[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz chodzmy dalej!PrzeszliÅ›my część bÅ‚otnistÄ… i wyszliÅ›my na suchy teren; potem jeszcze ćwierć mili, znowubÅ‚oto i znowu te same Å›lady.Potem na przestrzeni pół mili zginęły, aż ukazaÅ‚y siÄ™ znowu koÅ‚osamego Kepltown.Holmes pierwszy je zauważyÅ‚ i wskazaÅ‚ triumfujÄ…co.Tuż koÅ‚o Å›ladów koÅ„skich byÅ‚y dru-gie ludzkie. Ależ tu sÄ… nie tylko koÅ„skie Å›lady wykrzyknÄ…Å‚em. Ma siÄ™ rozumieć.Przedtem jednakże byÅ‚y tylko koÅ„skie.Aha! a to co?Zlady podwójne naraz siÄ™ urwaÅ‚y a opodal znowu siÄ™ zÅ‚Ä…czyÅ‚y i zmierzaÅ‚y w kierunkuKings Pailend.Holmes i ja zawróciliÅ›my.Holmes miaÅ‚ oczy utkwione w te Å›lady, ja jednakżespojrzaÅ‚em nieco na bok i ku wielkiemu zdziwieniu zauważyÅ‚em, że te same Å›lady zawracaÅ‚y,idÄ…c w poprzednim kierunku. DziÄ™ki stokrotne, Watsonie rzekÅ‚ Holmes, gdym zwróciÅ‚ mu na to uwagÄ™ oszczÄ™dzi-Å‚eÅ› nam kawaÅ‚ bezcelowego spaceru; teraz i my Å›miaÅ‚o możemy zawrócić.NiedÅ‚ugo nam wypadÅ‚o iść po tych Å›ladach.KoÅ„czyÅ‚y siÄ™ na asfaltowej drodze przed wro-tami stajni.GdyÅ›my siÄ™ zbliżyli ku wejÅ›ciu, wyskoczyÅ‚ ku nam stajenny i krzyknÄ…Å‚: Czego tu potrzeba? ProszÄ™ siÄ™ wynosić! ChciaÅ‚em siÄ™ tylko dowiedzieć rzekÅ‚ Holmes, siÄ™gajÄ…c do kieszeni czy zastanÄ™ panaSilasa Brauna jutro o piÄ…tej z rana? Naturalnie, sir! Jeżeli ktoÅ› tu rano wstaje, to na pewno on.Ale oto idzie, niech sir z nimpomówi.Nie, nie! DziÄ™kujÄ™ bardzo, sir, ale przyjąć nie mogÄ™.Gdyby zobaczyÅ‚, że biorÄ™ pie-niÄ…dze, wypÄ™dziÅ‚by mnie od razu.Potem, gdy nie bÄ™dzie widziaÅ‚.Podczas gdy Holmes chowaÅ‚ z powrotem do kieszeni pół gwinei, z wrót stajni wyszedÅ‚czÅ‚owiek w sile wieku ze szpicrutÄ… w dÅ‚oni. Cóż to jest, Dawson? MówiÅ‚em, żeby nie rozmawiać! Wracaj do swojej roboty! A pa-nom tu czego potrzeba, do stu diabłów! ChciaÅ‚bym zamienić z panem parÄ™ słów rzekÅ‚ Holmes jak najpotulniej. Nie mam czasu na rozmowy z włóczÄ™gami.Obcym wstÄ™p wzbroniony! Wynosić siÄ™, bokażę spuÅ›cić psy z Å‚aÅ„cucha!148Holmes pochyliÅ‚ siÄ™ nieco naprzód i szepnÄ…Å‚ coÅ› do ucha trenerowi.Ów zadrżaÅ‚ i poczer-wieniaÅ‚ aż do biaÅ‚ek. To faÅ‚sz! wykrzyknÄ…Å‚. PodÅ‚e kÅ‚amstwo! PiÄ™knie! Ale swojÄ… drogÄ… może byÅ›my o tym pomówili.Tu, przy wszystkich, czy naosobnoÅ›ci: jak pan woli? ProszÄ™! Niech pan pozwoli ze mnÄ…!Holmes uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nieznacznie. Przepraszam ciÄ™, Watsonie, że chwilÄ™ ciÄ™ tu zatrzymam rzekÅ‚ do mnie. A teraz jestem na paÅ„skie usÅ‚ugi, panie Braun!Po upÅ‚ywie co najmniej dwudziestu minut Holmes powróciÅ‚ razem ż trenerem.Nigdy niewidziaÅ‚em, by w tak krótkim czasie czÅ‚owiek mógÅ‚ siÄ™ tak zmienić, jak Silas Braun.TwarzmiaÅ‚ bladÄ… jak płótno, na czole kropliÅ‚ siÄ™ pot i rÄ™ce tak mu siÄ™ trzÄ™sÅ‚y, że szpicruta dygotaÅ‚ajak miotana wichrem.Z dawnego hardego obejÅ›cia nie pozostaÅ‚o ani cienia; jak pies, bacznie,potulnie patrzyÅ‚ w twarz swego pana. Wszystko, co pan rozkazaÅ‚, wykonam najzupeÅ‚niej rzekÅ‚ pokorniutko. Byle tylko skrupulatnie rzekÅ‚ Holmes, patrzÄ…c mu w oczy natarczywie. Najskrupulatniej, jak pan rozkazaÅ‚! Zostanie zaprowadzony na miejsce.Czy zmienić za-barwienie? Holmes chwilkÄ™ pomyÅ›laÅ‚, a potem nagle siÄ™ rozeÅ›miaÅ‚. Nie! nie potrzeba! rzekÅ‚. NapiszÄ™ do pana w tej sprawie.Ale jeżeli mnie pan oszuka,to. Niech pan bÄ™dzie spokojny i zaufa mi najzupeÅ‚niej! Masz pan jej strzec jak oka w gÅ‚owie, aż do tego dnia! Może pan być pewny! Tak, jestem tego pewien.Jutro zaÅ› dowie siÄ™ pan o mnie.SkrÄ™ciÅ‚ nagle i odszedÅ‚, nie tknÄ…wszy drżącej rÄ™ki, która siÄ™ ku niemu wyciÄ…gnęła.Poszli-Å›my z powrotem w kierunku posiadÅ‚oÅ›ci puÅ‚kownika Rossa. Nigdym jeszcze nie spotkaÅ‚ wiÄ™kszego Å‚otra od tego Silasa Brauna! zauważyÅ‚ Holmes. WiÄ™c koÅ„ u niego? Z poczÄ…tku chciaÅ‚ siÄ™ zapierać, ale mu tak szczegółowo odtworzyÅ‚em krok za krokiem,co robiÅ‚ tego ranka, że jest najpewniejszy, iż byÅ‚em przy tym.ZwróciÅ‚eÅ› już prawdopodobnieuwagÄ™ na to, że Å›lady ludzkie odpowiadajÄ… w zupeÅ‚noÅ›ci ksztaÅ‚towi jego butów z wÄ…skiminosami.Prócz tego nikt inny nie ważyÅ‚by siÄ™ na to.OpisaÅ‚em mu ze wszystkimi szczegółami,jak wstawszy rankiem, jak zwykle wyszedÅ‚ za wrota i nagle na bÅ‚otach ujrzaÅ‚ konia; poszedÅ‚za nim i, ku swemu wielkiemu zdumieniu, po biaÅ‚ej strzaÅ‚ce na Å‚bie poznaÅ‚, że byÅ‚a to Sre-brzysta Gwiazda tak nazwana od tej wÅ‚aÅ›nie strzaÅ‚ki.Zlepy trat dawaÅ‚ mu w rÄ™ce konia,który jako jedyny mógÅ‚ współzawodniczyć z tym, na którego postawiÅ‚ wielkÄ… stawkÄ™.Opo-149wiedziaÅ‚em mu nastÄ™pnie, jak jego pierwszym odruchem byÅ‚a chęć odprowadzenia konia; jakpokusa podszepnęła mu kradzież, jak zmogÅ‚a go nareszcie; jak wziÄ…Å‚ konia, zaprowadziÅ‚ doKepltown i schowaÅ‚.Gdym mu to wszystko przypomniaÅ‚, przyznaÅ‚ siÄ™ nareszcie, dbajÄ…c jużtylko o swojÄ… skórÄ™. Ale przecież stajnie w Kepltown rewidowali? Ha, ha! To sÄ…dzisz, że taki stary wyga nie potrafi zatrzeć Å›ladów swego szelmostwa? Ale co teraz robisz? Pozostawiasz konia w jego rÄ™kach? Przecie go może skaleczyć lubprzyprawić o jakÄ… uÅ‚omność? Mój drogi! BÄ™dzie go strzegÅ‚ jak oka w gÅ‚owie! Wie dobrze, że od tego zależy jego wÅ‚a-sne bezpieczeÅ„stwo. Zdaje siÄ™, że puÅ‚kownik Ross nie należy do tych, którzy takie sprawy traktujÄ… lekko? Ach! nie chodzi mi o puÅ‚kownika Rossa! RobiÄ™ zawsze, jak mi siÄ™ podoba i nie myÅ›lÄ™wcale opowiadać wszystkiego, co wiem.Na tym polega moja wyższość Å›ledcza jako osobyprywatnej.Nie wiem, czy zwróciÅ‚eÅ› uwagÄ™, ale puÅ‚kownik nie byÅ‚ wzglÄ™dem mnie osobliwiegrzeczny, mam zamiar przeto zabawić siÄ™ nieco jego wÅ‚asnym kosztem.Przede wszystkim,nic mu nie mów o koniu. Naturalnie, jeżeli tego pragniesz. A zresztÄ… koÅ„, nawet tak znamienity, jest gÅ‚upstwem wobec pytania, kto zabiÅ‚ Strakera. Przypuszczam, że teraz siÄ™ tym zajmiesz gorliwe. Mylisz siÄ™, dzisiaj wracamy do Londynu.ByÅ‚em wprost przerażony sÅ‚owami mego druha.Bawimy tu zaledwie od paru godzin,Å›ledztwo wÅ‚aÅ›nie siÄ™ wspaniale rozpoczęło i naraz Holmes chce wracać! Tego nie mogÅ‚empojąć.Aż do samego domu trenera nie mogÅ‚em wydobyć z niego ani sÅ‚owa wyjaÅ›nienia.PuÅ‚-kownik i inspektor czekali już na nas w salonie. Ja i mój przyjaciel wracamy wieczornym pociÄ…giem do Londynu rzekÅ‚ Holmes. Na-Å‚ykaliÅ›my siÄ™ do syta piÄ™knego tutejszego powietrza!Inspektor otworzyÅ‚ szeroko oczy, puÅ‚kownik uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szyderczo. WiÄ™c pan nie ma nadziei na wykrycie zabójcy? zapytaÅ‚.Holmes wzruszyÅ‚ ramionami. Wiadomo, kÅ‚opotu bÄ™dzie niemaÅ‚o, zanim siÄ™ go znajdzie mam jednakże nadziejÄ™, żepaÅ„ski koÅ„ bÄ™dzie siÄ™ Å›cigaÅ‚ we wtorek i dlatego proszÄ™ pana o przygotowanie odpowied-niego dżokeja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]