[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bogu dzięki! - szepnął, wydając długie westchnienie.Gdy światło przesunęło się obok, zaczął przecinać druty, wykorzystując ten sam sposób, co poprzednio: około czte­rech stóp pionowo i mniej więcej trzy poziomo.Obejrzawszy się przez ramię, z nożycami już w lewym ręku, odchylił wyciętą część ogrodzenia i przecisnął się przezeń na teren obozu.Zagiął za sobą z powrotem druty i w przysiadzie, z uchwytem Schmeissera w prawej dłoni, zlustrował okoli­cę.Dostrzegł tylko jednego strażnika, który szedł powoli wokół terenu w odległości jakichś pięćdziesięciu jardów.Rubenstein ruszył w stronę najbliższego namiotu.Wsunął się do środka.Paul zatrzymał się, gdy w nozdrza uderzył mu odór przyprawiający o torsje, a w uszach usłyszał brzęczenie rojących się w całym namiocie much.Spojrzał na twarze ludzi w żółtym świetle pojedynczej żarówki, wiszącej na sznurze w centrum namiotu, wokół której kręciły się mu­chy i ćmy.Utrudzone twarze były młode i stare, niektóre we śnie, którego nie przerywało natręctwo owadów.Obok śpiącej kobiety kwiliło dziecko.Postąpił bliżej, zmiatając kopniakiem mysz ogryzającą nóżkę niemowlęcia.Paul Rubenstein stał tam przez chwilę, ze łzami napły­wającymi do oczu i okularami zaszłymi nieco mgłą.W tym krótkim momencie poczuł wdzięczność do broni, którą niósł ze sobą, do nauk, które pozwoliły mu uniknąć podobnego losu.Był wdzięczny Rourke’owi za wszystkie lekcje przetrwania.Przypomniały mu się słowa: “Moi bracia Ameryka­nie.”, o których pomyślał wcześniej, poza drutami, na widok karalucha przy palmie.Rubenstein stał płacząc, z prawą pięścią zaciśniętą mocno na kolbie karabinu.ROZDZIAŁ XXVIIISarah stała za kołem sterowym rybackiej łodzi, spoglą­dając w stronę brzegu, by przekonać się, czy potrafi jesz­cze dostrzec w mroku pana Coina.Nie potrafiła.- Było ciężko, prawda, pani Rourke? - zapytał Harmon Kleinschmidt.Spojrzała na młodego człowieka, siedzącego u jej stóp, podczas gdy ona stała przed przyrządami nawigacyjnymi.Zanim odpowiedziała, popatrzyła ku rufie.Na brezen­cie przykrywającym krew młodego żołnierza drzemali Michael i Annie.- Nazywam się Sarah - oświadczyła.- Nie musisz nazy­wać mnie panią Rourke.Nie jestem aż tak wiele starsza od ciebie.Tak, było raczej ciężko.- Widziałem te plamy krwi.Musiałaś kogoś zabić, tak?- Sądziłam, że dżentelmeni nie zadają takich pytań.- Nie jestem aż tak bardzo dżentelmenem.a ty z pew­nością też.Sarah.Oderwała wzrok od wody z przodu, by ponownie spoj­rzeć na Kleinschmidta.- Co masz na myśli? - zapytała, wciąż marznąc w prze­moczonym ubraniu.- Zaraz to wytłumaczę.To chyba nie w porządku, żebyś ty z dzieciakami robiła dalej to, co robisz.Trzeba ci męż­czyzny, żeby się wami wszystkimi zaopiekował.Chyba mógłbym się zgłosić na ochotnika.Lubię cię bardzo, Sa­rah.Zapłoniła się.Nie wiedziała, co odpowiedzieć temu mężczyźnie, czy raczej chłopcu.Nie miał więcej niż dwa­dzieścia pięć lat, może mniej.- To uprzejmie z twojej strony, Harmon.- To nie żadna uprzejmość, Sarah, mówię, co myślę.- Wielu mężczyzn ma takie uczucia dla kogoś, kto im pomógł, jak na przykład pielęgniarka.- To wcale nie tak - odparł stanowczo.- Wiesz, lepiej teraz odpocznij - zaczęła.- Mam dość odpoczywania, dość tej całej wojny, dość wszystkiego.- Ja też - powiedziała szczerze.- Parę godzin temu za­biłam nożem człowieka.Mój syn Michael również kiedyś zabił.Od wybuchu wojny zabijałam ludzi.Bywaliśmy chorzy, zmarznięci, przemoczeni, obywaliśmy się bez snu.Ja też mam tego dość.- Słyszałem, że północno-wschodnia Kanada nie obe­rwała mocno.Spotkałem kiedyś faceta, co stamtąd wra­cał, przez całą drogę nie trafił na komuchów.Podobno miasto Nowy Jork jest całe zniszczone, ale dalej, na pół­nocy, jest wciąż jak dawniej.Komuchy się tam nie pchają, bo pewnie im za zimno.Człowiek mógłby tam sobie uło­żyć życie, z odpowiednią kobietą i dzieciakami jak te.Sarah spojrzała na niego pragnąc, żeby nie siedział tak blisko.- Jak daleko jest ta wyspa?- Trzymasz się wciąż wskazań kompasu?- Uhm - przytaknęła.- Jeszcze jakieś dwadzieścia minut.Tylko płyń przy wygaszonych światłach, żeby nas nie zauważyły łodzie patrolowe.Myślę, że moglibyśmy zabrać tę łódkę i dostać się nią do Kanady.Zostawić to wszystko za sobą.- A co z ruchem oporu, z ludźmi w więzieniu, o których mówiłeś? - zapytała Sarah.- Nie wiem.Ale chyba im nie pomogę, jak dam się zabić.Zrobiłem swoje.Zdaje się, że ty też zrobiłaś już swoje.- Gdzieś tam jest mój mąż, który nas szuka.- Nie wiadomo.Może nie żyje.A jeśli żyje, może myśli, że ty i dzieciaki nie żyjecie.Może znalazł inną kobietę.- Może.- odrzekła Sarah.- Wszystko to jest możliwe.Ale jeżeli on żyje, to na pewno nas szuka.A powtarzanie sobie, że tak jest, to jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu.- A gdybym ci powiedział, że jest martwy? Albo tak bardzo zajęty życiem, że nie ma czasu ciebie szukać? A gdyby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •