[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zobaczymy.- Dreszcz zbliżyÅ‚ siÄ™ do Monzy, trzymajÄ…c przed sobÄ… tarczÄ™.- Ale tutajnie chodzi o pieniÄ…dze, tylko o.zemstÄ™.MyÅ›laÅ‚em, że to zrozumiesz.- Sram na twojÄ… zemstÄ™! - ChwyciÅ‚a taboret i rzuciÅ‚a nim w Dreszcza od doÅ‚u.ZasÅ‚oniÅ‚ siÄ™ tarczÄ… i odbiÅ‚ wirujÄ…cy mebel za balustrad Ä™, ale Monza natychmiastzaatakowaÅ‚a.ZdoÅ‚aÅ‚ zasÅ‚onić siÄ™ rÄ™kojeÅ›ciÄ… topora przed jej szpadÄ….Ostrze zeÅ›lizgnęło siÄ™ zezgrzytem i zatrzymaÅ‚o na ćwiekach wbitych w drewno.Murcatto, warczÄ…c, przywarÅ‚a doDreszcza i przysunęła czubek szpady do jego zdrowego oka.Splunęła mu w twarz, a gdy siÄ™ wzdrygnÄ…Å‚, trafiÅ‚a go Å‚okciem od spodu w szczÄ™kÄ™,odrzucajÄ…c jego gÅ‚owÄ™ w bok.Cofnęła szpadÄ™, by wyprowadzić kolejne pchniÄ™cie, ale on jÄ…uprzedziÅ‚.UchyliÅ‚a siÄ™ przed ciosem, a topór wbiÅ‚ siÄ™ w balustradÄ™, odrÄ…bujÄ…c kawaÅ‚ drewna.Dreszcz siÄ™ okrÄ™ciÅ‚, wiedzÄ…c, że Monza za chwilÄ™ zaatakuje.Nagle poczuÅ‚, jak stal przebijajego koszulÄ™ i pozostawia liniÄ™ gorÄ…cego bólu na brzuchu.Monza zatoczyÅ‚a siÄ™ w jego stronÄ™,wytrÄ…cona z równowagi.PrzeniósÅ‚ ciężar ciaÅ‚a na drugÄ… nogÄ™ i z rykiem zamachnÄ…Å‚ siÄ™ tarczÄ…,wkÅ‚adajÄ…c w uderzenie wszystkie siÅ‚y i caÅ‚Ä… wÅ›ciekÅ‚ość.TrafiÅ‚ jÄ… prosto w twarz.WpadÅ‚a naorgany i z brzÄ™kiem uderzyÅ‚a gÅ‚owÄ… w piszczaÅ‚ki, pozostawiajÄ…c w nich potężne wgniecenie.OdbiÅ‚a siÄ™ i runęła na bok na drewnianÄ… podÅ‚ogÄ™, a szpada wypadÅ‚a z trzaskiem z jej dÅ‚oni.Dreszcz przez chwilÄ™ siÄ™ jej przyglÄ…daÅ‚, czujÄ…c pulsowanie krwi w gÅ‚owie oraz potÅ‚askoczÄ…cy go po naznaczonej bliznami twarzy.Na szyi Monzy drgnÄ…Å‚ miÄ™sieÅ„.Nie byÅ‚a togruba szyja.MógÅ‚by podejść i odrÄ…bać jej gÅ‚owÄ™ z równÄ… Å‚atwoÅ›ciÄ…, z jakÄ… rÄ…bie siÄ™ drewno.Nerwowo zacisnÄ…Å‚ palce na rÄ™kojeÅ›ci topora.Monza wykrztusiÅ‚a trochÄ™ krwi, jÄ™knęła ipotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…, wodzÄ…c wkoÅ‚o szklanym wzrokiem.PrzetoczyÅ‚a siÄ™, po czym oparÅ‚a narÄ™kach i kolanach.Zamroczona siÄ™gnęła ku rÄ™kojeÅ›ci szpady.- Nie, nie.- PodszedÅ‚ i odkopnÄ…Å‚ jej broÅ„ w kÄ…t pomieszczenia.Wzdrygnęła siÄ™, odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™ i zaczęła powoli peÅ‚znąć w stronÄ™ ostrza, ciężkodyszÄ…c i znaczÄ…c drewnianÄ… podÅ‚ogÄ™ krwiÄ… kapiÄ…cÄ… z nosa.Dreszcz ruszyÅ‚ za niÄ… i zaczÄ…Å‚mówić.Dziwne.Krwawy-dziewięć kiedyÅ› mu powiedziaÅ‚: JeÅ›li chcesz zabić, to zabij,zamiast o tym gadać.Caul zawsze staraÅ‚ siÄ™ trzymać tej zasady.MógÅ‚by jÄ… wykoÅ„czyćrównie Å‚atwo, jak zgniata siÄ™ żuka, ale tego nie robiÅ‚.Nie byÅ‚ pewien, czy mówi po to, byprzedÅ‚użyć tÄ™ chwilÄ™, czy jÄ… oddalić.W każdym razie mówiÅ‚.