[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale masz rację, lepiej nie dawać powodu do plotek, zatemniech to pozostanie naszą tajemnicą.Ani słowa nikomu o kopaniu,jak również o skarbie.- Podniósł palec do ust gestem nakazującymciszę.- Milczenie i dyskrecja, moi przyjaciele, milczenie i dyskrecja.Idzcie z Bogiem.Dwaj rycerze wstali i zgięli się w pokłonie, po czym opuścili kró-lewski pałac.d- Skąd ci się to wzięło?De Payns odwrócił się do przyjaciela, śmiejąc się z wrogiego tonujego głosu.- Zastanawiałem się, kiedy się na mnie rzucisz.Naliczyłem dwa-dzieścia dwa kroki od pałacu.- Byłem dyskretny.Nie chciałem wrzeszczeć na ciebie przy kró-lewskich gwardzistach.Nie mają poczucia humoru i nie lubią za-mieszania w pobliżu króla.A teraz powiedz mi, po co było to całe.przedstawienie?-A czemu służy każde przedstawienie, Goff? Ma rozpraszać wi-dza, bawić i skupić jego uwagę.przede wszystkim skupić uwagę.Jednak jesteśmy jeszcze za blisko gwardzistów, żeby o tym mówić.Porozmawiamy o tym pózniej, z pozostałymi.Saint-Omer przystanął, ale ściszył głos.- Nie, Hugonie, porozmawiamy o tym teraz, ponieważ chcę wie-dzieć, co zrobiłeś tu tego ranka, zanim zaczniemy omawiać to z inny-mi.Nie wierzyłem własnym uszom. - Dobrze, ale przejdzmy dalej, gdzie nikt nas nie usłyszy.No, coci się zdaje, że słyszałeś?- Nic mi się nie zdaje.Słyszałem, jak zdradziłeś nasze plany kró-lowi.- Jesteś tego pewien, Godfrydzie? Co zdradziłem?- %7łe zamierzamy wydrążyć tunel w skale, do fundamentów.- Och, rozumiem.Wspomniałem o fundamentach, tak?-No.nie, nie wspomniałeś.Jednak wiedziałem, co masz namyśli.- A czy król to wiedział, Goff ? Wiedział, co mam na myśli?Saint-Omer się zastanowił.- Nie.On sądził, że mówisz o wykuciu klasztoru w skale.-To dziwne, bo ja też sądziłem, że właśnie o tym rozmawiamy.Czy króla rozgniewała moja propozycja?- Nie, ale.Do licha! - Saint-Omer odwrócił się i wycelował palecw przyjaciela, ale milczał ze zmarszczonym czołem, wyraznie zastana-wiając się, co powiedzieć.Potem rozchmurzył się, szeroko otworzyłoczy i parsknął śmiechem.- Niech cię licho, Hugonie de Payns.Je-steś najbardziej podstępnym, pozbawionym skrupułów, przebiegłymspryciarzem, jakiego znam.Nie powiedziałeś niczego, co wydawałomi się, że mówiłeś.I oszukałeś króla równie wprawnie, jak zwiodłeśmnie.- Och nie.Nie było w tym żadnego oszustwa, mój przyjacielu.Sam się zwiodłeś, za bardzo martwiąc się o to, że Baldwin Drugi możeprzejrzeć moje myśli i odgadnąć prawdziwe zamiary.Poznałem to potwojej minie, więc po chwili przestałem na ciebie patrzeć, inaczej mo-gliby także dostrzec niepokój na twojej twarzy.Bynajmniej nie oszu-kałem króla.I nie okłamałem go.Bracia toczyli dyskusję, o której mumówiłem, o wykopaniu klasztoru.Byłeś przy tym, więc musisz topamiętać.Rozmawialiśmy o wszystkim tym, co powiedziałem Bald-winowi Drugiemu.-Tak, wiem.Wiedziałem już wtedy, kiedy o tym mówiłeś, alenie mogłem zrozumieć, co robisz, i chyba wpadłem w panikę.Terazjednak uważam, że byłeś zdumiewający.Rozbroiłeś króla, skuteczniezapobiegłeś wszelkim ewentualnym podejrzeniom, jakie mogłybyw nim obudzić jakieś doniesienia o niezwykłych odgłosach czy dzia-łaniach, a potem przekonałeś go, wcale się nie starając, żeby zakupił i dostarczył nam wszystkie narzędzia potrzebne do kopania.Nie mogęuwierzyć, że dokonałeś tego w niecałą godzinę.- Nie zapomnij o skarbie.-Tak, skarb.Kiedy zaczął o nim mówić, byłem przekonany, żewie wszystko i mówi o skarbie, którego szukamy.Myślałem, że zwy-miotuję ze strachu.Zaraz jednak pojąłem, że mówi tylko o zwyczaj-nym skarbie, w złocie i klejnotach, a nie o naszym.