[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znał kilka dziewcząt z tej dzielnicy, ale to było przed dziesięciu czy piętnastu laty i tamte już odeszły, ustępując miejsca innym, znacznie młodszym.Tay Tay czuł się nieswojo w obecności nowej generacji dziewczyn, bo już nie chciały przesiadywać w swoich pokoikach czy nawet na balkonach, ale wychodziły na ulicę i wyciągały mężczyzn z samochodów.Pokiwał głową, rad, że już jest w innej części miasta.— Rany boskie — powiedział.— To była diablica, nie ma dwóch zdań.Chyba jeszcze nie widziałem takiej piekielnej baby.— Ciągle myślisz o tej dziewczynie? — spytała Gryzelda.— Tylko powiedz słówko, to zawrócimy.— Niech to licho! — wrzasnął.— Ani się ważcie! Jedźmy, gdzie mamy jechać.Muszę zobaczyć się z Jimem Leslie.Nie mogę się tam znowu wygłupiać nie wiadomo po co.— A wiesz, którędy teraz jechać? — zapytała Jill, zwalniając u skrzyżowania trzech ulic.— W prawo — odparł, wskazując ręką.Minęli kilka przecznic wysadzanej drzewami alei.W tej części miasta stały duże domy.Niektóre z nich sięgały od przecznicy do przecznicy.W górze widniały wysokie wieże “Bon Air-Vanderbiltu".Znaleźli się pośród wypoczynkowych hoteli.— To jest taki duży, biały dom, dwupiętrowy, z wielkim gankiem od frontu — powiedział Tay Tay.— Jedź teraz wolniej, a ja się będę rozglądał.W milczeniu minęli dwa dalsze bloki.— Po nocy wszystkie do siebie podobne — rzekł Tay Tay.— Ale jak zobaczę dom Jima Leslie, to poznam go bez pudła.Miła Jill zwolniła, mijając przecznicę.Tuż za nią stał duży biały dom dwupiętrowy, z białymi kolumnami wznoszącymi się aż pod dach.— To tutaj — powiedział Tay Tay, stukając dziewczęta palcem w plecy.— To jest dom Jima Leslie, równie pewnie, jak to, że Pan Bóg stworzył zielone jabłuszka.Stańcie tu.Wysiedli i przypatrzyli się wielkiemu białemu domowi, przesłoniętemu drzewami.Światła paliły się we wszystkich oknach parterowych, a także w kilku na piętrach.Drzwi frontowe stały otworem, ale siatkowe były zamknięte.To zaniepokoiło starego; bał się, że mogą być zamknięte na klucz.— Nie pukajcie ani nie dzwońcie, dziewczęta.Bo wtedy Jim Leslie może zobaczyć, kto przyszedł, i zamknąć drzwi na klucz, zanim się dostaniemy do środka.Ruszył przodem, na palcach wszedł po schodkach i minął szeroki ganek.Jill i Gryzelda szły tuż za nim, chcąc razem dostać się do środka.Tay Tay bezszelestnie otworzył siatkowe drzwi i znaleźli się w przestronnym hallu.— Jużeśmy w środku — szepnął z ogromną ulgą.— Teraz niełatwo mu będzie nas wyrzucić, zanim powiem, o co mi idzie.Z wolna podeszli do szerokich drzwi po prawej stronie.Tay Tay przystanął i zajrzał do pokoju.Jim Leslie usłyszał ich kroki i zmarszczywszy brwi, podniósł wzrok znad książki.Był sam.Tay Tay domyślił się, że żona Jima musi przebywać w innej części domu, zapewne na piętrze.Podszedł do syna.— Co ty tu robisz? — odezwał się Jim Leslie.— Wiesz, że ci zabroniłem tu przychodzić.Zabieraj się!Spojrzawszy nad ramieniem ojca, zauważył siostrę i Gryzeldę.Zmarszczył się znowu i popatrzył na nich jeszcze surowiej.— Słuchajże, Jimie — zaczął Tay Tay.— Przecież się cieszysz, że nas widzisz.Nie widzieliśmy się od bardzo, bardzo dawna, prawda, synu?— Kto was wpuścił?— Samiśmy się wpuścili.Drzwi były otwarte, a wiedziałem, że jesteś w domu, bom cię zobaczył przez okno, więceśmy po prostu weszli.U nas tak się robi.Nikt nie musi pukać do moich drzwi, żeby się dostać do środka.U mnie wszyscy są mile widziani.Jim Leslie znowu popatrzał na Gryzeldę.Widział ją już z daleka parę razy, ale nie uświadamiał sobie, że jest taka ładna.Nie mógł pojąć, dlaczego tak piękna dziewczyna wyszła za Bucka i osiedliła się na wsi.Byłaby o wiele bardziej na swoim miejscu w takim domu jak ten.Usiadł, a tamci sami przysunęli sobie krzesła.— Po co tu przyjechałeś? — zapytał ojca.— Ważna sprawa, synu — odrzekł Tay Tay.— Wiesz doskonale, że nie przyjeżdżałbym do twego domu bez zaproszenia, gdybym nie był w ogromnym kłopocie.— Pewnie idzie o pieniądze — powiedział Jim Leslie.— Czemu ich sobie nie wykopiesz z ziemi?— A są tam, są, tylko że nie mogę ich tak od razu wydostać.— To samo myślałeś dziesięć czy dwanaście lat temu.Powinieneś był nauczyć się rozumu przez te piętnaście lat.Tam nie ma żadnego złota.Mówiłem ci to przed odjazdem.— Jest złoto czy nie, a ja mam gorączkę, synu, i nie mogę przestać z tym kopaniem.Ale się mylisz, bo tam złoto jest, tylko ani rusz nie udaje mi się go znaleźć.Sprowadziłem sobie teraz albinosa i lada dzień natrafię na żyłę.Wszyscy gadają, że albinos potrafi odgadnąć, gdzie ona jest.Jim Leslie prychnął z niesmakiem.Spojrzał bezradnie na ojca, nie wiedząc, co powiedzieć człowiekowi mówiącemu podobne bzdury [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •