[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedzieli, że sprawują tu absolutną władzę.Jeden z Rzymian zawołał po łacinie do pozostałych i wskazał na bawiących sięchłopców.Wiatr przyniósł na swych skrzydłach jedno słowo obrzezani.Bę-dą kłopoty Antiochus zakazał tej praktyki.Jeden Rzym, jedna wiara, jedne cła.Nazywali to kulturową asymilacją.Cały świat w jednym ręku.188Starzec jest oporny.Krzyczy na centuriona, ten też coś krzyczy, śmieje się i ła-pie młodszą kobietę.Starzec doskakuje do niego wrzeszcząc i złorzecząc.DwóchRzymian biegnie na pomoc dowódcy z obnażonymi mieczami i siecze starca nie-mal na kawałki.Kobiety krzyczą.Rzymianie otaczają je kręgiem.Młodszą łapiądwaj Rzymianie i częściowo obnażają.Starsza atakuje ich sztyletem, lecz ciospłazem gruchocze jej czaszkę.Pada na ziemię i nieruchomieje.On leży ukryty w krzakach, jest zły i wstyd mu za siebie.Ma włócznię i miecz.Nagle, jakby wbrew sobie, rusza na napastników w ślepej furii.Jeden z Rzymian podrzyna gardła chłopcom.Obraca się zaskoczony i patrzyz niedowierzaniem, jak włócznia przebija pancerz i zagłębia się w jego brzuch.Dwóch innych zdążyło już rozciągnąć kobietę na ziemi.Odwracają się zdez-orientowani, lecz ich towarzysze wyciągają miecze i ruszają do ataku.Był niezłym fechmistrzem, szczególnie teraz, ogarnięty szałem.Najbliższemuprzeciwnikowi rozpłatał prawe ramię silnym cięciem od wewnątrz, lecz drugi nieuległ tak łatwo.Rzymianin, będąc doskonałym szermierzem, zapędził mężczy-znę prosto w ręce swych towarzyszy, którzy przestali zabawiać się z dziewczynąi zaszli go od tyłu. Zabiję tego skurwiela! warknął Rzymianin i ruszył w stronę jeńca. Nie! Stój! krzyknął jeden z żołnierzy. Ta suka musi dla niego cośznaczyć, skoro walczył tak zażarcie.Przywiążmy go do drzewa.Niech patrzyi cierpi przed śmiercią! Dobrze! Odetnijmy mu także członki i pozostawmy żywego, by wykrwawiłsię na śmierć lub wegetował do końca swych dni jako kaleka! warknął męż-czyzna z rozpłataną ręką, który leżał wciąż na piasku zwijając się z bólu.Zaśmialisię z tego pomysłu i obandażowali kompana.Zrobili tak, jak mówili.Przywiązali go do drzewa grubymi linami i zmusili, byprzyglądał się, jak gwałcą ją po kolei, a potem zabijają powoli, bez miłosierdzia.Szlochał nie tyle nad okrucieństwem świata, co nad ludzmi, którzy doznawalitortur i straszliwej śmierci.Znał niegdyś prawych, odważnych i szlachetnych żoł-nierzy Legionów.Ludzi, którzy postąpiliby tak samo jak on w obliczu barbarzyń-stwa.Ale teraz wszystko się zmieniło.Rzym się rozrastał, rozszerzał swe wpły-wy na krańce świata.Potrzebował więc wielu ludzi.Ludzi potrafiących zabijaći delektować się zabijaniem.Jeśli takie zdeprawowane zwierzęta niosą pochodnię cywilizacji , to trzeba tylko czasu, aby ich okrucieństwo wróciło rykoszetem dokorzeni, na sam tron!Otoczyli go i obserwowali przywiązanego do drzewa. Więc tak wygląda wielkość Rzymu zadrwił z nich.Roześmiali się, lecz po twarzach poznał, że zaskoczyło ich jego opanowaniew obliczu tortur i śmierci.Obnażyli miecze i popatrzyli na niego uważnie.Jeden z nich wskazał na po-bojowisko.189 To byli twoi?Spojrzał żołnierzowi prosto w oczy. Nigdy przedtem nie widziałem tych ludzi oznajmił w płynnej łacinie. Zatem dlaczego za nich walczyłeś? spytał inny, zaskoczony i nieco zbityz tropu przez całkowitą obojętność więznia na sprawę własnego życia. Dzieci Izraela nie powinny być prześladowane przez bestie z piekła rodem. Dość tego! Jesteś odważny, lecz głupi rzekł centurion. Zabijemy cię. Naprawdę szkoda, że nie jesteście w stanie.Rzymianin dobył miecza i zawahał się na chwilę, patrząc w oczy więzniaprzed zadaniem ostatecznego ciosu.W powietrzu rozległ się nagle świst, a zaraz potem dało się słyszeć coś jakby łup! łup! łup! łup! Rzymianie stali przez chwilę z wyrazem zaskoczenia malują-cym się na twarzach, a potem runęli na ziemię ze strzałami sterczącymi z pleców.Czterech mężczyzn wyszło z przyległych krzaków.Od razu spostrzegł, że bylito %7łydzi.Nieśli łuki.Jeden z nich był wyraznie starszy.Pozostali, sądząc z wy-glądu, to jego synowie.Dwóch z nich pochyliło się nad ciałami zamordowanych%7łydówek, a trzeci przy użyciu miecza upewnił się, że Rzymianie już na zawszespoczną w ziemi.Starszy mężczyzna podszedł do niego, wyciągnął zza pasa nie-wielki, rzezbiony nóż i rozciął krępujące więzy.Mężczyzna niemal runął na piach,gdyż mocno zaciśnięte sznury tamowały przez długi czas dopływ krwi do człon-ków.Jednak stary %7łyd był silny, złapał go w porę i ułożył delikatnie na ziemi. Miałeś ciężką przeprawę oświadczył po hebrajsku.Skinął głową. Było ich za wielu odparł w tym samym języku.%7łyd pokiwał głową. Byliśmy ciut za daleko westchnął. Słyszeliśmy krzyki, lecz przybyli-śmy za pózno i być może skradaliśmy się zbyt ostrożnie. Spojrzał na martwychRzymian. To zemsta mruknął prawie do siebie lecz jakoś nie wydaje sięstosowna. Potem znów zwrócił się do uwolnionego mężczyzny. Masz krew-nych, którzy cię przygarną?Pokręcił głową. Wszystko, co było mi drogie, leży tu na ziemi mruknął. Znów jestem sam na świecie. Jesteś młody, odważny i potrafisz machać mieczem oznajmił starzec.Zasługujesz na szansę.Wstań! Mam w sobie ducha.Jestem Mattathias, syn Jana,kapłan synów Joariba z Modinu.Oto moi synowie Joannan Caddis, SimonThassi, Eleazar Avaran oraz Jonathan Apphus. Moje imię i rodzina umarły wraz z nimi rzekł mężczyzna ze smutkiemw głosie. Ja sam umarłem tak samo.190 Zatem bądz moim synem oznajmił Mattathias
[ Pobierz całość w formacie PDF ]