[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obcy.Kręcili się tu jacyś inni obcy tamtego lata?- Tak, był taki jeden.Wariat po prostu.- Jak to wariat?- Powiedział moim kumplom, że chce zabić Mountbattena.Hawke spojrzał na Congreve'a.- Inspektorze, czy mówiono o tym podczas procesu?- Tak.Oczywiście wszystko to były plotki, tak jak i teraz.Obronanigdy nie dowiodła, że ów obcy w ogóle istniał.Nie było żadnychdowodów.- Ten wariat, jak pan go nazywa, McMahon, czego konkretniechciał od pańskich kumpli? - zapytał Hawke.- Chciał bomby.- I tyle?159- Nie.Mówił też, że chce łodzi.- Aodzi? Po co?- Po co? %7łeby wśliznąć się do portu po ciemku i podłożyć bombęna Shadow V.Po to była mu potrzebna.I w końcu to zrobił.Sprawdzcie zeznania, sami się przekonacie.- Skąd zdobył bombę?- Od moich kumpli.Wtedy nazywaliśmy się bombową ekipą.Dostarczyliśmy mu bombę.I na tym koniec.- Czy to była jedna z pana bomb, McMahon?- Panie Hawke, a skąd, do diaska, mam to wiedzieć? Mówiłemjuż przecież, że nie tylko ja w IRA budowałem wtedy urządzeniawybuchowe.Mieliśmy właściwie fabrykę bomb pracującą pełną parą.Pije pan tę whiskey czy czeka, aż wyparuje?Hawke przesunął mu po stole nietkniętą szklankę.McMahonpodniósł ją i wychylił.- Wie pan może, jak wyglądał ten tak zwany obcy?- A niby skąd? Nigdy przecież nie widziałem jego twarzy.Nawetna naszych spotkaniach.Nikt nie widział.- Jak to?- Przecież zawsze nosił kominiarkę.Widać było tylko oczy.Lewe trochę mu zezowało, jakby było lekko znieruchomiałe.Skrytydrań, tak wszyscy mówili.Nie podał też żadnego adresu.Mówili, żemieszka sam na jakiejś cholernej wyspie.- Irlandczyk?- Trudno powiedzieć, ale tak sądzę.A może Anglik?- A skąd pan wie, że to Anglik, skoro jak pan twierdzi, nie widziałpan jego twarzy?- Przez ten jego pieprzony akcent.Mówił jak pan, panie Hawke.Pieprzony arystokrata.Irlandzka whiskey zaczęła przeszkadzać w przesłuchaniuMcMahona i Hawke spojrzał na Ambrose'a.Obaj uznali, że czaskończyć.- Czy ten arystokratyczny drań miał jakieś nazwisko, panieMcMahon? - zapytał Hawke obojętnym tonem.- Każdy jakieś ma.- A tak z ciekawości, jakie miał ten?- Smith.- Smith.Jest pan tego pewien?160- Przecież powiedziałem, że Smith.- Dziękujemy za poświęcony czas, panie McMahon.Jeśli bę-dziemy mieli jeszcze jakieś pytania, odezwiemy się do pana.Gdybyprzypomniał pan sobie cokolwiek, co mogłoby pomóc w śledztwie,oto numer mojej komórki i komórki inspektora Congreve'a.A teraz dowidzenia.- Może jeszcze rozchodniaka?- Dostał pan pieniądze.Może pan pić, ile chce.Hawke odsunął krzesło i wstał od stołu, zawiązując wełniany szalna szyi.- Ambrose? - powiedział.Congreve nie zważał na niego.Wpatrywał się nadal w McMahona.- Panie McMahon, jeszcze jedno pytanie, jeśli łaska.Przedchwilą wspomniał pan o jakiejś wyspie.- Naprawdę?- Tak, mówił pan, cytuję: mówili, że mieszka sam na jakiejścholernej wyspie.- No tak, tak widocznie powiedziałem.I co z tego?- A nie pamięta pan przypadkiem nazwy tej wyspy?McMahon uśmiechnął się, odsłaniając pożółkłe zęby.- To było tak dawno, inspektorze.Zaraz minie czterdzieści lat.Pamięć już nie dopisuje.- Niech się pan skupi.- To by pana kosztowało butelkę Jamesona.Congreve skinął na barmankę i zamówił kolejną butelkę whiskey.25.Poproszę o nazwę wyspy, panie McMahon.- Jasne.Chyba Wyspa Jagnięca.A może to była Wyspa Owcza?Cholera, panowie, nie wiem.Coś w tym guście.- Skup się, McMahon.Potrzebuję dokładnej nazwy tej wyspy -nie odpuszczał Congreve.161- Barania.Tak, to była ta nazwa - Wyspa Barania.NiedalekoSligo.Congreve wstał i zapłacił barmance za butelkę whiskey, którą po-stawił przed starcem z IRA.- Tak jak mówił Hawke, jeśli coś się panu przypomni, proszędzwonić.Zapewniam, że się opłaci.Dobranoc, panie McMahon.- Wybieracie się tam może? Na tę Baranią Wyspę?- Chcemy za wszelką cenę odnalezć Smitha, żywego lub mar-twego.Jeśli rzeczywiście mieszkał na Wyspie Baraniej w czasie,kiedy dokonywano morderstw, podejrzewam, że zaczniemy właśnietam.Dobranoc panu.- Ambrose zaczął wstawać od stołu.Irlandczykspojrzał na niego.- Zaczekajcie - odezwał się McMahon.- Siadajcie.Ambroseusiadł.- O co chodzi?- Nie miałem zamiaru o tym mówić.Ale widzę, że to moja jedynaszansa.Za poważną sumkę mógłbym się podzielić z wami poważnymiinformacjami.- Zamieniamy się w słuch, panie McMahon - rzekł Hawke.- Słyszeliście może o tak zwanej Prawdziwej IRA?- Nie żartuj pan sobie - obruszył się Ambrose.- W marcu 2009roku złapali w zasadzkę i zabili dwóch brytyjskich policjantów podkoszarami w Masereene.Nie uznają Porozumień Wielkopiątkowych z1998 roku i trwającego od tamtego czasu pokoju.Obawiam się, że ciludzie chcą za wszelką cenę doprowadzić do kolejnego rozlewu krwi.To obrzydliwe.- I słusznie się pan boisz - powiedział McMahon i wychyliłszklankę whiskey, a potem wlał sobie kolejną.- Znowu coś kombi-nują, wiecie? Dopracowują ostatnie szczegóły.I.- Panie McMahon, z całym szacunkiem - przerwał mu Hawke.-Skąd pan niby wie, co ci ludzie planują? Od zamachu bombowego wOmagh, w którym zginęło dwadzieścia dziewięć osób, a dwieściedwadzieścia innych zostało rannych, zostali uznani za wiarygodnąorganizację terrorystyczną w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjedno-czonych.Proszę mi wierzyć, śledzimy uważnie każdy ich ruch.- Ale nie wiecie, co się dzieje u nich w środku, co, panie Hawke?- A pan wie?162- Ano.Wróciłem do starego rzemiosła.Robię dla nich fajerwerki.Rozumiecie, przyzwyczajenie drugą naturą.Używają min lądowych,mozdzierzy domowej roboty i samochodów-pułapek.Wiem teraz owielu rzeczach, o których nie powinienem wiedzieć, bo mam uszyszeroko otwarte.- I chce pan zdradzić to zaufanie za pieniądze, panie McMahon.Można się tylko zastanawiać, na ile wiarygodne będą takie informa-cje, bo przecież gdyby były prawdziwe, ściągnęłyby na pana ogromneniebezpieczeństwo.Sam pan dobrze wie, co IRA robi ze zdrajcami.Ciekawe, po co miałby pan to robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]