- I nie ma wielkiej nadziei na znalezienie czegokolwiek, gdyż na-wet on wie, że w litej skale nie ma ukrytych skarbów.Saint-Omer znów zmarszczył brwi.- Co zrobimy, jeśli wśród skarbów, których szukamy, będzie złotoi drogie kamienie?- Będą.Archiwa mówią o tym wyraznie, wymieniając cenneprzedmioty, świątynne ozdoby i klejnoty ogromnej wartości.Szuka-my świątynnego skarbu, Goff.Niezależnie od tego, co może oznaczaćdla naszego Zakonu i jego tradycji, będzie bardzo cenny.Czy słyszałeśkiedyś o kapłanie lub świątyni bez jakichkolwiek bogactw? Jednakprzejdziemy ten most, kiedy przed nim staniemy, Goff.A tymcza-sem król wcale się nie spodziewa, że cokolwiek znajdziemy.Chętniepozwala nam drążyć skały Wzgórza Zwiątynnego, bylebyśmy nadalpatrolowali drogi i szlaki.Tak też będziemy robić, Goff.Czy terazmożemy iść i podzielić się nowinami z innymi?Saint-Omer uśmiechnął się i machnął ręką, wskazując mu dro-gę, po czym obaj ruszyli ku południowo-zachodniemu narożnikowiWzgórza Zwiątynnego.De Payns cicho i melodyjnie pogwizdywałprzez zęby.d dKUSICIELKAd d1- Ten człowiek sprawia wrażenie niezmordowanego.Mówiącym był patriarcha Jerozolimy, a Hugon de Payns uśmiech-nął się na te słowa, nie odrywając oczu od rozgrywającego się przednimi spektaklu.- Tak się zdaje - przyznał.- Jednak Wasza Eminencja jak mało ktopowinien wiedzieć, że nie należy ufać pozorom.Męczy się tak samojak inni, tyle że jest znacznie młodszy od reszty.Ha! Proszę spojrzeć.Porusza się jak kot.Chciałbym mieć czterech takich jak on.Obserwowali zawody, ćwiczebną walkę pięciu szermierzy, w którejczterech atakowało jednego, najmłodszego, a ten sprawiał, że wydawalisię nieudolni i nieskuteczni.Miał dwuręczny miecz o długiej klindze,przy którym broń jego przeciwników wydawała się maleńka, i władałnim z mistrzowską wprawą, tworząc nieprzebytą kurtynę błyszczącejstali.Dwaj przeciwnicy zaatakowali go jednocześnie: jeden związałswoje ostrze z jego własnym, a drugi skorzystał z okazji i doskoczył, byzadać cios, lecz nim zdążył to zrobić, młodzieniec obrócił się zwinniei odskoczył, wyciągniętą nogą odnajdując krawędz niskiego murku,który znajdował się za nim.Znieruchomiał na ugiętych nogach, ła-piąc równowagę, po czym znów skoczył, podwajając dystans dzielącygo od przeciwników, zanim zdołali zareagować.Kiedy miał już gruntpod stopami, roześmiał się i wbił miecz w ziemię, sygnalizując prze-rwę, z czego jego strudzeni przeciwnicy skwapliwie skorzystali.- Dobra robota, Stefanie - zawołał de Payns, gdy ćwiczący odprę-żyli się i próbowali złapać oddech.- Rozumiem, że jesteś pod wrażeniem, ale dlaczego nie miałbyśmieć czterech takich jak on? I dlaczego tylko czterech? Czemu nietuzin? - zwrócił się do niego z uśmiechem patriarcha.De Payns parsknął śmiechem. - Dlaczego nie? Chciałbym mieć tuzin takich jak on, jak mówisz,lecz nigdy nie będę miał, ponieważ ten chłopak to fenomen.Jest.brak mi słów.Wciąż trudno mi uwierzyć, że jest tu jako jeden z nas.I naprawdę tak myślę.Bardzo niewielu młodzieńców w jego wieku,Wasza Eminencjo, może nie więcej niż jeden na pięć lub dziesięć tysię-cy, ma takie umiejętności.I nawet jeden na tysiąc z tych nielicznych,młodych i mocarnych, ma chęć wyrzec się doczesnych przyjemności,aby przywdziać habit i wieść żywot mnicha.- Tak, przyznaję ci rację.Zwiat i cielesne rozkosze są wielką atrak-cją dla młodych.Skąd jednak on się wziął? Przyprowadziłeś mnie tu,żebym go zobaczył, lecz nie wyjawiłeś mi nawet jego imienia.- Można powiedzieć, że go odziedziczyłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •