[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak widzicie, mury i baszty sąkamienne.Zwietlica niemal całkowicie wypełniła dawny dziedziniec.Aączy sięz donżonem do wysokości pierwszego piętra i służy jako jadalnia i sypialnia dlawiększej liczby ludzi, których sir Orin zbierał od czasu do czasu, gdy wyruszał nawojnę.Drewniane stajnie i szopy też wybudowano w obrębie murów, więc ma siętam co palić.Ale nie sądzę, by ludzie sir Hugha wzniecili pożar dla zabezpiecze-nia sobie odwrotu, jeśli dostaniemy się do wewnątrz i okaże się, że bierzemy górę.Grupy twoich ludzi, wodzu banitów, powinny zaatakować baszty, jedna grupa za-jęłaby dziedziniec, a jeszcze inna liczna grupa wtargnęłaby poprzez świetlicę dodonżonu.Gdy twoi ludzie wbiegną przez bramę, ja i ewentualnie sir James jeśliprzeżyjemy będziemy na górnych piętrach donżonu.A teraz możecie zadawaćmi pytania.Giles, Dafydd, a nawet niektórzy z przyprowadzonych przez Gilesa banitówzaczęli pytać.Ich wątpliwości dotyczyły głównie położenia i odległości miedzyposzczególnymi częściami zamku.Przestało to interesować Jima.Pomyślał, że najchętniej rozejrzałby się pownętrzu zamku i nie było powodu, dla którego nie miałby tego uczynić.Lecącdostatecznie wysoko, a nie bezpośrednio nad zamkiem, mógł swym bystrym smo-czym wzrokiem niezle przyjrzeć się wszystkiemu w obrębie murów.Przy dosta-tecznie dużej odległości mógłby nie zostać dostrzeżony pr/ez ludzi sir Hugha.a jeśli nawet, może wzięliby go za wielkiego ptaka.Gdyby zresztą rozpoznali smoka, to przecież przelatujący obok smok, na po-zór nie zwracający uwagi na zamek, nie wywołałby alarmu ani żadnych domy-słów.A poza tym mógł przelecieć się o zmierzchu, gdy wartownicy w zamkubyliby zbyt zajęci wieczerzą, by dojrzeć coś przelatującego nad ich głowami.Zaczekał, aż Brian najlepiej jak umiał odpowiedział na pytania i wszyscy ra-zem wrócili do karczmy.Tam jednak wziął Briana na stronę i wyjaśnił mu swójplan. Przede wszystkim chciałbym się upewnić, gdzie powinienem wylądować,gdy tam dolecę. Główna komnata mojej pani ma balkon, ale całkiem mały zauważyłBrian, Krużganek powyżej nie ma wprawdzie balkonu, ale za to duże okna,przez które mógłbyś wlecieć.Jim poczuł, że ogarniają go wątpliwości.103 Nie jestem pewien rzekł. Nie mam wielkiej wprawy w lataniu. Więc odparł Brian zostaje tylko taras z blankami na dachu donżonu.To rzeczywiście byłoby najlepsze miejsce, gdyż wartę pełni tam najwyżej jedenczłowiek, no może ktoś jeszcze będzie w krużganku.Jeśli uda ci się ich zabići zejść do komnaty Geronde, będziesz od góry całkowicie bezpieczny i gdyby cośposzło zle, możesz ją unieść w powietrze i zabrać w bezpieczne miejsce.W duchu Jim powątpiewał, by mógł latać obarczony ciężarem dorosłego czło-wieka.Co prawda jego skrzydła przez krótką chwile zdolne były do wielkiegowysiłku.Ale nie wierzył, że zdoła poszybować z takim obciążeniem.Jeśli zaśnie będzie szybował, to jak daleko doleci uderzając skrzydłami? A bezpiecznemiejsce to dopiero skraj otaczających zamek lasów, w odległości pół mili, jak za-uważył Giles.Nie było sensu obarczać Briana tymi wątpliwościami.Rycerz i takmiał dość problemów na głowie, choć Jim musiał przyznać, że Brian nie wydawałsię nimi zbytnio przytłoczony. Powiem ci, co zobaczę rzekł Jim.Nie powiedział jednak.Pół godziny pózniej krążył nad zamkiem na wysoko-ści tysiąca stóp, ale nie dojrzał żadnego strażnika, który raczyłby spojrzeć w górę.Nie odkrył też nic, co nie zgadzałoby się z opisem Briana.Zbadał otoczony kre-nelażem dach donżonu i ujrzał tam, jak przypuszczał Brian, jednego wartownika.Wszystko przebiegało zgodnie z przewidywaniami rycerza i Jim nie zauważył nicciekawego.Zawrócił i wylądował obok karczmy w chwili, gdy zapadały ciemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]