[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostawił więc Łapsowi bukłak i jedzenie i wrócił tam, skąd przyszedł.ROZDZIAŁ XIXKatastrofalna konfrontacja z Faksem przyniosła jednak coś dobrego.Mistrz Kowalski Fandarel wycofał z „Siedmiu Warowni” wszystkich Mistrzów.Pozostałe Cechy poszły za jego przykładem.Faks był tak zajęty fetowaniem zagarnięcia Ruathy, że nie zorientował się od razu, co się stało.Potem zaczął skarżyć się w głos i na różne sposoby kusić Mistrzów do powrotu.Nie odważył się nawet mścić na tych czeladnikach, którzy pozostali; zresztą większość wymknęła się po kryjomu z jego ziem.Nawet Mistrz Górników z Cromu wyniósł się ze swojej siedziby i znalazł dla siebie nowe miejsce w jednym z Cechów Kowalskich w Telgarze.Mimo propozycji sowitej zapłaty, Mistrz Idarolan, który został Mistrzem Rybackim na miejsce Gostola, odmówił budowy kutrów dla Faksa, by zastąpić te, które tajemniczo poznikały z rybackich osad w Wysokich Rubieżach.Zostały tam tylko małe szalupy i kecze, mogące przewozić jedynie niewielkie ładunki, w dodatku na bliskie odległości.Jedynie Cech Uzdrowicieli nie odmówił Faksowi fachowej pomocy.Mistrz Oldive spokojnie stwierdził, że takie posunięcie byłoby sprzeczne z sensem istnienia jego Cechu.Uszanowano to, podobnie jak uszanowano jego ludzi, którzy pozostali na terenach Faksa, by pomagać chorym i rannym.— Faks nie spodziewał się odjazdu Mistrzów — stwierdził Robinton z wielkim zadowoleniem.Naturalnie, harfiarzy Faks już dawno wygnał albo wyszczuł ze swoich ziem.Łaps twierdził, że nieomal zbrodnią było tam posiadanie instrumentów muzycznych, albo co gorsza — śpiewanie lub granie.— Ten człowiek uparł się, by innym żyło się jak najgorzej.Całkiem nieźle mu się to udaje.Ale w końcu to się obróci przeciwko niemu.— Miejmy nadzieję — sucho odparł Robinton.— Poczekaj, to zobaczysz — odparł Łaps z niezwykłym optymizmem.— Właśnie czekam.Mistrz Harfiarzy czekał przez następnych pięć Obrotów, przez ten czas wprowadzając liczne ulepszenia w Cechu.Poprosił Groghego o przydzielenie mu najlepszego zapaśnika ze swojej gwardii, by uczył uczniów i czeladników samoobrony i jeszcze czegoś, co bynajmniej nie podobało się bardziej pewnym siebie młodym studentom: jak i kiedy uciekać i ukrywać się, by nie zostawiać po sobie śladów.Ku zdumieniu Robintona, Sebell trenował z dziką zaciętością: tylko Saltor, przełożony straży, albo jego krzepki pomocnik Emfor chętnie stawali przeciw niemu w ringu.— Sebell jest zdumiewający — powiedział kiedyś Robinton do Sal tora, gdy młody harfiarz przygwoździł Emfora do maty trzema chwytami.Saltor popatrzył na niego z rozbawieniem.— To ciebie chce tak bronić, Mistrzu Robintonie.Trzymaj go przy sobie, a zapomnisz o strachu.— Właściwie nie sposób go utrzymać z dala ode mnie — odparł Robinton, zastanawiając się, jakim cudem udało mu się wykrzesać tyle oddania w tym chłopcu, zresztą spokrewnionym.— Można to powiedzieć o każdym z nich? — dodał Saltor, a Robinton poczuł się wielce skrępowany.— I bardzo dobrze, moim zdaniem — zakończył i podszedł do zapaśników, by poprawić jakiś chwyt.Sprawność Sebella w żadnym wypadku nie ograniczała się do fizycznych popisów.Wchłaniał wiedzę i umiejętności niemal równie szybko, jak niegdyś jego uwielbiany mistrz.Robinton niechętnie odesłał go na cały Obrót na praktykę nauczycielską w Warowni Igen i dopiero wtedy przekonał się, jak bardzo zaczął polegać na chłopcu; musiał sprowadzić go z powrotem.Sebell miał jakiś specjalny zmysł, który mówił mu, kiedy Robinton potrzebuje pomocy i niepostrzeżenie przejął tyle obowiązków, że ani Mistrzowie, ani starsi czeladnicy nie mieli serca odebrać Robintonowi jego bezcennego pomocnika.To właśnie Sebell znalazł sposób na Trallera, niezwykle psotnego ucznia, który wszystkich mistrzów w Cechu doprowadzał do ostateczności swoimi figlami i przemyślnym wykręcaniem się od wszystkich prac, które mu nie odpowiadały.W dodatku nie sposób było go oskarżyć o te wszystkie uczniowskie sztuczki… w sypialni zawsze znajdował się ktoś inny.Traller zawsze w porę znikał, gdy rozdzielano pracę i zawsze miał w zanadrzu stosowne usprawiedliwienie nieobecności.Nie było biegusa, którego by nie potrafił dosiąść, ze stu kroków potrafił sztyletem przygwoździć muchę do ściany, zawsze się wywinął na macie nawet najsilniejszym przeciwnikom i w ogóle nie miał sumienia.Posiadał za to bystry umysł i niezwykłą zdolność do wymyślania wymówek.Był uosobieniem buntu, a mimo to Robinton lubił go, choć chłopak często wędrował na górę do jego gabinetu, by otrzymać stosowną karę.Miał dobry sopran, ale go stracił po mutacji, a z umiejętności muzycznych najlepiej opanował bębnienie.W wieży, gdzie się wyróżniał, albo na każdej powierzchni, która choć trochę rezonowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]