[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślałem o zestawie chemicznym, którym bawiłem się jako chłopiec.Był w nim wspaniały zbiór buteleczek i fiolek zawierających różnokolorowe proszki.Gdy je mieszałem, działy się dziwne rzeczy, osobno natomiast były zupełnie obojętne.Denerwowało mnie, że spotkania z Fallonem i panią Halstead niczego nowego nie wniosły.Żadne z nich nie było ze mną na tyle szczere, by wyjawić prawdziwe powody zainteresowania tacą.Zastanawiałem się, co dziwnego może się zdarzyć, gdy zbiorę ich razem o wpół do trzeciej tego popołudnia.Rozdział 8Po powrocie zaliczyłem kolejną przeprawę z Jackiem Edgecombe'em.Może jeszcze nie był całkowicie przekonany do moich planów, ale zmiękł na pewno, co sprawiło, że dyskusja z nim przestała przypominać męczącą wspinaczkę.Popracowałem nad nim jeszcze trochę i udało mi się wzniecić w nim kolejną iskierkę entuzjazmu, po czym odprawiłem go, by rozejrzał się po farmie pod kątem wprowadzenia innowacji.Resztę poranka spędziłem w ciemni.Pociąłem suchy już film 35-milimetrowy i zrobiłem próbną odbitkę, by sprawdzić, jak wyszedł.Wyszedł nieźle, większość klatek nadawała się do użytku, zrobiłem więc serię odbitek o wymiarach dwadzieścia na dwadzieścia pięć centymetrów.Nie były wykonane aż tak fachowo jak te, które pokazywał mi Fallon, ale z pewnością były na tyle dobre, by je z tamtymi porównać.Powieliłem również nieudane zdjęcia, w tym także te, przy których lampa błyskowa pstryknęła ni stąd, ni zowąd.Jedno z nich okazało się tak interesujące, że je dokładnie obejrzałem pod lupą.Była to prawdziwa łamigłówka i bardzo chciałem powtórzyć to ujęcie, ale zabrakło mi już czasu, bo goście mieli nadejść lada moment.Halsteadowie przyjechali piętnaście minut przed czasem, co potwierdzało ich olbrzymie zainteresowanie tacą.Halstead wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat i sprawiał wrażenie kłębka nerwów.Był na swój sposób przystojnym mężczyzną, jeśli ktoś gustował w jastrzębich obliczach.Twarz jego cechowały wydatne kości policzkowe, a głęboko osadzone oczy były tak podkrążone, jakby ich właściciel jeszcze nie doszedł do siebie po tygodniowej balandze.Miał szybkie ruchy, a jego sposób mówienia przypominał krótkie staccato, więc pomyślałem sobie, że mógłby się okazać dosyć męczącym towarzyszem na dłuższą metę.Jednak pani Halstead jakoś sobie radziła i zachowywała pogodę ducha, która rekompensowała nerwowość Halsteada.Być może osiągnęła to dzięki wytrwałej pracy.Przedstawiła mi swojego męża, po czym nastąpiła, skrócona do minimum, pogawędka towarzyska.Zapanowała nagła cisza.Halstead spojrzał na mnie wyczekująco.— Co z tacą? — spytał głosem uniesionym bardziej, niż to było konieczne.Spojrzałem na niego obojętnie.— A tak — powiedziałem.— Mam tu kilka fotografii, które mogą pana zainteresować.Podałem mu je i zauważyłem, jak drżały mu dłonie.Przerzucił je błyskawicznie, uniósł głowę i spytał ostro:— To są zdjęcia pańskiej tacy?— Tak.— To właśnie ta, popatrz na liście winorośli.Taka sama, jak ta meksykańska.Nie ma żadnych wątpliwości — zwrócił się do żony.— Wydaje się taka sama — odrzekła z wahaniem.— Nie bądź głupia — przerwał.