[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ter.ter.ter.Ustawili się i chłopcy w kolejce do zdjęć z kolorowym hala­bardnikiem.Stanęli po obu stronach starszego pana z bródką w szpic.Tata przymierzył się z aparatu.Pstryk!Obeszli całą twierdzę.Podziwiali wraz z tłumem turystów stare budynki, które były kolejno fortecą, rezydencją królewską, więzieniem.Słuchali - a Tata tłumaczył - krwawej historii Tower, gdzie zginęły trzy żony Henryka VIII, gdzie więziono sławnych ludzi, gdzie trzymano pod zamknięciem i strażą mło­dego króla Edwarda V wraz z jego bratem.- O rany! - skrzywił się w pewnym momencie Dzika Mrów­ka - wcale bym nie chciał być angielskim następcą tronu.- Kto by pomyślał, ci Anglicy, ucięli głowę królowej i to niejednej, więzili książęta, lordów skracali toporem.Też Mama ma się czym zachwycać! No nie, Tato?- Mamie chodzi przede wszystkim o sam język.A to - to już historia.Teraz jest przecież zupełnie inaczej.- No, ale mimo wszystko - Marek nie wyglądał na przeko­nanego.- A zresztą kto ich tam wie, tych Angoli, co w nich się nagle obudzi.Kruki i małpy to karmią przez siedemset lat, a królową toporkiem po główce.- Fakt.Nie za ładnie to oni postąpili - przytaknął Jego Brat.Humory braci poprawiły się przy zwiedzaniu zbioru klejnotów koronnych.Szerokimi schodami zeszli w dół, do podziemi.- Ty, Mrówa, zobacz, jakie drzwiczki - Jarek pomacał sze­roką na kilkanaście centymetrów płytę schowaną częściowo w ścianie podziemnego korytarza.- Nieliche - stwierdził Dzika Mrówka - takich to nie ruszy żadnym palnikiem.- Ty, uważaj - szepnął Jego Brat - nie przyglądaj się za­nadto tym drzwiom, bo już nas kapują.- Kto?- A taki jeden w czerwonym fraku.Rzeczywiście.Jeden ze stojących przy wejściu halabardników z okrutnie znudzoną miną zatrzymał wzrok na obu chłopcach.- Chodźcie, chłopcy - Tata już był wewnątrz okrągłej salki, gdzie panował jednokierunkowy ruch.Na środku, za grubymi pancernymi szybami leżały największe skarby Brytyjskiej Korony.Słynny na cały świat Koh-i-noor - Góra Światła i Cullinan znaleziony w 1905 roku.Korony, berła, miecze zdobione drogimi kamieniami, rubinami, szafirami, dia­mentami.Silne reflektory wąskim pasemkiem ostrego światła budziły w szlachetnych kamieniach jaskrawe błyski.- Tato - wyszeptał nabożnym niemal szeptem Dzika Mrów­ka.- A to wszystko prawdziwe?- Mam nadzieję - odparł Tata - królowa angielska to jednak za poważna instytucja, żeby wystawiać imitację na widok publiczny.Zresztą tu przychodzą też ludzie, co się na takich rzeczach, jak te tam za szybą, doskonale znają.- A ile to warte?- Nie mam zielonego pojęcia.Chyba w ogóle nie ma na to ceny.Tak jak na przykład na Monę Lizę Leonarda da Vinci.- A tego nikt nie ukradnie?- Chyba byłoby to dość trudne.Widziałeś, jakie tu drzwi, pancerne szyby, strażnicy.A gdyby nawet, to co komu by przy­szło z królewskich klejnotów koronnych.Nie sprzedałby tego nigdzie.- Ale swoją drogą nazbierali ci Anglicy rozmaitych roz­maitości.- Ano.Zbierali przez kilkaset lat na całym świecie, to i na­zbierali co nieco.Z londyńskim zbiorem klejnotów, które tu wi­dzicie, to może konkurować tylko niewiele zbiorów na świecie.A z tych co ja widziałem, chyba tylko zbiory na Kremlu w Moskwie i w muzeum Topkapi Sorayi w Stambule.Po wyjściu na dziedziniec chłopcy przez pewien czas mrużyli oczy przed słońcem, a pod powiekami jarzyły się jeszcze długo błyski Koh-i-noora i Cullinana.- Aaale bomba! - mruknął zachwycony Marek.- Będzie co opowiadać w klasie.- Fakt - przytaknął Jarek.- Nie ma co ukrywać.W najstarszej części twierdzy, w tak zwanym “Białym Tower", mieściło się muzeum starej broni.Czego tam nie było.Olbrzymiemiecze, pamiętające jeszcze wyprawy krzyżowe, Halabardy, to­pory, łuki, kusze i zbroje.Dziesiątki, setki zbroi.Zwykłych żołnierskich wykonanych ze sczerniałej od starości stali, skórza­ne kaftany nabijane metalowymi łuskami ozdobne zbroje możne­go rycerstwa i prawdziwe dzieła sztuki, jakimi były zbroje królewskie.Zbroje dla jeźdźców i dla koni, hełmy, tarcze, pan­cerze.- Ile to takie coś może ważyć? - zastanawiali się bracia stojąc przed modelem konia zakutego dosłownie w metal i dźwi­gającego na sobie rycerza również całego pokrytego stalą, a do tego olbrzymie siodło z wysokimi łękami, a do tego miecz dwu­ręczny, a do tego olbrzymia kopia, a do tego tarcza, a do tego ozdobna futrzana peleryna.- Dużo - stwierdził Tata.- I taki koń poradził? - dziwili się.- Ano, widocznie poradził, ale kiedy koń padł albo rycerz zleciał z konia, to już ani jeden, ani drugi nie mógł się podnieść o własnych siłach.- To głupio - Dzika Mrówka wzruszył ramionami.- Fakt, że głupio - dodał Jego Brat.- Wojna nigdy nie należała do najmądrzejszych zajęć ludz­kości - przytaknął Tata.Z Tower wypadli nieomal biegiem, bo już zbliżał się czas, kiedy w koszarach konnej gwardii królewskiej miała się odbyć zmiana warty.Tata kupił w automacie trzy bilety, pędem wbiegli na stację i w tym samym momencie z tunelu wyłoniła się świe­cąca dwoma reflektorami tępa maska elektrowozu.Wysiedli na stacji Westminster, tuż nad Tamizą i naprzeciw znanego z tylu zdjęć gmachu Parlamentu i wieży z ogromnym zegarem Big Ben.Nie było jednak za dużo czasu na przyglądanie się, bo zbliżał się czas zmiany warty.Ruszyli pośpiesznym krokiem szeroką ulicą, u której wylotu widniała wysoka kolumna z posągiem na samym szczycie.- Ty, Jaro, popatrz, zupełnie jak w Warszawie kolumna Zygmunta - powiedział Dzika Mrówka.- Ej, chyba trochę większa.- To kolumna Nelsona na placu Trafalgar - wyjaśnił Tata.- Taka wysoka kolumna - zdziwił się Marek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •