[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważano, że gra jest warta świeczki.W przypadku Res Publiki było inaczej, bo i kontekst chronologicz-ny, polityczny i społeczny był jednak całkiem inny.Działało pod-ziemie opozycyjne i solidarnościowe, w swej większości uważające,że Marcin Król i jego koledzy robią to na własny rachunek i, jakniemało osób sądziło, wręcz ocierają się o kolaborację.Wtedy uwa-żałem, że nie należało rozmawiać z Jerzym Urbanem.Choć osobiścierozumiałem Króla, uznawałem, że to władzy bardziej zależy na legal-nej Res Publice , i skłaniałem się do poglądu, iż wznowienie pismamoże być odbierane jako błąd polityczny i cios dla podziemia.Dziświadomo dobrze, że Res Publica się ukazywała.Weszła w swójczas i poszerzała sferę wolności.A jak ocenić takie postawy, jak na przykład Jarosława Iwaszkiewicza,wybitnego artysty, ale i pieszczoszka władz? Tomasz Aubieński mówiło nim kiedyś w Gazecie Wyborczej : Iwaszkiewicz wiele pomagał ludziom,i to nie tylko za okupacji, ale także po wojnie.Moim zdaniem konformiściteż są potrzebni.Są potrzebni choćby po to, żeby rewolucjonistów wycią-gać z więzień, załatwiać im paszporty.W tamtym ustroju bywały różnerole do odegrania.Naturalnie konformiści bywają potrzebni, czy jednak od razu trzebawskazywać ich jako wzór? Rozumiem argumentację Tomasza Aubień-skiego, ale w swoim czasie bardziej mi odpowiadała ostra opinia JanaWalca o Iwaszkiewiczu.Przypuszczam zresztą, że i Aubieński niechciał w postawie wielkiego poety widzieć wzorca zachowań publicz-nych w PRL.A to, że konformiści też są potrzebni , jest oczywisto-ścią.Takie postawy były przecież obecne, jeśli wręcz nie przeważaływ PRL i to zarówno wśród ludzi kultury i nauki, jak i przedstawi-cieli innych zawodów, wśród inteligencji, robotników, mieszkańcówwsi.Tylko stosunkowo nieliczne jednostki mogą być radykalnymi344 1078853nonkonformistami.Społeczeństwo jako całość nigdy tak nonkonfor-mistyczne nie było i nie może być co nie jest odkryciem ani dlabadaczy zachowań społecznych, ani dla psychologów.Jedynie krótko przeważnie w okresach buntu czy rewolucji możliwe jest utrzy-manie szerokiego zakresu postaw nonkonformistycznych.W Pol-sce zdarzyło się to podczas wspomnianych miesięcy Solidarności ,a i to przecież nie przez cały ten okres!Jeszcze inne postawy dominowały na emigracji inaczej na PRL patrzo-no w Maisons-Laffitte, gdzie Jerzy Giedroyc wydawał Kulturę , a inaczejw zachowawczym Londynie.Z czego wynikał ten odmienny stosunek emi-gracji do ówczesnej Polski i jakie były tego konsekwencje?Niełatwo na to odpowiedzieć, wiadomo, że zdecydowały o tym różneczynniki i okoliczności korzenie intelektualne, jeszcze przedwojen-ne afiliacje polityczne, podejście do idei prometejskiej, sposób dzia-łania przez dziesięciolecia na emigracji.Wiedza o Jerzym Giedroyciu,jego współpracownikach i w ogóle o fenomenie Kultury jest już bar-dzo duża.Najkrótsza odpowiedz sprowadzałaby się do stwierdzenia,że Kultura przyjęła za oś swojego myślenia politycznego założenie,że to przemiany w kraju w największym stopniu mogą zdecydowaćo jego przyszłości.W związku z tym obrała kurs polityczny na kraj,inaczej niż większość emigracji londyńskiej, odwołującej się przedewszystkim do zasady legalizmu II Rzeczypospolitej.W konsekwencjiśrodowisko Kultury wspierało wszystkie siły, które zmierzały dowywalczenia przez społeczeństwo większego zakresu swobód obywa-telskich i poszerzenia suwerenności Polski.Toteż nie wahało się onoprzejściowo poprzeć nawet Gomułki, popierało rewizjonistów par-tyjnych, niepokornych intelektualistów, różne odłamy rodzącej sięopozycji, Solidarność , podziemie polityczne, związkowe, wydawni-cze, kulturalne lat osiemdziesiątych.Wreszcie, co bardzo ważne, Kultura budowała pomosty do nie-zależnych inicjatyw białoruskich, narodów krajów nadbałtyckich,1078853 345Rozmowa z Janem Kofmanemukraińskich, poszukiwała zbliżenia z demokratycznymi Rosjanami.Temu między innymi służyło wczesne uznanie przez ten krąg ludziterytorialnych skutków konferencji jałtańskiej, czyli w praktyce nie-naruszalności wschodnich granic Polski.Ta postawa wywarła niewąt-pliwie wielki wpływ na myślenie Polaków o tej kwestii, ale równieżczęści elit opozycyjnych sąsiednich narodów. Kultura odegrała więczasadniczą rolę w trwającym dziesięciolecia procesie redefiniowaniadoktrynalnych przesłanek myślenia o polskiej polityce zagranicznej.I to ostatnie zadanie, wychodząc z innych przesłanek myślowych,a właściwie odpowiadając na wyzwania współczesności, wykonała jak sądzę lepiej niż większość emigracji londyńskiej.Trzeba przytym pamiętać, że w środowiskach emigracyjnych grupa Kulturybyła w swych poglądach na różne polskie sprawy długo i wyraznieodosobniona.Podejście reprezentowane przez Jerzego Giedroycia,Juliusza Mieroszewskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Czesła-wa Miłosza i innych, szczególnie w odniesieniu do strategii wobeckraju i jego relacji ze wschodnimi sąsiadami, niewątpliwie przeszłozwycięsko próbę czasu.O jaką Polskę walczył Kościół?Kościół grał własną partię.Nie bardzo wierzył w szybką zmianę sys-temu, a ludzie Kościoła zawsze myślą perspektywicznie, co najmniejna sto lat do przodu.Myśleli więc o zachowaniu instytucji i tak zwa-nej substancji, cokolwiek by to znaczyło.Chodziło o budowanie świą-tyń, prawo do odprawiania nabożeństw, pielęgnowanie tradycyjnegopatriotyzmu.Kościół chciał się porozumiewać z władzą, żeby wycho-wywać Polaków w duchu katolickim.Okresów napięć między władząkomunistyczną a Kościołem było niemało, przy czym szczególnieostro był on zwalczany w okresie stalinowskim.Zarazem właśniew Kościele opozycja lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych miałaoparcie i schronienie.Hierarchia rozumiała, że opozycja też stanowi346 1078853pewien bufor wobec władzy, bo jak jego zabraknie, to co będą zwal-czać komuniści? Oczywiście religię i Kościół.Niemniej Kościół insty-tucjonalny starał się unikać bezpośredniego starcia z systemem.Dla-tego na przykład nie poparł Konfederacji Polski Niepodległej LeszkaMoczulskiego, bo promować miała radykalne zuchwalstwo i grozbęrozlewu krwi.Dla części Kościoła działacze KOR z podobnych powo-dów mogli być uznani za nieprzyjaciół Polski.Pominę już, że byli toludzie z liberalnymi, a niektórzy z nich wcześniej nawet z komuni-stycznymi poglądami, co już budziło nieufność Kościoła.Także w obawie przed rozlewem krwi prymas Stefan Wyszyńskiwygłosił w sierpniu 1980 roku kazanie, które było zle przyjęte przezstrajkujących stoczniowców uznano je za ugodowe.Generał Jaru-zelski, zwłaszcza w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, próbowałrozmawiać tylko z hierarchami, i to z wykluczeniem Solidarności ,ich chciał uznać za jedynego przedstawiciela społeczeństwa.Szczęśli-wie Kościół, przejmując rolę mediatora, nie dał się generałowi zło-wić w pułapkę i nie odstąpił Solidarności i osobiście Lecha Wałęsy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]