[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała coś powiedzieć, alezesztywniałe wargi odmówiły jej posłuszeństwa. Czy wiesz kontynuowała Ulpia spokojnym,czułym głosem że często chodziłam składać ofiary twojejmatce w jej ślicznym grobowcu?Klodia poczuła niewypowiedziany strach.Widziałauśmiech, twarz Ulpii, zmieniającą się w zależności od tego,co mówiła, lecz jej głos napawał ją dogłębnymprzerażeniem.Chciała zaprotestować, ale nie była w stanietego zrobić.Ulpia tymczasem mówiła dalej: Wiesz, kilka dni temu miałam przedziwny sen.Aurelian był Augustem, a ty jego żoną.Wasze dzieci miałypo dwie głowy: jedna była podobna do mnie, druga dociebie.Jaki to dziwny sen, wziąwszy pod uwagę, żeprzyszłaś do mnie z taką dobrą nowiną.To prawda, żejesteście z Aurelianem bardzo do siebie podobni.Kiedypatrzę w twoje oczy, mam wrażenie, że widzę jego oczy.Są takie piękne, tak doskonale błękitne, głębokie.Palenie w płucach zmieniło się w pożar.Słowa Ulpiiprzenikały Klodię niczym pęcherzyki jasnego światła.Pęcherzyki, które pękały w jej wnętrznościach, powodująckolejne bóle. Co ci jest? zapytała wciąż uśmiechnięta Ulpia.Dlaczego tak drżysz, droga Klodio?Tym razem jej słowa zmieniły się w ostre kryształki,z trudem zaczęła oddychać.To wariatka! Ona mnie otruła!Ulpia!Klodia nie wydała z siebie żadnego dzwięku.Ból! Wszędzie ból.Zmierć! Zmierć była już blisko.Taświadomość oślepiła ją nie pozwalając myśleć o niczyminnym, podczas gdy rozpadały się w niej kości, rozrywałysię mięśnie. Tymi swoimi pięknymi oczami i pięknymi ustamiokłamałaś mnie wiele razy, Klodio szeptała Ulpia. Jajednak nie jestem szalona.O nie! Umiem słyszeć to, czegonie wypowiadają słowa.Umiem dostrzec kłamstwow spojrzeniach.Słodka Ulpia nie jest szalona.I nie jestgłupia.Tak, Klodio, pragnęłaś zostać żoną Aureliana.Pragnęłaś zepsutym miłostkami ciałem dać mu dzieci.Teraz sama widzisz, że nic z tego! Nic ma mowyo dzieciach! Wszystko się skończyło! Ulpia wypełnia wolębogów, a bogowie nie chcą żeby siostra i brat kochali sięjak żona i mąż.Piekło!Kto ją ukarze? Kto będzie o tym wiedział?Aurelianie! Aurelianie, mój ukochany bracie! Nieopuszczaj mnie! Pomóż mi! Nie chcę umierać!Nie teraz, kiedy wszystko stało się możliwe!Jaki straszny ból, cierpię dla ciebie, Aurelianie!Aurelianie, moja miłości.Osunęła się na podłogę, przewracając stół, wibrującniczym cięciwa, z wykrzywionymi bólem, zakrwawionymiustami.Klodia, zanim zapadła się w całkowitą ciemność,przerażona, nic nie pojmując, usłyszała jeszcze echoostatnich słów Ulpii, która przywoływała na pomocsłużące.Jej przyjaciółka, jej siostra zachorowała.28PALMYRAChłopiec śmiał się na cały głos.Jego radosny śmiechodbijał się od sklepionego sufitu i ścian sali.Na chwilędołączył się do niego śmiech Zenobii.Wabalat, siedząc w wiklinowym koszu zawieszonympod belkami sufitu, ubrany w prawdziwy mały pancerz,wymachiwał szabelką z ostrzem z kości słoniowej.Z zaczerwienioną twarzyczką kołysał się w swoim koszu,atakując Zenobię.Przy każdym wahnięciu kosza zadawałbłyskawiczne ciosy, które matka odbijała z największymtrudem.Udając, że została już ranna, broniła sięz przesadną niezręcznością wywijając krzywą szabląz rogowym ostrzem.Jednakże od czasu do czasu trafiałachłopca, który śmiał się wówczas do rozpuku.Nurbel nie od razu