- Nie udawajmy, że to ty jesteÅ› tutaj poszkodowanÄ… stronÄ…! WymordowaÅ‚aÅ› poÅ‚owÄ™Styrii, żeby postawić na swoim! JesteÅ› podstÄ™pnÄ…, zakÅ‚amanÄ… trucicielkÄ… i morderczyniÄ…,zdradzieckÄ… pizdÄ… pieprzÄ…cÄ… siÄ™ z wÅ‚asnym bratem.Czyż nie? Ja robiÄ™ to co trzeba.Wszystkozależy od tego, gdzie stoimy.Nie jestem potworem.Może moje motywy nie sÄ…najszlachetniejsze, ale każdy ma jakiÅ› motyw.Tak czy inaczej, Å›wiat bÄ™dzie lepszymmiejscem bez ciebie! - %7Å‚aÅ‚owaÅ‚, że jego gÅ‚os zmieniÅ‚ siÄ™ w cichy skrzek, ponieważ mówiÅ‚prawdÄ™.- RobiÄ™ to, co trzeba! - ChciaÅ‚, by to przyznaÅ‚a.Tyle byÅ‚a mu winna.- Zwiat bÄ™dzielepszy bez ciebie!PochyliÅ‚ siÄ™ nad niÄ…, szczerzÄ…c zÄ™by.Nagle usÅ‚yszaÅ‚ czyjeÅ› gÅ‚oÅ›ne kroki zbliżajÄ…ce siÄ™z boku, odwróciÅ‚ siÄ™.Przyjazny staranowaÅ‚ go z caÅ‚ej siÅ‚y i wyrzuciÅ‚ w powietrze.Dreszcz warknÄ…Å‚ ipadajÄ…c, chwyciÅ‚ skazaÅ„ca za kark rÄ™kÄ…, na której miaÅ‚ tarczÄ™, jednak zdoÅ‚aÅ‚ tylko pociÄ…gnąćprzeciwnika za sobÄ….Obaj z trzaskiem przebili balustradÄ™ i runÄ™li w pustkÄ™.* * *W polu widzenia pojawiÅ‚ siÄ™ Nicomo Cosca, który zerwaÅ‚ z gÅ‚owy kapelusz iteatralnym gestem rzuciÅ‚ go przez pokój.Zapewne nie trafiÅ‚ w koÅ‚ek, gdyż Morveer zobaczyÅ‚,jak kapelusz upada na podÅ‚ogÄ™ niedaleko drzwi latryny, za którymi siÄ™ ukryÅ‚.W cuchnÄ…cejciemnoÅ›ci jego usta wykrzywiÅ‚ triumfalny grymas.Stary najemnik trzymaÅ‚ w dÅ‚oni metalowÄ…piersiówkÄ™.TÄ™ samÄ…, którÄ… Morveer rzuciÅ‚ mu w Sipani, by z niego zakpić.Parszywy starypijaczyna musiaÅ‚ potem po niÄ… wrócić, pewnie liczÄ…c na to, że uda mu siÄ™ wylizać ostatniekrople grogu.Jak pÅ‚ytkie okazaÅ‚o siÄ™ jego Å›lubowanie, że już nigdy nie tknie trunków.CzÅ‚owiek jednak nie potrafi siÄ™ zmienić.OczywiÅ›cie, Morveer nie spodziewaÅ‚ siÄ™ niczegolepszego po takim specjaliÅ›cie od pustych przechwaÅ‚ek, jednak nawet jego zaskoczyÅ‚ stopieńżaÅ‚osnego upodlenia Coski.Do jego uszu dotarÅ‚ odgÅ‚os otwieranego kredensu.- Tylko jÄ… napeÅ‚niÄ™ - rozlegÅ‚ siÄ™ gÅ‚os Coski.ZabrzÄ™czaÅ‚ metal.Morveer widziaÅ‚ tylko szczurze oblicze jego kompana.- Jak możesz pić te szczyny?- CoÅ› muszÄ™ pić, czyż nie? PoleciÅ‚ mi to mój stary przyjaciel, który, niestety, już nieżyje.- Masz jakichÅ› żywych starych przyjaciół?