[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty musisz wziąćwasze przyszłe życie w swoje ręce.Ty, gdyż twój brat nie żyje.Patrząc na nią widziałem, że słyszała każde słowo z tego, co jej powiedziałem.Chciała mi zadać masę pytań, ale nie protestowała, kiedy oznajmiłem, że nie mamjuż czasu.Używałem wszystkich swoich zdolności, aby tak szybko zostawić jąsamą, żeby wyglądało na to, że po prostu zniknąłem.Z ogrodu widziałem jeszczejej twarz w blasku świec.Widziałem, jak szukała mnie w ciemności, obracając sięwokoło.Zobaczyłem też, jak przeżegnała się i weszła do środka, do sióstr.Wampir uśmiechnął się. Tak jak przewidziałem, nikt w sąsiedztwie nie przejął się zjawą, która uka-zać się miała Babette Freniere, ale już w pierwszych dniach żałoby wybuchł skan-dal, gdy stało się jasne, że to ona będzie samodzielnie prowadzić sprawy plantacji.Tymczasem świetnie sobie radziła.Udało się jej zgromadzić olbrzymi posag dlamłodszej siostry, a i sama wyszła za mąż następnego roku.W Pointę du Lac, Le-39 stat i ja prawie wcale ze sobą nie rozmawialiśmy. Nadal pan tam mieszkał? Tak.Nie byłem jeszcze pewien, czy powiedział mi wszystko, co chcia-łem wiedzieć.Nadal też musiałem udawać.Moja siostra, na przykład, wychodziłaza mąż pod moją nieobecność, kiedy leżałem złożony dreszczami malarycznymi.Coś podobnego przydarzyło mi się także, gdy w biały dzień chowano moją mat-kę.W tym czasie Lestat i ja siadywaliśmy do obiadu każdej nocy ze starszympanem, imitując odgłosy kolacji, słuchając z rozbawieniem, jak kazał nam zjadaćwszystko z naszych talerzy i nie popijać zbyt szybko winem.Moją siostrę i jejmęża przyjmowałem podczas niezliczonych okropnych migren w swojej całkowi-cie zaciemnionej sypialni, z kołdrą pod brodą, tłumacząc się bólem, jaki sprawiami światło.Powierzałem im wtedy duże sumy, aby inwestowali je dla nas wszyst-kich.Całe szczęście, jej mąż był skończonym idiotą, nieszkodliwym, ale idiotą,typowym produktem czterech pokoleń małżeństw pomiędzy kuzynami.Ale chociaż wszystko szło dość gładko, zaczęliśmy mieć pewne problemyz niewolnikami.Znalezli się wśród nich podejrzliwi, a jak zauważyłem, Lestatnadal zabijał każdego, kogo tylko obrał sobie za ofiarę.Ciągle więc rozchodzi-ły się pogłoski o tajemniczych zgonach i morderstwach w tej części wybrzeża.Główne podejrzenia skierowano na nas.Podsłuchałem to któregoś wieczoru, gdywłóczyłem się niczym cień między chatami czarnych.Pozwól mi jednak najpierw wyjaśnić pewne szczegóły dotyczące charakterutych niewolników.Działo się to około 1795 roku.Mieszkaliśmy z Lestatem naplantacji już od czterech lat.Inwestowałem pieniądze, które on zdobywał, po-większając obszar naszej ziemi, nabywając mieszkania i domy w mieście, któ-re pózniej wynajmowałem.Sama praca na plantacji nie przynosiła wiele zysku.Była raczej przykrywką dla naszej działalności niż prawdziwą inwestycją.Mó-wię  naszej , ale to nieprawda.Nigdy nie przepisałem niczego na Lestata, a jak zapewne zdajesz sobie sprawę  byłem wtedy w świetle prawa nadal żywy.Ale w 1795 niewolnicy nie byli wcale tacy, jak to się ich przedstawia w filmachi powieściach o Południu.Wcale nie byli łagodnymi ludzmi o brązowej skórze,w szarych łachmanach, mówiącymi dialektem języka angielskiego.Byli Afrykań-czykami lub pochodzili z wysp mórz południowych, niektórzy przybyli tu z SantoDomingo.Byli czarni jak węgiel i całkowicie tutaj obcy.Rozmawiali między sobąw swoich afrykańskich językach albo we francuskim patois.Kiedy śpiewali, śpie-wali pieśni ze swych krajów, które unosząc się nad polami tworzyły atmosferęegzotyczną i dziwną i zawsze mnie przerażały, nawet wtedy, gdy jeszcze żyłemjako zwykły człowiek.Byli przesądni i mieli własne tajemnice i tradycje.Krótkomówiąc, wtedy jeszcze ich nie pozbawiono afrykańskiego pochodzenia.Niewol-nictwo było przekleństwem ich egzystencji, ale nie byli obrabowani z tych cech,które były charakterystyczne dla ich świata.Tolerowali chrzest i skromne ubranie,jakie narzuciło im francuskie prawo katolickie, ale wieczorami zamieniali swoje40 tanie sukno na powabne, barwne kostiumy, wyrabiali klejnoty z kości zwierząti kawałków metalu, który polerowali tak długo, że wyglądał jak złoto.Wtedy, pozapadnięciu zmroku, okolice ich chat w Pointę du Lac stawały się całkowicie ob-cym krajem.Raczej afrykańskim wybrzeżem niż Ameryką.W taką krainę nawetnajsurowszy zarządca nie ośmieliłby się i nie zechciałby wstąpić.Dla wampirabyło to też wspaniałe miejsce.Nie na długo jednak.Któregoś letniego wieczoru, kiedy znów bawiłem sięw cień, podsłuchałem przez otwarte drzwi chaty czarnego nadzorcy rozmowę, któ-ra przekonała mnie, że oboje z Lestatem znajdujemy się w śmiertelnym niebezpie-czeństwie.Niewolnicy wiedzieli już, że nie jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami.Przyciszonym głosem służące opowiadały o tym, jak widziały nas przez szparęw drzwiach, kiedy biesiadowaliśmy przy pustych talerzach, z samymi sztućcami,bez jedzenia, podnosząc puste kieliszki do ust, podczas gdy nasze twarze błysz-czały niczym twarze widm w świetle świec, a ślepy starzec był bezsilnym głupcemw naszej mocy.Przez dziurkę od klucza dostrzegły także trumnę Lestata, a jednaz nich została nawet bezlitośnie pobita przez niego za kręcenie się w pobliżu okienjego pokoju. Nie ma tam łóżka  wyjawiała tajemnicę jedna drugiej. On śpiw trumnie, wiem o tym.Były przekonane, mając tak niezbite dowody, że wiedzą,kim jesteśmy.Co do mnie, to widziały mnie każdego wieczoru, jak pojawiałemsię przy kaplicy.Teraz była to już jedynie bezkształtna ruina, gdzie cegła i dzikiewino mieszały się ze sobą, z kwitnącą wiosną glicynią, a latem dzikimi różami.Na starych nie pomalowanych okiennicach, które nigdy nie były otwierane, po-łyskiwał mech, a kamienne łuki pokrywały pajęcze sieci.Oczywiście, cały czasudawałem, że odwiedzam kaplicę po to, by wspominać tam Pawła.Jasno jednakwynika z rozmowy kobiet, że dłużej już nie wierzyły tym kłamstwom.Przypisy-wały nam śmierć nie tylko tych niewolników, których znaleziono martwych napolach i na bagnach, śmierć bydła czy koni ale także wszystkie dziwne i niewy-tłumaczalne wydarzenia; nawet powódz i piorun były bronią Boga w osobistejwojnie wypowiedzianej Louisowi i Lestatowi.Co gorsza jednak, według niewol-nic, nie chcemy ustąpić.Jesteśmy diabłami, musimy więc być zniszczeni.Na tymspotkaniu, którego byłem niewidocznym świadkiem, ujrzałem też sporo niewol-ników z plantacji Freniere.Oznaczało to, że pogłoska mogła się rozejść po całym wybrzeżu.I choć moc-no wierzyłem, że okolica nie dałaby się tak łatwo ponieść fali histerii, wolałemnie ryzykować i nie zostać tutaj zauważony.Szybko wycofałem się i pognałemco koń wyskoczy do domu, aby przekazać Lestatowi, że nasza komedia odgry-wania plantatorów skończyła się, że będzie musiał wyrzec się swoich zwyczajówi przeprowadzić do miasta.Oczywiście sprzeciwił się temu.Ojciec był ciężko chory i mógł tego nie prze-żyć.Nie miał też zamiaru uciekać przed głupimi niewolnikami. Zabiję ich wszystkich  powiedział spokojnie. Zdziesiątkuję ich,41 a reszta ucieknie i wszystko się jakoś ułoży! Głupstwa opowiadasz  replikowałem. Ja w każdym razie odchodzęstąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •