[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósł ciężką dłoń do pulsującej bólem głowy.Jego ramię było zesztywniałe, a bladość poprzecinana smugami szarości.— Galvinie?— Nic mi nie jest, Drollo.Chodźmy na górę.Sądzę, że tam znajdziemy Isabelle.Staruszek rozpromienił się i pomógł Galvinowi wstać.Wędrówka po schodach wydawała się druidowi niewiarygodnie długa; na każdym podeście zatrzymywał się na chwilę, aby odpocząć.Drollo i Elias bez trudu dotrzymywali kroku po-włóczącemu nogami Galvinowi.Mimo to druid miał problem, by nadążyć z udzielaniem odpowiedzi na pytania staruszka.— A więc moje schody powiedziały ci, że ona jest na górze?— Mniej więcej — odparł druid.— Widziały ją?— Zwracały większą uwagę na jej stopy.— Galvinie, to doprawdy cudowne.Czy gdy już odzyskam Isabelle, nauczysz mnie rozmawiać ze schodami?— Pomyślę o tym — odrzekł słabym tonem druid.Po chwili w kącikach jego warg zagościł uśmiech.— Ale wydaje mi się, że zanim zechcą z tobą porozmawiać, będziesz musiał usunąć z nich te wszystkie graty.— Zrobię to.Na szóstym podeście Galvin wyjrzał przez wąskie okno.Na zewnątrz było ciemno — deszcz przestał padać.Spomiędzy chmur przezierał wiszący wysoko na niebie księżyc.Zebrawszy w sobie siły, wspiął się na siódmy podest i stanął przed otwartymi drzwiami.— Isabelle? — zawołał półgłosem druid — Isabelle? Bez odpowiedzi.— A zatem znów będziemy musieli przetrząsnąć cały pokój — skonstatował druid.Łasica zapiszczała głośno, zmarszczyła nos, po czym skrzeknęła i zaczęła biegać wśród rozrzuconych wokoło szpargałów.— Tak, możesz nam pomóc jej szukać — westchnął Galvin.W opinii druida pokój ten wyglądał jak wszystkie inne w wieży Drolla; wzdłuż ścian piętrzyły się stosy rozmaitych pak, zawierających kolejną porcję nie używanych i z dawna zapomnianych rzeczy.Galvin zauważył ślady, gdzie kurz został starty przez małe dziewczęce stopki.Ruszył przed siebie.Droll powłócząc nogami podążył za nim.Kurz na wielu małych skrzynkach był powyciera i upstrzony drobnymi odciskami rączek.Z kilku pak zdjęli przykrywające je płachty, a zawartość — prawdziwy skarb bezużytecznych zgoła przedmiotów — rozsypano niedbale podłodze.Druid zauważył, że skrzynie ozdobione były napisami w języku elfów.Zaintrygowany zaczął uważniej przeszukiwać pomieszczenie tym razem zwracając baczniejszą uwagę na słowa zdobią każdą z pak.Słyszał, jak Drollo krząta się z tyłu za jego plecami Elias również pochłonięty był poszukiwaniami.Żałosne pop kiwania łasicy nieomal całkiem nikły w hałasie, jaki czy staruszek.W końcu wzrok Galvina padł na szczególnie dużą skrzyni) ze zdjętym wiekiem, ustawioną pod ścianą.W pobliżu nie, było raczej niewiele rozsypanej wyściółki, zatem to, co znajdowało się wewnątrz, musiało zajmować większość miejsca w skrzyni.Przesunął palcami po chropowatym drewnie i odczyt! napis w języku elfów.— O, nie — wyszeptał druid.— Isabelle — nawoływał Drollo.— Drollo — zaczął druid — czy prowadziłeś interesy z morskimi elfami z Dragon Reach?— Nie — rozległa się zduszona odpowiedź — w każdy razie nie w ostatnim czasie.— Ale kiedyś tak?— Owszem.Parę ładnych lat temu.Ostatnio nie schód zbyt często na brzeg.Morskie powietrze sprawia, że łan mnie w kościach.Druid skrzywił się i ponownie odczytał napis na skrzyni.]— Drollo, możesz przestać jej szukać — powiedział głosem.— Isabelle tu nie ma.— A więc chodźmy do następnego pokoju.— Nie.Jej już nie ma w wieży.Twarz staruszka stała się szara jak popiół, a Galvin pospiesznie dorzucił.— Ale wiem, dokąd poszła.Nie martw się.Sprowadzę ją z powrotem.— P-p-pójdę z tobą — wykrztusił staruszek.— Nie tam, dokąd się wybieram.To rzekłszy Galvin zaczął zbiegać po schodach na dół.Elias pognał za nim.Kiedy druid dotarł do podnóża schodów, obejrzał się i stwierdził, że Drollo dopiero zaczął schodzić.— Zostań tu — rzucił ostro do staruszka — wrócę z Isabelle.Galvin miał nadzieję, że jego ton był dostatecznie przekonujący, gdyż nie był pewny, czy zdoła odnaleźć dziewczynkę.Mimo to nie chciał, aby staruszek mu towarzyszył.Miałby wówczas dwie osoby, o które musiałby się martwić.Otworzywszy gwałtownie na oścież drzwi wieży, wybiegł w chłodną, wilgotną noc.— Twoje buty! — Usłyszał za sobą wołanie Drolla.Ale druid biegł dalej nie zatrzymując się, tam dokąd się udawał, buty były ostatnią rzeczą, jakiej mógł potrzebować.Wybiegłszy z wieży skręcił na południe.Słyszał dochodzący z oddali szum fal rozbijających się o brzeg plaży.Na niebie chmury zaczęły się przerzedzać, rozganiane przybierającym na sile wiatrem.Zanim druid dotarł do plaży, księżyc był już wyraźnie widoczny, a jego blask oświetlał czarne jak noc wody Dragon Reach.Galvin, czując się coraz mniej pewnie, powoli wszedł do wody.Chłodne fale omiotły jego kostki, a potem kolana.Nadciągnęła kolejna spieniona fala i zbryzgała go od stóp do głów.Przemoczone legginsy przylepiły mu się do ciała jak druga skóra.Wszedł głębiej do wody i zaczął się koncentrować.Zmieniona siłą woli twarz druida stała się bardziej kanciasta.Jego nos i usta wydłużyły się, a skóra nabrała błękitnoszarego koloru.Dał nurka do wody, pomimo iż jego transformacja jeszcze się nie zakończyła.Ręce druida skurczyły się, stały chudsze, po czym przybrały kształt płetw.Ramiona spłaszczyły się, połączyły z płetwami i zbliżyły nieco bardziej do jego zmieniającego się torsu.Nogi druida przeobraziły się w mus-? kulamy ogon; jego silne, falujące, rytmiczne ruchy skierowały \ delfina, w którego przeistoczył się Galvin, ku głębinom Dragon: Reach.Delfin przepłynął wiele mil, zaglądając do licznych pod-1 wodnych jaskiń, które ciągnęły się wzdłuż brzegów Reach.Morski krajobraz był kamienisty, ostre, smukłe, spiczaste i głazy strzelały w górę, pokryte płatami przypominających wodorosty roślin.Poza obszarem jaskiń dno morskie stawało się równinne.Płaskość tego terenu zakłócały spoczywające tu i ówdzie ogromne głazy i wielkie muszle małży.Kolorowe 1 wodorosty unosiły się ku powierzchni i płynęły z prądem, 'i Nieco dalej w głąb Reach w dnie widniał stromy uskok · — morskie elfy nazywały go „Klifem"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]