[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jaką demonstrację? Możemy pokazać mu jedynie znikające przedmioty.To jeszcze niczego nie dowodzi.Żadne z nich nie chciało wypowiedzieć na głos tego, co wydawało się oczywiste.19Radości pełni wypływamy na bezkresne morze,Niestraszne nam obce brzegi.Walt Whitman, „Podróż do Indii”APRIL MOCNO ZACISNĘŁA POWIEKI.Wiatr niezmordowanie dobijał się do okien.Była zdenerwowana, ale też i święcie przekonana o słuszności swojej teorii, i właśnie to przekonanie wyzwalało w niej chęć działania.Słyszała jak przed motel zajechał jakiś samochód.Trzasnęły drzwi, ktoś głośno rozmawiał.Gdyby miała więcej czasu, mogłaby wymyślić jakiś test, który pozwoliłby zminimalizować ryzyko.Westchnęła cicho.Wóz albo przewóz.Zza ściany dobiegał bełkot telewizora.Co mogło jej grozić?Może umrzeć, ulec całkowitej dezintegracji.Ale na dysku nie został nawet kawałeczek krzesła, nic nie wskazywało na to, by zostało choćby uszkodzone.Po prostu zniknęło.Przeniosło się gdzieś.Może znaleźć się w nieprzyjaznym środowisku.Na przykład w atmosferze metanowej.Ale nieznani goście prawdopodobnie świetnie czuli się w Północnej Dakocie.Ten świat po drugiej stronie, gdziekolwiek by on był, na pewno przypominał Ziemię.Może zostać po tamtej stronie i nigdy już nie wrócić.Ale kto słyszał kiedy o łączu, które działa tylko w jedną stronę?O północy napełniła termos kawą, włożyła do plastikowej torebki kilka kanapek i owoce.Załadowała film do aparatu i założyła kurtkę z napisem „Minneapolis Twins”.Była z siebie naprawdę zadowolona.Czterdzieści minut później minęła policyjną blokadę na drodze dojazdowej i wjechała na urwisko.Blask wiszący nad Rotundą wydawał jej się jaśniejszy niż zazwyczaj.Zastanawiała się, ile jeszcze wytrzymają baterie, z których czerpał energię cały budynek.Pomyślała, że od następnego wieczora powinni zacząć mierzyć natężenie światła.Było zimno, kilkanaście stopni poniżej zera.Zaparkowała tuż przed bramą ogrodzenia, zgasiła silnik i wyjęła ze skrytki notes.Przez kilka minut siedziała w milczeniu, zastanawiając się, co powinna napisać.Kiedy skończyła, odłożyła otwarty dziennik na siedzenie pasażera, zabrała latarkę i wysiadła.Jeden ze strażników, mężczyzna w średnim wieku, którego znała tylko z imienia, pojawił się w drzwiach stróżówki.,- Dobry wieczór, doktor Cannon - przywitał ją uprzejmie.-Zapomniała pani czegoś?- Nie, Henry.- Para wypływająca z jej ust błyszczała w żółtym świetle zainstalowanych niedawno lamp sodowych.- Nie mogłam spać.Pomyślałam, że przyjadę tutaj i zrobię coś pożytecznego.Ochroniarz spojrzał na zegarek, jakby chciał wyrazić w ten sposób swoją dezaprobatę.- Dobrze - powiedział.- Prócz pani nie ma tu nikogo.To znaczy z personelu.April skinęła głową.- Dziękuję.Henry zniknął we wnętrzu baraku.April przeszła przez bramę i skierowała się bezpośrednio do Rotundy.Po chwili była już w środku.Nocą kopuła wyglądała jak mozaika ciemniejszych i jaśniejszych plam, układanka zielonych i czarnych figur.Światło towarzyszyło April, rozpalając podłogę pod jej stopami i gasząc tam, gdzie już przeszła.Gdy stanęła przed dyskiem, on także rozjarzył się ciepłym, miłym dla oka blaskiem, jakby zachęcał ją do tego, co zamierzała zrobić.Zawahała się.Cieszyła się, że nie ma z nią Maksa, bo wówczas nie mogłaby się już wycofać.I aż do tej chwili była przekonana, iż na pewno to zrobi, że się wycofa.Teraz jednak niemal zapomniała o strachu.Tam coś było, czekało na nią.Oświetlony dysk wyglądał jednocześnie zachęcająco i bezpiecznie.Czas ruszać w drogę.Włączyła latarkę i zbliżyła się do ikon.Do cyngli.Dotknij ikony i w ciągu dwudziestu trzech sekund zajmij miejsce na dysku.Spojrzała na strzałkę, na dwa pierścienie i literkę G.Strzała.Wysunęła niepewnie rękę i dotknęła ściany.Delikatnie, koniuszkami palców.I nacisnęła.Strzała zapłonęła zielonym blaskiem.Wzięła głęboki oddech, przeszła przez pustą salę i wstąpiła na dysk.Kanał, którym niegdyś do Rotundy wpływał jacht, ginął w mroku.Po przeciwnej stronie kopuły panowały nieprzeniknione ciemności, jakby noc objęła już tamto miejsce w swoje posiadanie.April poprawiła pasek aparatu i ten zwykły, przyziemny gest niespodziewanie dodał jej otuchy.Zasunęła kurtkę pod samą szyję i czekała, całą siłą woli walcząc z nagłą pokusą, by zeskoczyć z dysku.Na dworze było jeszcze ciemno, kiedy dzwonek telefonu wyrwał Maksa z głębokiego snu.Przewrócił się na drugi bok, po omacku odszukał słuchawkę i podniósł ją do ucha.- Słucham.- Pan Collingwood? Mówi Henry Short.Z posterunku przy bramie.Max natychmiast otrząsnął się ze snu.- Tak, Henry.O co chodzi?- Nie możemy odnaleźć doktor Cannon.Max odetchnął z ulgą.- Jest tutaj, śpi w pokoju obok.- Nie, proszę pana.Przyjechała około wpół do pierwszej.Weszła do Rotundy.Ale teraz jej tam nie ma.Max spojrzał na zegarek.Trzecia piętnaście.- Sprawdziliśmy w innych budynkach.Nigdzie jej nie ma.Nie wiemy, jak to się mogło stać.- Czy jej samochód nadal tam stoi?- Tak, proszę pana.Na pewno nie wychodziła tą bramą.Max nie miał zielonego pojęcia, co mogło stać się z April.Dla niego rozmowa sprzed kilku godzin, ze wszystkimi jej implikacjami i niedopowiedzeniami, była czysto hipotetyczna.- Henry, przeszukaliście wszystkie pomieszczenia w Rotundzie?- Szukaliśmy wszędzie.- Dobrze.Wezwijcie policję.Już tam jadę.Odłożył słuchawkę i zadzwonił do pokoju April.Nikt nie odebrał.Przez chwilę wpatrywał się tępo w telefon i w końcu dotarła do niego świadomość tego, co mogło stać się w Rotundzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •