[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jest tradycyjne zajęcie w naszej rodzinie.Być może wzięło się to z krwi Czirokezów, jeśli ta nazwa coś ci mówi, płynącej w naszych żyłach.Utrzymywaliśmy również, że jesteśmy potomkami jednego z pierwszych zarejestrowanych prywatnych detektywów, jeszcze z Ziemi, sprzed lotów kosmicznych.Bez względu na to, ile w tym było prawdy, stwierdziłem, że ten detektyw jest użytecznym modelem.Wiesz, archetypem.- Mężczyzna zamilkł.W jego rysach odbił się niepokój.- Lepiej chodźmy spać - powiedział.- Rano czeka nas długa droga.Kobieta omiotła wzrokiem ciemność.- Tutaj nie ma ranków.Udali się na spoczynek.Pasterz Mgły podniósł się i ostrożną gimnastyką przywrócił sprawność swym mięśniom.Przed powrotem do Siostry Lyrth zaryzykował spojrzenie przez szybę pojazdu.Koje były przygotowane, jedna przy drugiej, i ludzie w nich leżeli.Jednak mężczyzna nie dotykał kobiety, chociaż miała atrakcyjne ciało, nic też się między nimi nie zdarzyło, co by sugerowało, że ma zamiar to zrobić.Okropność, ludzie.Zimni, podobni trupom, i oni mają opanować ten piękny, dziki świat? Pasterz Mgły splunął z niesmakiem.To się nie uda.Ta, która panuje, obiecała.Ziemie Williama Ironsa były niezmiernie rozległe.Musiały być, gdyż chcąc utrzymać siebie, swoją rodzinę i zwierzęta przy pomocy lokalnych zbóż, których uprawa opanowana była jeszcze ciągle w niewielkim stopniu, potrzebował włości iście magnackich.Latem, a także w cieplarni hodował również kilka gatunków ziemskich roślin.Ale to był luksus.Prawdziwy podbój Arktyki opierał się na sianie z yerby, drewnie bathyrhizy, na pericoupie i glycophyllonie.A gdy rynek rozrósł się wraz ze wzrostem populacji i przemysłu, także na chalcanthemum dla miejskich kwiaciarzy i skórek bezdomników, hodowanych w klatkach, dla miejskich kuśnierzy.Jednak ten podbój miał się ostatecznie dokonać w przyszłości, której Irons nie spodziewał się dożyć.Sherrinford zastanawiał się, czy według Ironsa ktokolwiek jej dożyje.Pokój był jasny i ciepły.Na kominku trzaskała wesołość.Światło fluoropaneli odbijało się od powierzchni ręcznie rzeźbionych skrzyń, krzeseł i stołów, od kolorowych draperii i ustawionych na półkach naczyń.Pionier siedział mocno w swym wysokim krześle, zgrzebnie ubrany, z brodą spływającą na piersi.Jego żona i córki przyniosły dla niego, dla gości i dla jego synów kawę, której aromat zmieszał się z zalegającymi w powietrzu zapachami pozostałymi po obfitym obiedzie.Na zewnątrz hulał wicher, waliły pioruny, deszcz dudnił o dach i ściany i strugami spływał w dół, by wić się wśród bruku podwórza.Szopy i stodoły przykucnęły na tle ogromu ciemniejącego za nimi.Drzewa jęczały; czyżby to echo złośliwego śmiechu przebito się przez ryk strwożonej krowy? Fala gradu uderzyła w dachówki jak setki pukających palców.Teraz czujesz wyraźnie, jak daleko są twoi sąsiedzi - pomyślał Sherrinford.- A mimo tego są to ludzie, których widujesz najczęściej - na ekranie wizjofonu, przy okazji załatwiania codziennych interesów (wtedy gdy burze słoneczne nie zmieniają ich głosów w bełkot, a ich twarzy w chaos), albo żywych, przy okazji przyjęć, plotek i intryg, na ślubach we własnym gronie, i w końcu to będą ludzie, którzy cię pochowają.Światła nadbrzeżnych miast leżą nieskończenie dalej.William Irons był silnym człowiekiem.Jednak gdy teraz przemówił, w jego głosie pobrzmiewał strach.- Wy naprawdę idziecie przez Urwisko Trolli?- Ma pan na myśli Uskok Hansteina? - powiedział Sherrinford i było to bardziej wyzwanie niż pytanie.- Żaden pionier nie nazywa tego inaczej niż Urwisko Trolli - powiedziała Barbro.Jak mogła się odrodzić tego typu nazwa, lata świetlne i stulecia od ziemskich Wieków Ciemnoty?- Myśliwi, traperzy, poszukiwacze kruszców - pogranicznicy, jak ich nazywacie - wyprawiają się w te góry - stwierdził Sherrinford.- W pewne ich części - powiedział Irons.- Wolno to robić, według umowy zawartej kiedyś między Królową a człowiekiem, gdy człowiek pomógł Jasiowi-spod-wzgórza, którego zranił szatan.Gdzie rośnie plumablanca, tam ludzie mogą chodzić, pod warunkiem, że zostawią swoje rzeczy na kamieniach-ołtarzach jako zapłatę za to, co stamtąd zabiorą.Gdzie indziej.- jedna z pięści zacisnęła się na oparciu fotela, potem znów rozluźniła - niemądrze jest chodzić.- A jednak ludzie tam chodzili, prawda?- O, tak.I niektórzy wrócili cało, przynajmniej tak się mówi, chociaż słyszałem, że potem już nigdy nie byli szczęśliwi.A inni nie wrócili, zniknęli.A niektórzy z tych, co wrócili, pletli o cudach i strachach i zostali półgłówkami do końca swych dni.Mało komu dane było długo popisywać się odwagą, łamać umowę i naruszać granice.- Irons spojrzał na Barbro niemal z groźbą w oczach.Jego kobieta i dzieci spojrzeli podobnie, nagle znieruchomiali.Wiatr gwizdał za ścianami i stukał osłonami przeciwburzowymi.- Wy też nie bądźcie głupi.- Mam powody sądzić, że tam jest mój syn - odpowiedziała Barbro.- Tak, tak, mówiła pani.Przykro mi.Może coś dałoby się zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]