[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedząc, co powiedzieć, zapytał po prostu:- Co się z tobą dzieje? Nic nie rozumiem.- Oczywiście, że nie - odparła.- Ale widzisz, nie ma już sensu szukać dalej.To, czego poszukujesz, znajduje się tuż przed tobą.Von Hymack jest już dla ciebie bezużyteczny, ponieważ znalazłam dla siebie lepsze miejsce.Lubię Jackarę - jej ciało, jej pasję - i pozostanę w niej.Razem dokonamy wszystkiego, czego pragniesz.A nawet więcej.Dużo więcej.Będziesz miał swoje plagi i swoją śmierć.Pozwól nam powrócić na statek i zabierz nas w jakieś zaludnione miejsce.Nim tam dotrzemy, będę już gotowa.Staniesz się świadkiem spektaklu, który zaspokoi nawet tak wygórowane pragnienia, jak twoje.A będzie to dopiero początek.- Jackara! Nie mam czasu na żarty! Ja.- Nie żartuję - przerwała miękko.Podeszła bliżej i uniosła dłonie ku jego twarzy.Przebiegła palcami po policzkach, by w końcu dotknąć jego skroni.Znieruchomiał, sparaliżowany wizją zniszczenia, która wypełniła jego umysł.Martwi i umierający byli wszędzie.Na niezliczonych ciałach widział symptomy chorób, których istnienia nigdy nawet nie podejrzewał.Dostrzegał całe planety dotknięte zarazą i śmiertelnymi epidemiami.Zobaczył ciemne i jałowe światy, pozbawione życia, puste ulice i domy, rozkładające się na polach trupy.Zrobiło mu się nagle niedobrze.- Mój Boże! - szepnął.- Kim ty jesteś?- Widziałeś to wszystko i jeszcze nie rozumiesz?Cofnął się.- Jest tutaj coś nienaturalnego - powiedział.- Ta błękitna bogini, o której mówił Sandow.- Masz niezwykłe szczęście.Ja zresztą także.Twe środki, które doprowadzą do zrealizowania naszych wspólnych celów, są o wiele potężniejsze niż u mego poprzedniego akolity.- W jaki sposób udało ci się zawładnąć ciałem Jackary?- Twój sługa, Shind, połączony był z nią akurat telepatyczną więzią.Tak więc przejęłam ją.Przyjemnie jest ponownie posiadać tę właśnie płeć.- Shind! Shind! - wykrzyknął zrozpaczony.- Gdzie jesteś? Co się stało?- Twoi słudzy nie czują się najlepiej - powiedziała z uśmiechem.- Ale nie musimy już korzystać z ich usług.Muszą tu pozostać.Szczególnie ten mężczyzna - Morwin.Chodźmy już! Wracajmy na statek.Nagle słabo, bardzo słabo, dobiegł go telepatyczny przekaz Shinda:-.Racja.Sandow miał rację.Byłem w kontakcie z umysłem, którego nie potrafię pojąć.Zniszcz.ją.Wstrząśnięty, sięgnął po broń.- Szkoda - powiedziała.- A mogło być tak przyjemnie.Ale mogę przeprowadzić to teraz sama - i obawiam się, że nawet będę musiała.i wiedział już, że zrobił to zbyt późno, bowiem w dłoni tej dziwnej istoty błysnął wymierzony w jego kierunku pistolet Jackary.Strzępy świadomości unosiły się niczym czarna zasłona.Unosiły się i opadały.Po chwili Morwin otworzył oczy i spojrzał na leżący przed nim pistolet.Nim zdał sobie sprawę, kim właściwie jest, sięgnął po broń.Dotknięcie chłodnej kolby niosło ze sobą ukojenie i spokój.Zamrugał oczyma i uniósł głowę.- Shind? Gdzie jesteś?Odpowiedziała mu cisza.Odwrócił się i w odległości kilku kroków od siebie dostrzegł skurczoną postać leżącego twarzą ku ziemi mężczyzny.Ubranie poplamione było krwią.Podniósł się i ruszył w jego kierunku.Mężczyzna oddychał.Jego prawe ramię, wykręcone w groteskowej pozycji, drżało.Morwin stał przez chwilę nieruchomo, potem obszedł go z drugiej strony, spojrzał mu w twarz i przyklęknął.Oczy mężczyzny były otwarte, ale wydawały się nic nie widzieć.- Słyszysz mnie? - zapytał Morwin.Mężczyzna westchnął głęboko i opuścił powieki.Gdy uniósł je ponownie, jego oczy miały dużo przytomniejszy wyraz.Spojrzał prosto na Morwina.Jego twarz poznaczona była strupami i świeżymi ranami.- Słyszę cię - powiedział słabo.Morwin mocniej zacisnął dłoń na kolbie.- Czy ty jesteś Heidel von Hymack? - zapytał.- Człowiek, którego nazywają H?- Tak, nazywam się Heidel von Hymack.- Ale czy to ty jesteś H?Mężczyzna nie odpowiedział natychmiast Zamiast tego rozkaszlał się gwałtownie.Morwin spojrzał na jego ramię.Wyglądało na to, że otrzymał postrzał.- Ja.ja byłem chory - oświadczył w końcu mężczyzna.Ponownie zakaszlał.-.Ale czuję się już lepiej.- Chcesz wody?- Tak!Morwin schował broń do kabury, odpiął wiszącą u pasa manierkę, uniósł głowę mężczyzny i przytknął pojemnik do jego ust.- Dlaczego nie powiedziałeś, że chce ci się pić? - zapytał, widząc, że nieznajomy opróżnił manierkę niemal do połowy.- Pomyślałem, że może nie zechciałbyś marnować na mnie wody.Morwin odłożył manierkę na bok.- A więc? To ty jesteś H? - zapytał.- A jakie znaczenie ma jakiś inicjał? Byłem roznosicielem chorób.- I przez cały czas byłeś tego w pełni świadomy? - Tak.- Tak bardzo nienawidzisz ludzi? Czy po prostu o nich nie dbasz.- Ani to, ani to - odparł mężczyzna.- Zastrzel mnie, jeżeli chcesz.- Dlaczego pozwoliłeś, by tak się stało?- Teraz nie ma to już znaczenia.Ona odeszła.Wszystko skończone.Usiadł i nieoczekiwanie uśmiechnął się.- Zachowujesz się tak, jakbyś chciał, bym cię zabił.- A więc na co czekasz?Morwin zagryzł wargi.- Wiesz przecież, że to ja cię postrzeliłem.- zaczął.Heidel von Hymack zmarszczył brwi i spojrzał na swe zalane krwią ramię.- Nawet nie zauważyłem, że to postrzał - powiedział powoli.- Tak, teraz rozumiem.I czuję.- Co się właściwie z tobą stało?- Utraciłem.coś.Coś w moim umyśle.To odeszło i czuję się teraz tak, jak nie czułem się już lat.Ulga.Byłem oszołomiony.Miałem takie dziwne wrażenie.- Jakie? Jak się objawiło?- Nie jestem pewny.W jednej chwili ta rzecz była we mnie, a potem poczułem obecność jeszcze kogoś.A potem wszystko się rozpadło.Gdy się ocknąłem, ujrzałem ciebie.- Jaka rzecz?- Nie zrozumiałbyś.Ja także nie pojmuję tego w pełni.- Czy chodzi tu o błękitną kobietę? Boginię?Heidel von Hymack uciekł spojrzeniem w bok.- Tak - szepnął i złapał się za urażone ramię.- Pozwól mi je opatrzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]