X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz chodzmy dalej!Przeszliśmy część błotnistą i wyszliśmy na suchy teren; potem jeszcze ćwierć mili, znowubłoto i znowu te same ślady.Potem na przestrzeni pół mili zginęły, aż ukazały się znowu kołosamego Kepltown.Holmes pierwszy je zauważył i wskazał triumfująco.Tuż koło śladów końskich były dru-gie  ludzkie. Ależ tu są nie tylko końskie ślady  wykrzyknąłem. Ma się rozumieć.Przedtem jednakże były tylko końskie.Aha! a to co?Zlady podwójne naraz się urwały  a opodal znowu się złączyły i zmierzały w kierunkuKings Pailend.Holmes i ja zawróciliśmy.Holmes miał oczy utkwione w te ślady, ja jednakżespojrzałem nieco na bok i ku wielkiemu zdziwieniu zauważyłem, że te same ślady zawracały,idąc w poprzednim kierunku. Dzięki stokrotne, Watsonie  rzekł Holmes, gdym zwrócił mu na to uwagę  oszczędzi-łeś nam kawał bezcelowego spaceru; teraz i my śmiało możemy zawrócić.Niedługo nam wypadło iść po tych śladach.Kończyły się na asfaltowej drodze przed wro-tami stajni.Gdyśmy się zbliżyli ku wejściu, wyskoczył ku nam stajenny i krzyknął: Czego tu potrzeba? Proszę się wynosić! Chciałem się tylko dowiedzieć  rzekł Holmes, sięgając do kieszeni  czy zastanę panaSilasa Brauna  jutro o piątej z rana? Naturalnie, sir! Jeżeli ktoś tu rano wstaje, to na pewno on.Ale oto idzie, niech sir z nimpomówi.Nie, nie! Dziękuję bardzo, sir, ale przyjąć nie mogę.Gdyby zobaczył, że biorę pie-niądze, wypędziłby mnie od razu.Potem, gdy nie będzie widział.Podczas gdy Holmes chował z powrotem do kieszeni pół gwinei, z wrót stajni wyszedłczłowiek w sile wieku ze szpicrutą w dłoni. Cóż to jest, Dawson? Mówiłem, żeby nie rozmawiać! Wracaj do swojej roboty! A pa-nom tu czego potrzeba, do stu diabłów! Chciałbym zamienić z panem parę słów  rzekł Holmes jak najpotulniej. Nie mam czasu na rozmowy z włóczęgami.Obcym wstęp wzbroniony! Wynosić się, bokażę spuścić psy z łańcucha!148 Holmes pochylił się nieco naprzód i szepnął coś do ucha trenerowi.�w zadrżał i poczer-wieniał aż do białek. To fałsz!  wykrzyknął. Podłe kłamstwo! Pięknie! Ale swoją drogą może byśmy o tym pomówili.Tu, przy wszystkich, czy naosobności: jak pan woli? Proszę! Niech pan pozwoli ze mną!Holmes uśmiechnął się nieznacznie. Przepraszam cię, Watsonie, że chwilę cię tu zatrzymam  rzekł do mnie. A teraz jestem na pańskie usługi, panie Braun!Po upływie co najmniej dwudziestu minut Holmes powrócił razem ż trenerem.Nigdy niewidziałem, by w tak krótkim czasie człowiek mógł się tak zmienić, jak Silas Braun.Twarzmiał bladą jak płótno, na czole kroplił się pot i ręce tak mu się trzęsły, że szpicruta dygotałajak miotana wichrem.Z dawnego hardego obejścia nie pozostało ani cienia; jak pies, bacznie,potulnie patrzył w twarz swego pana. Wszystko, co pan rozkazał, wykonam najzupełniej  rzekł pokorniutko. Byle tylko skrupulatnie  rzekł Holmes, patrząc mu w oczy natarczywie. Najskrupulatniej, jak pan rozkazał! Zostanie zaprowadzony na miejsce.Czy zmienić za-barwienie? Holmes chwilkę pomyślał, a potem nagle się roześmiał. Nie! nie potrzeba!  