- Tylko ciebie, Viµtusie.Tylko ciebie.ZabrzÄ™czaÅ‚o szkÅ‚o i Cosca chwiejnie przemaszerowaÅ‚ przez wÄ…ski pasek, do któregoograniczaÅ‚o siÄ™ pole widzenia Morveera, trzymajÄ…c w jednej rÄ™ce swojÄ… piersiówkÄ™, a wdrugiej kieliszek i butelkÄ™.ByÅ‚o to charakterystyczne fioletowe naczynie, które MorveerzatruÅ‚ zaledwie kilka chwil temu.Kolejny przejaw Å›miercionoÅ›nej ironii.Cosca samsprowadzi na siebie zniszczenie, jak czyniÅ‚ już wielokrotnie.Jednakże tym razem zrobi to wsposób ostateczny.Morveer usÅ‚yszaÅ‚ szelest i trzask tasowanych kart.- WejÅ›cie za pięć szalek? - rzekÅ‚ Cosca.- Czy może zagramy o honor?Obaj mężczyzni wybuchnÄ™li Å›miechem.- Za dziesięć.- Niech bÄ™dzie dziesięć.- Znów odgÅ‚os tasowania.- Oto prawdziwie cywilizowanezajÄ™cie.Nie ma to jak partyjka kart, gdy inni walczÄ…, prawda? Jak za dawnych czasów.- Tylko że nie ma z nami Andiche a, Sesarii ani Sazine a.- To prawda - zgodziÅ‚ siÄ™ Cosca.- No dobrze.Kto rozdaje, ty czy ja?* * *Przyjazny warknÄ…Å‚, dzwigajÄ…c siÄ™ z rumowiska.Dreszcz znajdowaÅ‚ siÄ™ w odlegÅ‚oÅ›cikilku kroków, po drugiej stronie sterty poÅ‚amanego drewna i koÅ›ci sÅ‚oniowej, poskrÄ™canegomosiÄ…dzu i splÄ…tanego drutu, jedynej pozostaÅ‚oÅ›ci po klawesynie ksiÄ™cia Orso.PółnocnyprzetoczyÅ‚ siÄ™ na kolana.Na rÄ™ku wciąż miaÅ‚ tarczÄ™, w drugiej dÅ‚oni Å›ciskaÅ‚ topór, krewÅ›ciekaÅ‚a mu po policzku z rozciÄ™cia tuż ponad lÅ›niÄ…cym metalowym okiem.- Ty liczÄ…cy skurwielu! Do tej pory nic do ciebie nie miaÅ‚em.Ale teraz to siÄ™ zmieniÅ‚o.Powoli wstali, obserwujÄ…c siÄ™ nawzajem.Przyjazny wysunÄ…Å‚ nóż z pochwy i tasakspod kurtki.PoczuÅ‚ znajomy dotyk wytartych rÄ™kojeÅ›ci.Wreszcie mógÅ‚ zapomnieć o chaosiew ogrodach i szaleÅ„stwie w paÅ‚acu.Jeden na jednego, jak kiedyÅ› w Bezpiecznym Miejscu.Jeden i jeden.Najprostsza arytmetyka.- No dobra - rzekÅ‚ z uÅ›miechem.- No dobra - syknÄ…Å‚ Dreszcz przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by.Jeden z najemników, którzy demolowali pomieszczenie, zbliżyÅ‚ siÄ™ do nich o półkroku.- Co jest, do.?Dreszcz jednym susem przeskoczyÅ‚ rumowisko i zadaÅ‚ cios lÅ›niÄ…cym toporem.Przyjazny uskoczyÅ‚ w prawo, nurkujÄ…c pod ostrzem, a podmuch wywoÅ‚any uderzeniempotargaÅ‚ mu wÅ‚osy.TrafiÅ‚ tasakiem w krawÄ™dz tarczy Dreszcza, a róg ostrza odÅ‚amaÅ‚ siÄ™ idrasnÄ…Å‚ Północnego w ramiÄ™.Dreszcz bÅ‚yskawicznie siÄ™ okrÄ™ciÅ‚, tnÄ…c toporem ku doÅ‚owi.Przyjazny uchyliÅ‚ siÄ™ i usÅ‚yszaÅ‚, jak ostrze uderza w rumowisko za jego plecami.DzgnÄ…Å‚nożem, ale Północny zdążyÅ‚ zasÅ‚onić siÄ™ tarczÄ…, po czym gwaÅ‚townie jÄ… przekrÄ™ciÅ‚, wytrÄ…cajÄ…cPrzyjaznemu nóż z dÅ‚oni i posyÅ‚ajÄ…c go na wypolerowanÄ… posadzkÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]