[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obserwował ich spod okapu hełmu — najwyraźniej nie mieli dobrych zamiarów.Dziesięciu z nich rozsypało się w sze­reg.W pewnej chwili wydobyli miecze i rzucili się z dzikimi okrzykami na Yalkara.Młodzieniec wyciągnął łuk i zaczął prażyć do jeźdźców.Każda trzystopowa strzała trafiała celu.Do Yalkara w pełnym galopie zbliżało się już tylko pięciu przeciwników.Odrzucił łuk, wydobył miecz i spiąwszy konia ruszył im na spot­kanie.Pierwszego zabił sztychem w gardło.Reszta walczyła z wściekłością, lecz ostrożnie.Yalkar zadawał i parował ciosy, jego koń gryzł i kopał tocząc pianę z pyska.Jeźdźcy z Palenk tracili powoli przewagę i Yalkar poczuł, iż zdo­ła ich pokonać, l wtedy świsnął arkan owijając się wokół jego szyi; szarpnięcie ściągnęło go na ziemię.Na bezbronne ciało posypały się liczne razy.Stracił przytomność.Pamiętaj Yalkarze, to nasza ostatnia szansa.nasz Oddział już prawie nie istnieje.Atak na Główną Bazę Sędziów Galaktycznych był szaleństwem wobec ich przewagi.To ostatnia możliwość dobrania się do skóry naszym śmiertel­nym wrogom; gdyby udało się wykryć, gdzie schowano tajemnicę broni Alimor nawet tak nieliczni bylibyśmy groźni dla Sędziów.Ale ta planeta jest pod ciągłą obserwacją Galaktydów, dlatego też udasz się tam sam i bez broni.Odebrana zostanie ci nawet obręcz walki — Galaktyrizi nie mogą się dowiedzieć o na­szym zainteresowaniu planetą! Gdyhy to oni znaleźli broń Alimor, oznaczało by to ostateczny koniec marzeń o wolności.Yalkarze pamiętaj, że Palenk to jed­no z dziwniejszych miejsc we wszechświecie.Można tam uwierzyć w czary i zle moce.Yalkarze strzeż się.strzeż się.strzeż.Yalkar otworzył oczy — tak jak go nauczono podczas morderczych trenin­gów hartujących ciało i umysł — powoli, czujnie.Starał się zobaczyć jak najwię­cej w jak nakrótszym czasie.Tym razem jednak ostrożność ta była zbyteczna.Yalkar leżał na wygodnym posłaniu w niskiej, drewnianej chacie.Przedwie­czorne słońce oświetlało jedyną izbę wystarczająco jasno, by mógł dostrzec, że oprócz niego znajduje się w niej tylko odwrócona tyłem kobieta.Przyglą­dał jej się spod zmrużonych powiek.Układała jakieś dziwne przedmioty na dużym, kamiennym stole.Od czasu do czasu mieszała drewnianą chochlą w bulgoczącym kociołku ustawionym na ogniu sporego kominka.Wysoka, szczupła o kruczoczarnych włosach spływających miękką falą aż do bioder, ubrana była w niebieską szatę, która swym pięknem i delikatnością dziwnie kontrastowała z topornością wnętrza.Obnażone, krągłe ramiona ozdobione były srebrnymi bransoletami dźwięczącymi lekko przy każdym ruchu kobiety.Yaikar patrzył na nią zafascynowany płynnością jej ruchów, wdziękiem z ja­kim odgarniała przeszkadzające w pracy czarne włosy i dumą bijącą z całej jej postaci.— Napatrzyłeś się już, panie? — odezwała się nagle nieznajoma niskim głosem o ciemnej barwie.Leciutka chrypka nie szpeciła go, a przeciwnie doda­wała jakiegoś niepokojącego uroku.Zaskoczony Yaikar milczał przez chwilę, kobieta wyraźnie czekając na od­powiedź odwróciła się do niego twarzą i podeszła do łoża.Wlepił w nią zdumio­ny wzrok.Myślał, że nieznajoma jest młodą dziewczyną a teraz dostrzegł swoją Eiyłkę.Piękne, niebieskie oczy wspaniale kontrastujące z czarnymi włosami i niż brwiami, okolone były siatką dość głębokich zmarszczek.Takie same :dy czaiły się w kącikach czerwonych ust nadając im wyraz znużenia i smutku.Dtuga szyja zachowała swą szlachetną linię, jednak zmęczona życiem twarz mówiła wyraźnie, iż młodość kobiety minęła już dawno.Nim Valkar zdołał wykrztusić choćby jedno słowo nieznajoma zrozumiała powód przedłużającego się milczenia swego gościa.Zagryzła wargi, potem w oczach jej pojawił się cień uśmiechu.Powietrze wokół niej zafalowało jakby z nagła rozgrzane do wyso­kiej temperatury.Kontury zatarły się, postać zginęła na ułamek sekundy we mgle.Gdy ukazała się znowu, Yalkar poderwał się z łoża i złamany nagłym bólem w plecach opadł na nie bezsilnie.Przed nim stała śmiejąc się na cały głos młoda, a nawet bardzo młoda dziewczyna.Świeżość jej policzków, warg, prężność drobnych piersi nie pozostawiały żadnych wątpliwości — dziewczyna nie mogła mieć więcej niż osiemnaście wiosen.Wyciągnął rękę, by dotknąć jej dłoni i w tym momencie, gdy pod palcami poczuł jedwabistość skóry, postać dziewczyny zniknęła we mgiełce.Valkar przetarł oczy.U łoża stała znowu niez­najoma, trzymał jej szczupłą dłoń.Trwało to chwilę, potem kobieta uwolniła de­likatnie rękę.W zmęczonych źrenicach ciągle jeszcze migotały iskry śmiechu, ale twarz pozostała poważna.— Kim jesteś, panie? — powiedziała spokojnie jakby nic nie zaszło.Valkar przezwyciężył zaskoczenie i powiedział:— Valkar, syn Orena, wędrowny rycerz.— Jesteś albo bardzo odważny, albo.nierozważny — stwierdziła czarno­włosa kobieta.— Nosisz na tarczy znaki Księcia Gadrin i jedziesz sobie spokoj­nie głównym traktem Palenk — to przecież szaleństwo.— A to dlaczego?Kobieta popatrzyła na niego z ironią.— Zaprawdę musisz przybywać z daleka, rycerzu inaczej nie zadawałbyś tak niemądrych pytań.Wilki z Palenk zaprzysięgły śmierć każdemu z domowni­ków i wasali pana na Gadrin.„No tak, teraz wszystko jasne" — pomyślał Yalkar.„Muszę lepiej poznać obyczaje tubylców, jeżeli mam przeżyć i wykonać zadanie.Do licha, chciałem wkroczyć do księstwa Palenk jako dzielny rycerz.— zgrzytnął zębami — uda­ło mi się to nadspodziewanie."— A ty, pani, kim jesteś? — zapytał.Kobieta zdawała się być urażona i zdziwiona pytaniem.— Czyżbym nie przedstawiła się dostatecznie wyraźnie? Jestem Eliana pani na Harrane, Eliana TA KTÓRA WIE, jeżeli wolisz wiedźma Eliana.„Czarownica" — przebiegło przez mózg Valkara.Obudził się w nim jakiś atawistyczny lęk.— Ciesz się, że nią jestem — dzięki temu żyjesz.Wilki z Palenk nie mają zwyczaju pozostawiać niedobitego wroga.Yalkar zmieszał się, policzki zapłonęły mu czerwienią.— Wybacz pani — wybąkał.— Ocaliłaś mi życie.Jest twoje.— Nie dawaj go tak łatwo — zaśmiała się Eliana.Nie oddawaj tak łatwo, bo.mogę przyjąć twą ofiarę.A teraz dodała innym tonem, — wypij to.— Pod­sunęła mu gliniany kubek.Yalkar wychylił napój jednym haustem, ledwie oderwał usta od naczynia — spadł na niego ciężki sen.Obudził się rankiem potwornie głodny.Pierwsze co zauważył, to śniadanie czekające już na niego na płycie kamiennego stołu.Wstał, ciało miał jeszcze obolałe, lecz panował nad nim całkowicie.Usiadł przy stole [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •