[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, sądzę, że tak to można nazwać.Ostrze wykonanowłaśnie ze stopu magnezowo - tytanowego.Dziecko zostaje umieszczone w komorze owyglądzie małej kabiny, dajmon w drugiej, podobnej.Komory łączy siatka z tego samegostopu.Opuszczamy ostrze, przecinając połączenie między nimi, a dziecko i dajmon stają sięwówczas odrębnymi istotami.- Chciałabym zobaczyć ten eksperyment - powiedziała pani Coulter.- Mam nadzieję,że wkrótce mi to zaprezentujecie, panowie.Teraz jednak jestem zmęczona i udam się chybana spoczynek.Jutro chciałabym zobaczyć wszystkie dzieci.Dowiemy się, kto otworzył drzwi.Rozległ się łoskot odsuwanych krzeseł, wymienianych uprzejmości, zamykanychdrzwi.Potem Lyra usłyszała jak pozostali ponownie siadają i kontynuują rozmowę choć owiele ciszej.- Co na to Lord Asriel?- Wydaje mi się, że zupełnie inaczej postrzega naturę Pyłu.To kwestia zasadnicza.Jego sposób myślenia jest rzeczywiście bardzo heretycki, a Konsystorska KomisjaDyscyplinarna nie zamierza tolerować żadnych innych interpretacji niż przyjęte.A poza tymLord Asriel pragnie eksperymentować.- Eksperymentować? Z Pyłem?- Cicho! Nie tak głośno.- Sądzisz, że Coulter napisze nieprzychylny raport?- Nie, chyba nie.Uważam, że bardzo dobrze sobie z nią poradziłeś.- Martwi mnie jej postawa.- Chcesz powiedzieć, że nie podchodzi do tego w sposób naukowy?- Właśnie.Wykazuje zbyt osobiste zainteresowanie.Nie lubię używać tego słowa, alewydaje mi się prawie upiorna.- Chyba przesadzasz.- Ależ przypomnij sobie pierwsze eksperymenty! Pamiętasz, jak się niecierpliwiła, abyzobaczyć rozdzielenie.Lyra nie mogła się powstrzymać i cichy krzyk wydobył się z jej ust, a jednocześnie -ponieważ była spięta i rozdygotana - niechcący uderzyła stopą o metalową podporę.- Co to było?- Coś w suficie.- Szybko!Dziewczynka usłyszała łoskot przewracanych krzeseł, tupot biegnących nóg, szuranieprzesuwanego po podłodze stołu.Próbowała rzucić się do ucieczki, ale znajdowała się w zbytmałej przestrzeni i zdołała się przesunąć po suficie zaledwie o kilka jardów, kiedy płyta obokniej uniosła się i w otworze pojawiła się twarz zaskoczonego mężczyzny.Byli tak bliskosiebie, że Lyra mogłaby policzyć wszystkie włosy w jego wąsie.Mężczyzna był niemal taksamo przerażony jak ona, miał jednak większą swobodę ruchów, toteż szybko wsunął rękę wszczelinę i chwycił dziewczynkę za ramię.- To dziecko!- Nie pozwól mu uciec.Lyra zatopiła zęby w wielką piegowatą dłoń.Mężczyzna krzyknął, lecz jej nie puścił,nawet gdy ugryzła go do krwi.Pantalaimon warczał i prychał, nic jednak nie pomagało, jakoże napastnik był o wiele silniejszy niż dziewczynka, a poza tym ciągnął tak mocno, ażmusiała rozluźnić uchwyt drugiej ręki, którą rozpaczliwie i kurczowo trzymała się podpory.Górną połową ciała znajdowała się już w sali.Nie wydała z siebie jeszcze żadnego dźwięku.Trzymając nogi ponad ostrą metalowąkrawędzią, szarpała się, drapała, gryzła, szczypała i pluła z zajadłą furią.Mężczyźni sapali,charczeli z bólu lub wysiłku, jednak przez cały czas ciągnęli ją w dół.Nagle Lyra poczuła się tak, jak gdyby opuściły ją wszystkie siły.Wydawało jej się, że jakaś dziwna ręka sięgnęła wprost do jej wnętrza i pozbawiładziewczynkę najcenniejszej mocy.Poczuła osobliwą słabość, oszołomienie i zmęczenie.Osłabiona walką z wysiłkiemdostrzegła, co się stało.Jeden z mężczyzn trzymał Pantalaimona!Chwycił go w ręce, a jej biedny dajmon trząsł się i niemal odchodził od zmysłów zprzerażenia i odrazy.Przybrał wcześniej postać żbika i teraz jego futro zmatowiało zosłabienia, niemal strzelając iskrami prądu anbarycznego.Wyrywał się do swojej pani, a onawyciągała do niego ręce.Upadli na podłogę.Byli bezbronni.Dziewczynka całą sobą poczuła dłonie, które dotykały jej dajmona.A było toprzecież zakazane! Nie wolno tknąć dajmona innej osoby! To było złe!- Przyszła tu sama?Mężczyzna wpatrywał się w sufit.- Chyba tak.- Kto to jest?- Nowe dziecko.- To, które Samojedzi.- Tak.- Nie przypuszczasz, że to ona.te dajmony.- Możliwe.Ale z pewnością nie sama, prawda?- Czy powinniśmy powiedzieć.- Sądzę, że to by pogorszyło sprawę.- Zgadzam się.Lepiej, żeby Coulter się nie dowiedziała.- Ale co zrobimy?- Mała nie może wrócić do innych dzieci.- Tak, to niemożliwe!- Zdaje mi się, że możemy zrobić tylko jedno.- Od razu? Teraz?- Musimy.Nie można tego tak zostawić do rana.Coulter chce obserwowaćeksperyment.- Możemy to zrobić sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]