[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakładam, że ma to jakiś związek z podróżą pani Oliver po wschodniej Afryce.Sekretarka wypowiedziała je tak, jakby było to hasło.Nie rozumiem tego za dobrze, ale Pan będzie może wiedział, o co chodzi.Jestem bardzo zmartwiony i niespokojny, i byłbym wdzięczny, gdyby mógł się Pan ze mną spotkać.Z wyrazami szacunku,Desmond Burton-Cox- Nom d’un petit bonhomme![21]- wykrzyknął Herkules Poirot.- Pan wybaczy, sir? - spytał George.- Tak mi się wyrwało - odparł Poirot.- Pewnych rzeczy gdy już raz wedrą się w twoje życie, niezwykle trudno się pozbyć.W moim wypadku najwyraźniej są to słonie.Wstał od stołu, wezwał swą wierną sekretarkę, pannę Lemon, wręczył jej list od Desmonda Burton-Coxa i poinstruował, by ustaliła spotkanie z jego autorem.- W tej chwili nie jestem zbyt zajęty - zakończył.- Jutrzejszy dzień będzie całkiem dogodny.Panna Lemon przypomniała mu o dwóch wcześniej ustalonych spotkaniach, ale przyznała, że pozostawiają dość wolnych godzin i że zaaranżuje wszystko zgodnie z życzeniem pana Poirota.- Czy ma to coś wspólnego z ogrodem zoologicznym? - spytała.- Nie bardzo - odparł detektyw.- Nie, proszę nie wspominać w liście o słoniach.Nie możemy przesadzać.Słonie to duże zwierzęta.Zajmują dużo miejsca.Tak, zostawmy słonie-w spokoju.Bez wątpienia pojawią się w toku rozmowy z Desmondem Burton-Coxem.- Pan Desmond Burton-Cox - oznajmił George, wprowadzając oczekiwanego gościa.Poirot opuścił wcześniej fotel i stal teraz obok kominka.Przez chwilę nie odzywał się, a potem podszedł Desmonda, zakończywszy ocenę.Dość nerwowy energiczny charakter.To naturalne, uznał Poirot.Czuje się trochę niezręcznie, ale udaje mu się to ukryć.Młody człowiek wyciągnął rękę mówiąc:- Pan Herkules Poirot?- To ja - przyznał detektyw.- A pańskie nazwisko brzmi Desmond Burton-Cox.Proszę usiąść i opowiedzieć mi, co mogę dla pana zrobić.Interesuje mnie powód, dla którego przyszedł pan do mnie.- Wszystko to będzie raczej trudno wyjaśnić - zaczął Desmond Burton-Cox.- Wiele jest spraw trudnych do wyjaśnienia - odparł Herkules Poirot - ale mamy mnóstwo czasu.Proszę usiąść.Desmond spojrzał na stojącą przed nim postać z powątpiewaniem.Doprawdy, co za komiczna osoba, pomyślał.Jajowata głowa, wielkie wąsy.Niezbyt imponujący.Nie całkiem takiego człowieka spodziewał się poznać.- Pan.jest pan detektywem, prawda? - spytał.- To znaczy bada pan.bada pan sprawy? Ludzie przychodzą do pana, odkryć coś albo poprosić, by coś pan dla nich odkrył?- Tak - potwierdził Poirot.- To jedno z moich życiowych zadań.- Nie przypuszczam, żeby wiedział pan, w jakiej sprawie przyszedłem i chyba nie wie pan wiele o mnie.- A jednak coś wiem - odparł Poirot.- Chodzi panu o panią Oliver, pańską przyjaciółkę? Coś panu powiedziała?- Powiedziała, że przeprowadziła rozmowę ze swoją chrzestną córką, panną Celią Ravenscroft.Nie mylę się, prawda?- Tak, tak, Celia mówiła mi.Ta pani Oliver, czy ona jest.czy ona zna też moją matkę? To znaczy, czy zna ją dobrze?- Nie.Nie przypuszczam, żeby dobrze się znały.Według pani Oliver, spotkały się niedawno na przyjęciu dla literatów i zamieniły kilka słów.Jak rozumiem, pańska matka miała pewną prośbę do pani Oliver.- Nie miała prawa tego robić - rzucił chłopiec.Zmarszczył brwi, tak że prawie spotkały się u nasady nosa.Wyglądał w tej chwili gniewnie, niemal mściwie.- Naprawdę - powiedział - matki.to znaczy.- Rozumiem - pomógł mu Poirot.- Wszystkimi targają dziś burzliwe uczucia, choć może tak było zawsze.Matki stale robią dla swoich dzieci coś, czego raczej robić nie powinny.Mam rację?- Ma pan absolutną rację.Ale moja matka.wtrąca się do spraw, które nie powinny jej w ogóle interesować.- Pan i panna Celia Ravenscroft jesteście bliskimi przyjaciółmi, jak rozumiem.Ze słów pańskiej matki wynikało, że w grę może wchodzić małżeństwo.W niedalekiej przyszłości?- Tak, ale moja matka naprawdę nie musi pytać i martwić się o sprawy, które.które zupełnie jej nie dotyczą.- Takie są już matki - zauważył Poirot.Uśmiechnął się lekko.- Jest pan bardzo do niej przywiązany?- Tego bym nie powiedział - odrzekł Desmond.- Nie, tego na pewno bym nie powiedział.Widzi pan.lepiej powiem od razu.Tak naprawdę, to ona nie jest moją matką.- Doprawdy? Nie rozumiem.- Adoptowała mnie.- wyjaśnił Desmond.- Miała syna.Małego chłopca.Umarł.Chciała potem adoptować dziecko i wzięła mnie.Wychowała jak własnego syna.Zawsze mówi o mnie jak o własnym synu i myśli o mnie jak o własnym synu, ale ja nie jestem jej dzieckiem.Nie jesteśmy ani trochę podobni.Nie patrzymy tak samo na sprawy.- To zrozumiale - powiedział Poirot.- Chyba nie posuwam się ani trochę w stronę tego, o co chciałem pana spytać.- Chce pan, żebym zrobił coś, coś odkrył? Żebym przeprowadził dochodzenie w pewnej sprawie?- Raczej niejasnej.Tak.Nie wiem, ile pan wie o.czy wie pan, o co dokładnie chodzi.- Trochę wiem - odrzekł Poirot.- Nie znam szczegółów.Nie wiem zbyt wiele o panu czy o pannie Ravenscroft, której jeszcze nie poznałem.Chciałbym się z nią spotkać.- Tak, no cóż, myślałem, czy nie przyprowadzić jej do pana, ale stwierdziłem, że lepiej najpierw sam z panem porozmawiam.- Brzmi to całkiem rozsądnie - ocenił Poirot.- Coś pana trapi? Martwi? Ma pan jakieś kłopoty?- Właściwie nie.Nie.Nie istnieją żadne kłopoty.Żadne.Chodzi o coś, co stało się wiele lat temu, kiedy Celia była dzieckiem, najwyżej uczennicą.Zdarzyła się tragedia.Przecież takie rzeczy się dzieją.codziennie, w każdej chwili.Dwoje znanych panu ludzi coś bardzo gnębi i popełniają samobójstwo.To był rodzaj umowy.Nikt nie wiedział wiele ani o tym, ani o przyczynach.Ale takie rzeczy przecież się zdarzają i dzieci tych ludzi nie mają powodu się tym przejmować.To znaczy wystarczy, jeśli znają fakty.A zupełnie nie powinna się tym przejmować moja matka.- Idąc przez życie - powiedział Poirot - coraz, wyraźniej odkrywamy, że ludzie często interesują się sprawami, które ich nie dotyczą.Bardziej nawet niż tymi, które można uznać za ich własne.- Ale tamto się już skończyło.Nikt za wiele nie wiedział.Tylko moja matka wciąż rozpytuje.Musi wszystko wiedzieć.No i przyczepiła się do Celii.Doprowadziła ją do takiego stanu, że dziewczyna nie wie, czy chce za mnie wyjść, czy nie.- A pan? Wie pan, czy jeszcze chce ją pan poślubić?- Oczywiście, że wiem.Zamierzam się z nią ożenić.Jestem absolutnie zdecydowany.Ale ją to zdenerwowało.Teraz sama chce wiedzieć.Chce dowiedzieć się, dlaczego to wszystko się stało i myśli.jestem pewien, że się myli.myśli, że moja matka coś wie.Że coś usłyszała.- Współczuję panu - stwierdził detektyw - ale wydaje mi się, że jeśli jesteście wrażliwymi młodymi ludźmi i chcecie się pobrać, nie ma powodu, byście nie mieli tego uczynić.Mogę powiedzieć, że dostarczono mi pewne informacje o tej smutnej tragedii.Jak pan wspomniał, rzecz wydarzyła się wiele lat temu.Nie uzyskano pełnego wyjaśnienia.Nigdy się to nie udało.Lecz tak to już bywa, że nie wszystkie smutne zdarzenia można wyjaśnić.- To było samobójstwo - stwierdził chłopiec.- Nie mogło być nic innego.Ale.- Chce pan poznać przyczynę.Czy tak?- Cóż, tak.W końcu tym zamartwia się Celia i przez nią sam zaczynam się martwić.Na pewno przejmuje się tym moja matka, choć jak mówiłem, to nie jej sprawa.Nie sądzę, żeby ktokolwiek ponosił jakąś winę.Nie doszło do żadnej kłótni.Oczywiście problem w tym, że nie wiemy.A ja i tak nie mógłbym wiedzieć, skoro nie byłem na miejscu.- Nie znal pan wcześniej Celii ani jej rodziców?- Celię znam niemal przez całe życie.Widzi pan, rodzina, do której jeździłem na wakacje, i rodzice Celii mieszkali niedaleko siebie, kiedy byliśmy bardzo młodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]