[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Patrol, który go znalazł, twierdzi, że wyglądał tak, jakby wywrócono go na nice.Morgana ścisnęło w gardle, gdy sobie to wyobraził.- Co się dzieje, Padisharze? - zapytał cicho.- Sam nie wiem, co o tym myśleć, góralu.Ale jest jeszcze gorsza wiadomość.Przeczucie nigdy mnie nie myli.O dwie mile stąd znajduje się armia federacji: garnizon z Tyrsis albo nie jestem ulubionym synem swojej matki.- Jego twarz wykrzywił ironiczny grymas.- Idą prosto po nas, chłopcze.Nie zbaczają ani na włos w swoim pochodzie.W jakiś sposób odkryli, gdzie jesteśmy, i myślę, że obaj wiemy, jak to się mogło stać, nieprawdaż?Morgan zaniemówił ze zdumienia.- Kto? - zdołał wreszcie z siebie wykrztusić.Padishar wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho.- Czy to naprawdę ma teraz jakieś znaczenie? - Obejrzał się przez ramię.- Trzeba już tutaj kończyć.Nie sprawi mi przyjemności powiadomienie Axhinda i jego ludzi o tym, co się stało, ale nie miałoby sensu ich zwodzić.Na ich miejscu zniknąłbym stąd szybciej niż zając w swej norze.Trolle były jednak innego zdania.Po zakończeniu spotkania Axhind i jego towarzysze nie przejawiali chęci opuszczenia Występu.Poprosili natomiast o zwrot swej broni - imponującej kolekcji toporów, włóczni i mieczy - a po jej otrzymaniu usiedli i zaczęli niespiesznie szlifować ich ostrza.Wydawało się, że szykują się do walki.Morgan poszedł poszukać karłów.Biwakowali w niewielkim, ustronnym zagajniku świerkowym na drugim końcu podnóża urwiska, gdzie nawis skalny tworzył naturalną osłonę przed wpływami pogody.Steff powitał go bez zbytniego entuzjazmu.Teel siedziała na ziemi.Z jej dziwnej, zamaskowanej twarzy nie sposób było niczego wyczytać,I chociaż jej oczy połyskiwały czujnie.Wydawała się silniejsza, jej j ciemne włosy były wyszczotkowane, a jej ręce nie drżały, kiedy podała je na powitanie Morganowi.Porozmawiał z nią krótko, przy czym ona prawie się nie odzywała.Morgan przekazał im wiadomość o Hirehone'ie i nadciągającej armii federacji.Steff z powagą skinął głową; Teel nie zrobiła nawet tego.Opuścił ich z niejasnym uczuciem niezadowolenia z odwiedzin.Armia federacji przybyła wraz z nastaniem zmroku.Żołnierze rozlokowali się w lasach pod skalnymi ścianami Występu i zaczęli oczyszczać teren dla swoich potrzeb, pracując z mozolną determinacją mrówek.Tysiącami wyłaniali się spośród drzew, z powiewającymi proporcami i połyskującym orężem.Przed każdą kompanią niesiony był sztandar - czarna flaga z jednym czerwonym i jednym czarnym pasem tam, gdzie znajdowali się zwykli żołnierze federacji, i jaskrawobiała głowa wilka tam, gdzie znajdowali się szperacze.Wznoszono namioty, ustawiano broń w kozły, rozmieszczano na tyłach zaopatrzenie i rozpalano ogniska.Niemal od razu zespoły ludzi zaczęły budować machiny oblężnicze i ciszę wypełniły odgłosy pił ścinających drzewa i siekier rąbiących powalone pnie.Banici przyglądali się temu z góry.Ich własne umocnienia były już gotowe.Morgan patrzył wraz z nimi.Wydawali się odprężeni i spokojni.Były ich zaledwie trzy setki, lecz Występ stanowił naturalną redutę mogącą się oprzeć armii pięć razy silniejszej niż ta na dole.Windy zostały wciągnięte na cypel i nie było już żadnej innej drogi na górę ani w dół poza wspinaczką po skalnych ścianach.Oznaczałoby to jednak konieczność pięcia się w górę za pomocą rąk, drabin i haków.Nawet garstka ludzi byłaby w stanie powstrzymać taki atak.Było już zupełnie ciemno, kiedy Morgan miał znowu sposobność i porozmawiania z Padisharem.Stali obok wind, znajdujących się teraz pod silną strażą, i spoglądali na rozsiane światełka ognisk w dole.Żołnierze federacji wciąż pracowali.Z ciemnych lasów dochodziły odgłosy budowy, zakłócając nocny spokój.- Nie muszę ci mówić, że cała ta ich aktywność bardzo mnie niepokoi - mruknął herszt banitów, marszcząc brwi.Morgan również zmarszczył czoło.- Nawet ze swoim sprzętem oblężniczym nie mogą chyba mieć nadziei, że nas tutaj dosięgną?- Nie mogą.- Padishar potrząsnął głową.- I to właśnie mnie niepokoi.- Przyglądali się nieprzyjacielowi jeszcze przez chwilę, po czym Padishar zaprowadził Morgana w osłonięte miejsce na cyplu, gdzie szepnął mu do ucha: - Nie potrzebuję ci przypominać, że już dwukrotnie zostaliśmy zdradzeni.Ktokolwiek to zrobił, wciąż jeszcze znajduje się na wolności, być może nawet wśród nas.Jeśli Występ ma zostać zdobyty, to przypuszczalnie stanie się to w taki właśnie sposób.- Obrócił się do Morgana, pochylając ku niemu swą surową, ogorzałą twarz.- Zrobię, co w mojej mocy, dla zapewnienia Występowi bezpieczeństwa.Ale ty miej również oczy otwarte, góralu.Możesz widzieć wszystko inaczej niż ja, bo jesteś tu od niedawna.Obserwuj nas wszystkich, a będę twoim dłużnikiem, jeśli coś odkryjesz.Morgan bez słowa skinął głową.Nadawało to jego pobytowi tutaj jakiś sens, którego dotąd mu brakowało.Od czasu kiedy roztrzaskał miecz, prześladowało go uczucie pustki.Zamartwiał się, że musiał opuścić Para i Colla Ohmsfordów.To zadanie pozwalało mu się na czymś skoncentrować.Był za to Padisharowi wdzięczny.Kiedy skończyli rozmowę, poszedł do zbrojmistrza i poprosił go o pałasz.Wybrał taki, który mu odpowiadał, wyciągnął z pochwy swój złamany miecz i wsunął na jego miejsce nowy.Następnie udał się na poszukiwanie jakiejś porzuconej pochwy, aż w końcu znalazł taką, do której pasowałby Miecz Leah.Przyciął pochwę stosownie do zmniejszonej długości miecza, obwiązał jej dolny koniec i przytroczył ją sobie do pasa.Po raz pierwszy od kilku dni znowu poczuł się lepiej.Również tej nocy spał dobrze - mimo że armia federacji aż do świtu kontynuowała wznoszenie machin oblężniczych.Kiedy pokazało się słońce, prace budowlane ustały.Obudził się wtedy, wytrącony ze snu nagłą ciszą, włożył ubranie, przypasał broń i popędził na krawędź cypla.Banici zajmowali pozycje, trzymając broń w pogotowiu.Padishar już tam był, ze Steffem, Teel i grupą trolli.Wszyscy w milczeniu przyglądali się temu, co się dzieje na dole.Armia federacji się formowała, drużyny łączyły się w kompanie.Żołnierze byli dobrze wyszkoleni i zajmowanie stanowisk przebiegało bez zamieszania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]