przekroczył próg sali.Rzadkozdarzało mu się widywać matkę i syna rozradowanychwspólną zabawą.Zenobia wyczuła jego obecność.Rzuciwszy mu spojrzenie przez ramię, krzyknęła: Nurbelu! Pomóż mi pokonać tego demona.Sama niepodołam, rozniesie mnie na strzępy!Nurbel włączył się do zabawy.Z bojowym okrzykiemzasłonił ją przed ciosami Wabalata, który atakował teraz zezdwojoną siłą.Głośną zabawą przerwały im gwałtowneokrzyki oburzenia. Przestańcie, dość tego! Aszemu wbiegła do sali takszybko, na ile pozwoliły jej spuchnięte nogi. Czypotraciliście rozum?Chwyciła kosz, oparła się na nim całym swymciężarem, by przerwać jego kołysanie.Wabalat,rozzłoszczony uderzył szabelką w ramię starą nianię.Aszemu odwróciła się i jednym ruchem wyrwała mu z rąkzabawkę. Czy nie widzicie, że jest zupełnie mokry podidiotycznym pancerzem?! krzyknęła do Zenobiii Nurbela. Jest upał, a on jeszcze wczoraj miał gorączkę!Oboje nie macie za grosz rozsądku!Rzeczywiście tunika chłopca była mokra od potu.Policzki i czoło miał rozpalone, usta blade i suche, ręcedrżały mu jeszcze z podniecenia.Wabalat, na granicy łez, buntował się, protestował, żeczuje się dobrze i że chce dalej się bawić.Zenobiaprzytuliła go do siebie. Aszemu ma rację.Nie powinniśmy tak zajadlewalczyć.Teraz trzeba odpocząć, jutro znowu będziemy siębawić.Obiecuję ci to. Nie jestem wcale zmęczony.Aszemu jest za stara,żeby rozumieć. śśś! Zaprowadzi cię do łazienki, trochęodpoczniesz, a zaraz potem ja do ciebie przyjdę. Aszemu nigdy nie ma racji! złościł się Wabalat.Ona zawsze psuje mi zabawę.Dlaczego jej nie odeślesz?Jesteś królową a ja jestem księciem! Nie musimy jejsłuchać!Nurbel wybuchnął śmiechem.Zanim jednak Zenobiazdążyła odpowiedzieć chłopcu, Aszemu wyrwała chłopcaz objęć matki i powiedziała zrzędliwym tonem: Mam nadzieję, że to nie wszystko, czego uczy cięmistrz Longinus, abyś był dobrym królem!Wyprowadziła chłopca z sali, obrzucając oboje takimspojrzeniem, że odebrała im ochotę do śmiechu. Szlachetny, Nurbelu, nie udawaj takiego sprytnego!Nic jesteś więcej wart niż ten Grek albo Basilissa.Dla wasnajważniejszą rzeczą jest bić się i wciągacie w to nawetdziecko!W jej słowach więcej było wyrzutów niż gniewu. Ale charakterek! jęknął Nurbel, gdy Egipcjankawyszła z sali. Wabalat ma rację.Ona nic nie wieo chłopcach.Była twoją piastunką.Niańką dziewczyny.Zenobia zareagowała na też żart słabym uśmiechem.Nurbel z bólem serca dostrzegł, że choć Zenobia cieszyłasię zabawą z synem, od wielu, wielu miesięcy nieopuszczało jej przygnębienie. Ale co tam dodał. Wabalat jest tak samo silny jakjego ojciec i ma tylko jedno pragnienie: być takimwojownikiem jak jego matka.Aszemu, jak wszystkienianie, jest po prostu zazdrosna.Chciałaby zrobić z niegołagodnego, ślicznego księcia.Tym razem Zenobia uśmiechnęła się do Nurbela. Niewielkie są szanse, żeby jej się to udało.Podobniejąknie udało się jej ze mną.Nurbel poszedł po skórzane pudełko, które odstawił nabok przed zabawą z Wabalatem. To prezent dla ciebie. Prezent? Z jakiej okazji? Och, jest wiele powodów, Basilisso, żeby robić ciprezenty mruknął Nurbel zmieszany Uświadomiłemsobie, że w przyszłym miesiącu minie dziesięć lat, kiedydzięki tobie pokonaliśmy na wielbłądach jazdę Szapurai byłem świadkiem narodzin Alath
[ Pobierz całość w formacie PDF ]