[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszedł rano do pracy i odkrył, że ręcznie malowany szyld „Ciekawa i Pouczająca Kinematografia” zniknął, zastąpiony przez tę ogromną tablicę.Teraz siedział w gabinecie, podpierał głowę ręka­mi i usiłował sam siebie przekonać, że to jego pomysł.- To mnie wezwał Święty Gaj - mruczał smętnie Gaspode.- Przyfyłem z tak daleka, a oni wyfrali to wielkie, kudłate zwierzę.I pewnie jeszcze zgodzi się pracować za miskę mięsa dziennie.- Wiesz co? A może Święty Gaj nie wezwał cię po to, żebyś zo­stał cudownym psem? - zastanowił się Victor.- Może zaplanował dla ciebie coś innego?To śmieszne, pomyślał.Dlaczego opowiadam takie rzeczy? Prze­cież miejsce nie myśli.Nie może nikogo do siebie wzywać.No, chyba że się tęskni za domem.Ale nie może budzić nostalgii miej­sce, którego się jeszcze nigdy nie widziało; to przecież logiczne.A ludzie mieszkali tu ostatnio pewnie tysiące lat temu.Gaspode obwąchał ścianę.- Powiedziałeś Difflerowi wszystko, tak jak ci kazałem? - za­pytał.- Tak.Bardzo się zdenerwował, kiedy wspomniałem, że pójdę do Unitarnych Alchemików.Gaspode parsknął drwiąco.- I powiedziałeś, że ustny kontrakt nie jest wart papieru, na którym został spisany?- Tak.Nie zrozumiał, o co mi chodzi.Ale dał mi cygaro.I obie­cał, że zapłaci za mój i Ginger W)jazd do Ankh-Morpork.Już niedłu­go.Mówił, że planuje naprawdę wielki obrazek.- Jaki? - spytał podejrzliwie Gaspode.- Nie powiedział.- Posłuchaj, mały - rzekł Gaspode.- Diffler robi tu majątek.Policzyłem wszystko.Na fiurku Solla fyło pięć tysięcy dwieście sie­demdziesiąt trzy dolary i pięćdziesiąt dwa pensy.Tyje zarofiłeś.To znaczy ty i Ginger.- O rany.- Dlatego chciałfym, żefyś nauczył się paru nowych słów.My­ślisz, że dasz radę?- Mam nadzieję.- Procent wpływów frutto - powiedział Gaspode.- Tyle.Za­pamiętasz?- Procent wpływów brutto - powtórzył Victor.- Zuch chłopak.- Ale co to znaczy?- O to się nie martw.Masz tylko powiedzieć, że tego właśnie chcesz.Kiedy nadejdzie właściwa chwila.- A kiedy nadejdzie? - spytał Victor.Gaspode uśmiechnął się złośliwie.- Hm.Najlepsza chyfa wtedy, kiedy Diffler fędzie miał pełne usta jedzenia.***Święty Gaj przypominał mrowisko.Od strony morza Jodłowe Studio pracowało nad Trzecim gnomem.Mikrolityczne Obrazki, prowadzone niemal wyłącznie przez krasnoludów, przygotowywały Poszukiwaczy złota 1457, po których planowano Gorączkę złota.W Dryfującym Pęcherzu - Ruchomych Obrazkach szykowali Indycze uda.U Borgle’a był tłok.- Nie wiem, jaki będzie tytuł, ale robimy teraz coś o wyprawie na spotkanie z magiem.Coś o pójściu za stogiem żółtej cegły - tłu­maczył sąsiadowi w kolejce mężczyzna w połówce kostiumu lwa.- Myślałem, że w Świętym Gaju nie ma magów.- Ten nikomu nie przeszkadza.Nie jest zbyt dobry w magowaniu.- Jak oni wszyscy!Dźwięk - to był najważniejszy problem.W całym Świętym Gaju w szopach pracowali alchemicy; krzyczeli na papugi, przekonywali gadające szpaki, konstruowali niezwykłe butelki, by uwięzić w nich głos i odbijać między ściankami do chwili, kiedy trzeba będzie go wypuścić.Do huku wybuchającej czasem oktocelulozy dołączyły te­raz znużone szlochy albo wrzaski bólu, kiedy zirytowana papuga brała nieostrożny kciuk za orzeszek.Papugi nie przyniosły rozwiązania, na które wszyscy liczyli.Ow­szem, pamiętały, co się do nich mówi, i powtarzały to - w pewnym sensie.Ale nie dało się ich wyłączyć, w dodatku miały zwyczaj doda­wania innych zasłyszanych słów.Dibbler podejrzewał, że słów tych uczą je złośliwi korbowi.W efekcie krótkie fragmenty romantycz­nego dialogu przerywały wrzaski „Brrrawo! Pokaż majtki!”, a Dib­bler twierdził, że nie zamierza robić takich ruchomych obrazków.Przynajmniej na razie.Glos.mówiono, że kto pierwszy wprowadzi głos, będzie władał Świętym Gajem.Publiczność tłoczyła się na migawkach, ale publicz­ność jest kapryśna.Kolor okazał się łatwiejszy - to tylko kwestia wy­hodowania demonów, które potrafiły odpowiednio szybko malo­wać.Ale głos byłby prawdziwym przełomem.Tymczasem próbowano innych sposobów.Krasnoludzie studio zrezygnowało z powszechnej praktyki wypisywania dialogów na plan­szach pomiędzy kolejnymi scenami i wynalazło napisy w dole ekra­nu.Sprawdzały się doskonale, pod warunkiem że aktorzy pamięta­li, by nie wychodzić za daleko do przodu i nie przewracać liter.Ale jeśli nawet brakowało głosu, to ekrany od brzegu do brze­gu powinna wypełniać prawdziwa uczta dla oczu.Stukanie młot­ków zawsze było dźwiękowym tłem Świętego Gaju, a teraz stało się dwa razy głośniejsze.W Świętym Gaju wznoszono miasta z całego świata.Zaczęli Unitarni Alchemicy, budując drewniano-płócienną ko­pię Wielkiej Piramidy Tsortu w skali jeden do dziesięciu.I wkrótce na placach wytwórni zaczęły rosnąć całe ulice Ankh-Morpork, pała­ce z Pseudopolis, zamki z krain osiowych.W niektórych przypad­kach pałace były namalowane na tylnych powierzchniach ulic, tak że książąt od chłopów dzieliła tylko grubość farby i płótna.Victor do końca dnia pracował przy jednoszpulowcu.Ginger prawie się do niego nie odzywała, nawet po obowiązkowym pocałun­ku, kiedy ocalił ją przed tym, czym miał być Morry.Jeśli Święty Gaj wywierał na nich czarodziejski wpływ, dzisiaj z tego zrezygnował.Victor ucieszył się, kiedy wreszcie skończyli.Potem przyglądał się, jak treser ćwiczy z Laddie, Cudownym Psem.Kiedy patrzył, jak pełne gracji zwierzę niczym strzała przelatu­je nad przeszkodami i chwyta tresera za dobrze owiniętą podusz­kami rękę, nie miał wątpliwości, że pies ten został właściwie przez sa­mą Naturę stworzony do ruchomych obrazków.Nawet szczekał fotogenicznie.- A wiesz, co on mówi? - odezwał się niechętny głos obok jego nogi.Był to Gaspode, obraz krzywonogiej żałości.- Nie.Co? - spytał Victor.- Ja Laddie.Ja dofry piesek.Dofry Laddie” - przetłumaczył Gaspode.- Rzygać się chce od tego, prawda?- Niby tak, ale potrafiłbyś przeskoczyć nad sześciostopowym płotem?- Inteligencja, nieprawdaż.Ja zawsze ofchodzę przeszkody fo­kiem.Co oni teraz rofią?- Chyba dają mu obiad.- To coś nazywają ofiadem?Gaspode podszedł i zajrzał do psiej miski.Laddie zerknął na niego z ukosa.Gaspode szczeknął cicho.Laddie zaskomlał.Gaspo­de szczeknął znowu.Nastąpiła dłuższa wymiana ujadań.Potem Gaspode wrócił i usiadł obok Victora.- Patrz uważnie - powiedział.Laddie chwycił miskę w zęby i odwrócił ją dnem do góry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •