[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możemy przypuszczać, że gdzieś na jakiejś planecie innemu gatunkowi przytrafiła się jeszcze szczęśliwsza kombinacja, prowadząca do wyższej niż nasza inteligencji.Miejmy jednak nadzieję, że nie! - zakończył profesor, drapiąc za uszami swego psa B.F.Skinnera.- Mam rację, B.F.? Ponieważ człowiek mógłby sobie nie poradzić z istnieniem bardziej inteligentnej rasy.Śmiech.- Hau - odpowiedział B.F.Skinner, który kiedyś nazywał się Hihiwnkn i żył na planecie, gdzie białe sześciokąty telepatycznie pokonywały przestrzeń.Sześciokąty, które w obecnej sytuacji znalazły się z winy procesów słonecznych, jakich jeszcze nie nauczyły się kontrolować.To, co chciał powiedzieć, brzmiałoby:- Niech się pan nie martwi, profesorze.Ludzkość nigdy nie będzie cierpieć z powodu istnienia wyższej inteligencji.Jest zbyt zarozumiała, żeby ją zauważyć.Zamiast tego jednak zawarczał cicho, wychłeptał z miski trochę wody i położył się w kącie sali wykładowej.Profesor mówił dalej.We wrześniu roku dwutysięcznego w Kansas spadł śnieg.Kiedy z nieba spłynęły pierwsze płatki, Jim (nie mówcie już do mnie Jim-my, jestem duży) był na dworze i bawił się z psem Robbym.Robby pazurami i kłami wykopywał z ziemi jakieś zielsko, do czego zwykle zachęcali go Royce i Junie, kiedy Jim krzyknął nagle “Śnieg!" i płatek wylądował na trawie tuż przed nosem psa.Płatek stopniał natychmiast, ale Robby patrzył na następny, a potem jeszcze następny.Zobaczył wiele płatków: delikatne sześciokątne figury, tak rzadkie i niezwykłe, tak znajome i piękne.Zapłakał.- Mamo! - zawołał Jim.- Robby chyba płacze!- To tylko woda w oczach - odkrzyknęła Junie z kuchni, gdzie przy otwartym oknie myła rzodkiewki.- Psy nie płaczą.Ale tej nocy śnieg okrył miasto grubą warstwą i wiele psów stało na nim i patrzyło, jak spada, dzieląc niewypowiedziany zachwyt.- Nie możemy? - Raz za razem napływała myśl z setek, z tysięcy umysłów.- Nie, nie, nie - padała rozpaczliwa odpowiedź.Ponieważ - bez palców - jak mogą zbudować maszyny, które pozwolą im na ponowne odłączenie umysłów i opuszczenie planety?W tej rozpaczy po raz milionowy przeklęli tego durnia Mkli-klulna, który wpakował ich w taką sytuacją.- Śmierć była za dobra dla drania - zgodzili się wszyscy i w ogólnoświatowym głosowaniu cofnęli podziękowanie za jego działalność.A potem zajęli się rodzeniem szczeniąt i uczeniem ich wszystkiego, co sami wiedzieli.Szczeniaki przeżywały to lżej.Nigdy nie znały swoich przodków, więc śnieżne płatki były tylko zabawą, a zima tylko chłodem.I zamiast stać w śniegu, zwijały się w ciepłych budach i zasypiały.7.ORIGINISTALeyel Forska siedział przed ekranem lektora i przeglądał ostatnio publikowane prace naukowe.W powietrzu przed nim unosił się hologram dwóch stron tekstu.Ekran był większy niż zwykle, ponieważ i oczy Leyela nie były młodsze od reszty ciała.Kiedy doszedł do końca, nie wcisnął klawisza PAGE, by kontynuować lekturę artykułu.Wcisnął NEXT.Dwie strony przesunęły się o jakiś centymetr do tyłu, dołączając do kilkunastu zawieszonych nad lektorem, przeczytanych wcześniej artykułów.Z cichym dźwiękiem brzęczyka pojawiły się dwie nowe.Deet jadła śniadanie.- Dajesz temu biedakowi tylko dwie strony, zanim skażesz go na śmietnik? - spytała.- Skazuję go na zapomnienie - odparł wesoło Leyel.- Nie, skazuję go na piekło.- Co? Czyżbyś w tym wieku na nowo odkrył religię?- Tworzę ją.Nie ma w niej nieba, za to jest straszliwe, wieczne piekło dla młodych uczonych, którzy sądzą, że mogą zdobyć sławę, atakując moje prace.- A więc masz także teologię? - uśmiechnęła się Deet.- Twoje dzieło to pismo święte, a wszelkie ataki są bluźnierstwem?- Cieszę się z inteligentnych ataków.Ale ten młody, zarozumiały profesor z.no tak, oczywiście, z Uniwersytetu Minus.- Z Minus U?- Myśli, że może mi zaprzeczyć, zniszczyć mnie, zetrzeć na proch, a przy tym cytuje jedynie prace opublikowane przez ostatni tysiąc lat.- Zasada milenijnej głębokości wciąż jest szeroko stosowana.- Zasada milenijnej głębokości to wyznanie współczesnych naukowców, że nie mają ochoty poświęcać na badania tyle czasu, ile na politykę akademicką.Już trzydzieści lat temu obaliłem zasadę milenijnej głębokości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]