rzekł. Napiszę do pana w tej sprawie.Ale jeżeli mnie pan oszuka,to. Niech pan będzie spokojny i zaufa mi najzupełniej! Masz pan jej strzec jak oka w głowie, aż do tego dnia! Może pan być pewny! Tak, jestem tego pewien.Jutro zaś dowie się pan o mnie.Skręcił nagle i odszedł, nie tknąwszy drżącej ręki, która się ku niemu wyciągnęła.Poszli-śmy z powrotem w kierunku posiadłości pułkownika Rossa. Nigdym jeszcze nie spotkał większego łotra od tego Silasa Brauna!  zauważył Holmes. Więc koń u niego? Z początku chciał się zapierać, ale mu tak szczegółowo odtworzyłem krok za krokiem,co robił tego ranka, że jest najpewniejszy, iż byłem przy tym.Zwróciłeś już prawdopodobnieuwagę na to, że ślady ludzkie odpowiadają w zupełności kształtowi jego butów z wąskiminosami.Prócz tego nikt inny nie ważyłby się na to.Opisałem mu ze wszystkimi szczegółami,jak wstawszy rankiem, jak zwykle wyszedł za wrota i nagle na błotach ujrzał konia; poszedłza nim i, ku swemu wielkiemu zdumieniu, po białej strzałce na łbie poznał, że była to Sre-brzysta Gwiazda  tak nazwana od tej właśnie strzałki.Zlepy trat dawał mu w ręce konia,który jako jedyny mógł współzawodniczyć z tym, na którego postawił wielką stawkę.Opo-149 wiedziałem mu następnie, jak jego pierwszym odruchem była chęć odprowadzenia konia; jakpokusa podszepnęła mu kradzież, jak zmogła go nareszcie; jak wziął konia, zaprowadził doKepltown i schował.Gdym mu to wszystko przypomniał, przyznał się nareszcie, dbając jużtylko o swoją skórę. Ale przecież stajnie w Kepltown rewidowali? Ha, ha! To sądzisz, że taki stary wyga nie potrafi zatrzeć śladów swego szelmostwa? Ale co teraz robisz? Pozostawiasz konia w jego rękach? Przecie go może skaleczyć lubprzyprawić o jaką ułomność? Mój drogi! Będzie go strzegł jak oka w głowie! Wie dobrze, że od tego zależy jego wła-sne bezpieczeństwo. Zdaje się, że pułkownik Ross nie należy do tych, którzy takie sprawy traktują lekko? Ach! nie chodzi mi o pułkownika Rossa! Robię zawsze, jak mi się podoba i nie myślęwcale opowiadać wszystkiego, co wiem.Na tym polega moja wyższość śledcza jako osobyprywatnej.Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale pułkownik nie był względem mnie osobliwiegrzeczny, mam zamiar przeto zabawić się nieco jego własnym kosztem.Przede wszystkim,nic mu nie mów o koniu. Naturalnie, jeżeli tego pragniesz. A zresztą koń, nawet tak znamienity, jest głupstwem wobec pytania, kto zabił Strakera. Przypuszczam, że teraz się tym zajmiesz gorliwe. Mylisz się, dzisiaj wracamy do Londynu.Byłem wprost przerażony słowami mego druha.Bawimy tu zaledwie od paru godzin,śledztwo właśnie się wspaniale rozpoczęło i naraz  Holmes chce wracać! Tego nie mogłempojąć.Aż do samego domu trenera nie mogłem wydobyć z niego ani słowa wyjaśnienia.Puł-kownik i inspektor czekali już na nas w salonie. Ja i mój przyjaciel wracamy wieczornym pociągiem do Londynu  rzekł Holmes. Na-łykaliśmy się do syta pięknego tutejszego powietrza!Inspektor otworzył szeroko oczy, pułkownik uśmiechnął się szyderczo. Więc pan nie ma nadziei na wykrycie zabójcy?  zapytał.Holmes wzruszył ramionami. Wiadomo, kłopotu będzie niemało, zanim się go znajdzie  mam jednakże nadzieję, żepański koń będzie się ścigał we wtorek  i dlatego proszę pana o przygotowanie odpowied-niego dżokeja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.