[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pamiętam cię. Hmm, więc cuda jednak się zdarzają?.- Wypytywałeś mnie o Bayaza - mówił dalej bibliotekarz.- Pierwszy uczeń wielkiegoJuvensa, pierwsza litera alfabetu.- Tak, tak, to już przerabialiśmy.Staruszek zrobił obrażoną minę.- Oddasz mi zwój?- Ten o Stwórcy, który spadł, płonąc? Niestety, nie.Arcylektor go sobie zatrzymał.- Taaak.Ostatnio stanowczo za często słyszę o tym człowieku.Ci z góry w kółko onim gadają.Jego Eminencja to, Jego Eminencja tamto.Rzygać się chce! Wiem, co czujesz.- Wszyscy pędzą przed siebie - dodał adept.- Panuje rozgardiasz.- Na górze dużo się zmieniło.Mamy nowego króla.- Wiem, wiem, słyszałem! Guslav, prawda?Glokta z ciężkim westchnieniem usadowił się na krześle z drugiej strony biurka.- Tak, tak.To on. Przespał ostatnie trzydzieści lat, mniej więcej.Aż dziwne, że nie zatrzymał się naHarodzie Wielkim.- Czego chcesz tym razem? Po omacku szukam odpowiedzi, które zawsze znajdują się tuż poza moimzasięgiem.- Chcę się dowiedzieć, czym jest Nasienie.Pożłobiona zmarszczkami twarz ani drgnęła.- Czym jest co?- Wspomina o nim ten twój bezcenny zwój.Bayaz i jego magiczni przyjaciele szukaligo w Domu Stwórcy po śmierci Kanediasa.Po śmierci Juvensa.- Ha! - Adept machnął ręką.Zwiotczałe ciało poniżej nadgarstka zatrzepotało.-Tajemnice, moc.To wszystko metafora.- Bayaz jest chyba innego zdania.- Glokta przysunął się z krzesłem do biurka i zniżyłgłos. Zgoła niepotrzebnie, i tak nikt mnie tu nie usłyszy.A gdyby nawet, to się nieprzejmie.- Podobno jest to skrawek Drugiej Strony, pozostałość Dawnego Czasu, kiedydiabły chodziły po ziemi.Zmaterializowana esencja magii.Starzec zaświszczał szeleszczącym jak papier śmiechem, odsłaniając przegniłąjaskinię ust, w której ocalało jeszcze mniej zębów niż u Glokty.- Nie sądziłem, że jest pan człowiekiem przesądnym, superiorze. Nie byłem, kiedy poprzedni raz przyszedłem tu zadawać pytania.Ale to było przedwizytą w Domu Stwórcy.Przed spotkaniem z Yulweiem.Przed Shickel, która spłonęła zuśmiechem na ustach.To był szczęśliwy czas - nie wiedziałem nic o Bayazie, wszystko miałosens..Adept roztrzęsioną ręką otarł załzawione oczy.- Kto panu o tym powiedział? - spytał. Nawigator z nogą na kowadle.- To nieistotne.- No cóż, wie pan na ten temat więcej ode mnie.Czytałem kiedyś o kamieniachspadających z nieba.Niektórzy mówią, że to odłamki gwiazd, inni utrzymują, że strzępypiekielnego chaosu.Niebezpiecznie jest ich dotykać.Są przerazliwie zimne. Zimne?.Glokta wzdrygnął się na wspomnienie lodowatego tchnienia na karku i całą siłą wolipowstrzymał się od obejrzenia przez ramię.- Opowiedz mi o piekle - zaproponował. Chociaż i tak wiem o nim chyba więcej niż przeciętny człowiek.- O czym?- O piekle, starcze.O Drugiej Stronie.- Mówi się, że to stamtąd pochodzi magia.Jeśli ktoś wierzy w takie rzeczy.- Nauczyłem się mieć otwarty umysł w tej kwestii.- Otwarty umysł jest jak otwarta rana, podatny na.- Wiem, słyszałem.Mówiliśmy jednak o piekle.Bibliotekarz oblizał obwisłe wargi.- Dawno temu, jak chcą legendy, nasz świat i świat podziemny stanowiły jedność, adiabły przemierzały ziemię.Wielki Euz przegnał je i sformułował Pierwsze Prawo,zakazujące kontaktów z Drugą Stroną, rozmawiania z diabłami, majstrowania przy bramachoddzielających nas od Drugiej Strony.- Pierwsze Prawo, powiadasz.- Jego syn Glustrod, żądny władzy, zlekceważył ostrzeżenia ojca; przeniknął dawnetajemnice, przywołał diabły i poszczuł je na wrogów.Powiadają, że jego szaleństwosprowadziło zagładę na Aulcus i doprowadziło do upadku Starego Imperium, sam Glustrodzaś, kiedy uległ samozagładzie, zostawił bramę piekła uchyloną.Ale nie jestem specjalistą wtej dziedzinie.- A kto jest?Staruszek uśmiechnął się od ucha do ucha.- Mieliśmy tu kiedyś księgi.Bardzo stare.Piękne, z czasów Mistrza Stwórcy.Księgitraktujące o Drugiej Stronie.O rozdzieleniu dwóch światów.O łączącej je bramie istrzegących jej pieczęciach.Księgi o Głosicielach Sekretów, o ich przywoływaniu iodsyłaniu.Stek bzdur, jeśli chce pan znać moje zdanie.Mity.Fantazje.- Mieliście je? Już nie macie?- Kilka lat temu zniknęły z półek.- Jak to, zniknęły? Gdzie są teraz?Bibliotekarz spochmurniał.- Dziwne, że właśnie pan o to pyta.- Dość tego!Glokta odwrócił się najszybciej, jak umiał.U stóp schodów stał Silber, uniwersyteckiadministrator, na którego stężałej twarzy malował się dziwaczny grymas zgrozy izaskoczenia. Całkiem jakby zobaczył ducha.Albo wręcz demona.- Wystarczy, superiorze.Dziękujemy za wizytę.- Wystarczy? - Glokta również zmarszczył brwi.- Jego Eminencja nie będzie.- Wiem, jaki będzie lub nie będzie Jego Eminencja. Nieprzyjemnie znajomy głos..Superior Goyle nieśpiesznie zszedł po schodach i przeszedł po ciemnej podłodzewśród regałów.Wyminął Silbera.- I powiadam: dość.Serdecznie dziękujemy panu za odwiedziny.- Wychylił się wprzód, pałające wściekle oczy omal nie wyskoczyły mu z orbit.- Oby ostatnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]