tym samym cichym głosem – wiedziałem, żemuszę najpierw ochłonąć.Potem planowałem wrócić po ciebie i zabrać cię jak naj-dalej od niego.Od Realma.W pewnym momencie zorientowałem się jednak, że odruchowo ruszyłem w drogę do Oregonu.Chciałem znaleźć się z powrotemw domu.Pragnąłem, by znowu było tak jak kiedyś.Zatrzymałem się przy stacji ben-zynowej i poprosiłem kogoś, by pożyczył mi telefon.Zadzwoniłem do taty.Oczy szkliły mu się od łez, a jego smutek był zaraźliwy.Ojciec Jamesa winiłmnie co prawda za to, że jego syn uciekł z domu, ale przecież nie zmieniało to faktu, że był jego tatą.Znów szepnęłam, jak bardzo mi przykro, ale James, zato-piony w myślach, nie słyszał, co mówię.– Nie odbierał, zacząłem więc podejrzewać, że stało się coś złego – ciągnąłJames.– Dlatego zadzwoniłem do twoich rodziców.– Co takiego?– Sam nie wiem dlaczego – przyznał, wypuszczając z palców moje włosy.– Zro-biłem to pod wpływem impulsu.Po prostu pamiętałem wasz numer.Słuchawkępodniósł twój ojciec.– Rozmawiałeś z moim tatą? – pisnęłam z niedowierzaniem.Mimo wszystkoogromnie tęskniłam za rodzicami.A świadomość, że James właśnie stracił swojego ojca, sprawiła, że jeszcze mocniej zatęskniłam za moim.– Poinformował mnie, że mój tata zmarł w zeszłym tygodniu.Pogrzeb się nie odbył, ponieważ nie miał go kto pochować.Ciałem zajęły się odpowiednie pań-stwowe instytucje – oznajmił.Widziałam, że za chwilę wybuchnie płaczem.Przez cały czas dzielnie walczył, by się nie rozkleić.– Sloane, porzuciłem mojego tatę.Zmarł opuszczony, zupełnie sam.Zbliżyłam dłoń do ust, próbując powstrzymać szloch.To dlatego James wydał misię inny, gdy weszłam do pokoju.Nie był już tym samym zaczepnym i pewnym sie-bie chłopakiem.Podczas ostatnich kilku dni musiał pożegnać się ze swoimpoprzednim życiem.Nagle, z dnia na dzień, musiał wydorośleć.Jego życie nie-odwołalnie się zmieniło.– Twój ojciec wypytywał o ciebie – ciągnął James.– Zapewniłem go, że czujeszsię dobrze i że nie jesteś chora.Obiecałem mu, że pewnego dnia wrócimy do domu.Odparł, że liczy na to.Prosił, bym się tobą zaopiekował, dopóki nie wrócimy.Zamknęłam oczy, ale i tak po policzku potoczyła mi się łza.Spojrzałam z niedo-wierzaniem na Jamesa.– I zgodziłeś się?– Tak – odparł, uśmiechając się łagodnie.– Powiedziałem mu, że zrobięwszystko, by cię chronić.Naprawdę, Sloane, zrobiłbym wszystko.Po tej rozmowiezawróciłem.Wiedziałem już, że nie mogę cię zostawić.Jesteś teraz jedyną rodziną,jaka mi została.Słowa, których teraz potrzebowałam, gdzieś się podziały.Pragnęłam powiedziećmu coś takiego, po czym nie mógłby już wątpić, że bardzo go kocham i że jesteśmyrodziną.Zamiast tego spytałam:– Naprawdę sądzisz, że pewnego dnia wrócimy do domu?– Mam zamiar mocno się o to postarać – powiedział, przysuwając się bliżej.Jedną dłonią gładził mnie po policzku, kciukiem drugiej głaskał po brodzie.Tak bardzo chciałam go w tamtej chwili pocałować, on jednak się nie spieszył.– Jak udało ci się nas znaleźć? – spytałam.– Jakim cudem dostałeś wiadomości od Dallas?– Muszę przyznać, że jest całkiem niezła w te klocki – oznajmił wesoło.– Podej-rzewam, że wynajęła ludzi, którzy mieli wypatrywać mojego wozu.Najpierw znala-złem liścik, z którego wynikało, że mam poszukać pewnego zapuszczonego hote-liku.Zatrzymaliście się tam kilka dni przede mną.Właścicielka wyjawiła, że ow-szem, widziała cię.Zamieszkałaś w pokoju razem z jakimś wysokim ciemnowło-sym facetem z paskudną blizną na szyi.Poczułam się winna i próbowałam się wytłumaczyć:– To nie tak, jak myślisz.– Gdybym rzeczywiście tak pomyślał, nie oglądałabyś mnie teraz.Wplątałaś sięw relację z tym gościem, a ja muszę sobie z tym jakoś poradzić.– Na chwilę zamilkł i schował dłonie w kieszeniach spodni.– W hoteliku Dallas zostawiła celowo przewodnik po okolicach jeziora Tahoe.Wystarczyło tylko popytać wśródmiejscowych o waszą furgonetkę.Kiedy tu dotarłem, Cas wpuścił mnie do domu.Sprawiał wrażenie zaskoczonego moim widokiem.Zaprowadził mnie do twojego pokoju, a gdy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem cię na mostku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]