— Jest taka sama.Na miłość boską, przyglądałem się tamtej wystarczająco długo.Gdzie masz nasze zdjęcia?Pani Halstead wyjęła je i zajęli się porównywaniem.— Nie jest to replika — oświadczył Halstead.— Ale niewiele się różni.Niewątpliwie obie wyszły spod tej samej ręki.Zwróć uwagę na unerwienie liści.— Chyba masz rację.— Mam rację — powiedział stanowczo.Odwrócił się w moją stronę.— Żona mówiła, że pozwoli mi pan zobaczyć tacę.Nie podobały mi się jego maniery, jego natarczywość i nieuprzejmość, a może i sposób, w jaki odnosił się do żony.— Powiedziałem tylko, że nie ma żadnego powodu, dla którego nie miałbym jej panu pokazać.Równocześnie nie widzę ani jednego powodu, dla którego miałbym to zrobić.Może pan mógłby mnie oświecić?— To sprawa czysto zawodowa i naukowa — odparł sztywno z miną człowieka, który nie lubił, gdy mu się sprzeciwiano.— Stanowi ona część moich obecnych badań i doprawdy wątpię, by pan to zrozumiał.— Spróbujmy — przerwałem spokojnie.Czułem się urażony jego zarozumiałością.— Rozumiem słowa dwusylabowe, a może nawet trzysylabowe, jeśli będzie je pan wolno wymawiał.— Bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdybyśmy mogli zobaczyć tacę — wtrąciła się do rozmowy pani Halstead.— Wyświadczyłby nam pan wielką przysługę, panie Wheale.Nie chciała przepraszać za niezbyt piękne maniery męża, ale robiła, co mogła, by wlać choć odrobinę oliwy ogłady towarzyskiej do tego mechanizmu.Przerwała nam Madge.— Panie Wheale, jakiś dżentelmen chce się z panem zobaczyć.Uśmiechnąłem się krzywo do Halsteada i odrzekłem:— Dziękuję, pani Edgecombe, proszę go wprowadzić.Kiedy wszedł Fallon, Halstead szarpnął się konwulsyjnie.Spojrzał na mnie i spytał podniesionym głosem:— Co on tu robi?— Profesor Fallon przybył tu na moje zaproszenie, tak jak i państwo — powiedziałem słodko.— Nie zostanę tu z tym człowiekiem.Chodź, Katherine.— Halstead skoczył na równe nogi.— Zaczekaj chwilę, Paul.Co z tacą?To pytanie zastopowało Halsteada i stanął jak wryty.Niepewnie spojrzał na mnie, potem na Fallona.— Ubolewam nad tym — powiedział drżącym głosem — w najwyższym stopniu nad tym ubolewam.— Myślisz może, że mnie się to wszystko podoba? Ale nie złoszczę się z tego powodu jak rozkapryszone dziecko.Zawsze byłeś zbyt wybuchowy, Paul — powiedział Fallon zaskoczony widokiem rywala.Wszedł jednak dalej do pokoju.Zapytał:— Można wiedzieć, co to wszystko znaczy, panie Wheale?— Może zorganizowałem licytację? — powiedziałem spokojnie.— Marnuje pan czas, ci ludzie nie mają złamanego grosza.— Zawsze uważałam, że kupił pan swoją reputację, profesorze Fallon — odcięła się Katherine Halstead.— A czego nie może pan dostać za pieniądze, kradnie pan.— Do licha, chyba nie uważasz mnie za złodzieja, panienko? — Fallon gwałtownie odwrócił się.— Uważam — odpowiedziała spokojnie.— Ma pan przecież list Vivera, prawda?— Co pani wie o tym liście? — Fallon znieruchomiał.— Tylko tyle, że skradziono go nam niemal dwa lata temu oraz że obecnie jest w pańskim posiadaniu.— Spojrzała na mnie.— Jakie wnioski by pan z tego wyciągnął, panie Wheale?Uważnie przyglądałem się Fallonowi.Substancje chemiczne wspaniale się ze sobą mieszały i miałem nadzieję, że uda mi się wydestylowaćz nich trochę prawdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]