[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozdział 03Pośpiesznie odziano ją w luźne zwoje najbardziej elastycznej tkaniny ochronnej, jaką można było znaleźć i wsadzono ją do udającego się na północ, ciężko opancerzonego pojazdu na poduszce powietrznej.Jej fotel nie dopasowujący się do kształtów znajdował się z przodu, tuż obok pilota, a z dala od Ziemian-żołnierzy stłoczonych z tyłu.Ich widok w pełnym bojowym rynsztunku, obwieszonych bronią i innymi przedmiotami siejącymi zniszczenie byłby dla zwykłego Waisa czymś koszmarnym.Zaś Lalelelang nie tylko przyzwyczajona była do ich wyglądu; badania umożliwiły jej zidentyfikowanie z nazwy i funkcji szeregu z narzędzi śmierci, które mieli przy sobie.Pomimo wszystko, bliskość takiej ilości Ziemian była dla niej bardzo denerwująca.Jak zwykle, pomogły ćwiczenia.Każdy z żołnierzy w transporterze był większy od porucznik Umeki, a kilku z nich było naprawdę masywnych.Lalelelang starała trzymać się od nich z daleka, oni zaś ignorowali pierzastego Obcego.Dziwnie wyglądała filigranowa Umeki z podobnym ekwipunkiem co mężczyźni.Nosiła podwójną, w pełni naładowaną broń boczną i pas z eksplodującymi strzałkami.Lalelelang nakręciła tę scenę dla potomności i późniejszych badań.Nim opuścili bazę Lalelelang zażyła dwa stabilizujące medykamenty.Wiedziała, że gdyby znalazła się w prawdziwej sytuacji bojowej, same ćwiczenia nie wystarczą by zachować równowagę.Możliwe że była pierwszym przedstawicielem swojego gatunku, który dobrowolnie znalazł się w tak wrogim środowisku.Z punktu widzenia socjologii informacje, które miała nadzieję zdobyć biorąc osobisty udział w eksperymencie, powinny być bezcenne.Już udało jej się zgromadzić taką ilość danych, że długa, trudna podróż z Mahmaharu była tego warta.Wyobrażała sobie reakcję kolegów po fachu.Przy odrobinie szczęścia mogła nawet zobaczyć wystarczająco dużo, by móc odrzucić niemiłe teorie, które od samego początku były główną siłą napędową całej ekspedycji i właściwie przyczyniły się do wyboru takiej, a nie innej kariery.W miarę posuwania się do przodu, krajobraz widoczny przez pancerne szyby osłaniające przód transportera zmienił się z trawiastych łąk w zakrzewioną, pagórkowatą krainę.Od czasu do czasu widziała inne pojazdy wyprzedzające ich w wielkim pędzie, lub przemykające w przeciwnym kierunku.Niektóre z nich były znacznie większe od tego, którym podróżowała i pyszniły się straszliwymi wytworami niszczących technologii.Jeden z nich bezustannie strzelał do jakiegoś celu, który pozostawał poza zasięgiem jej wzroku, a nieco później coś groźnego a niewidocznego wysłało w niebo, niedaleko z lewej strony, fontannę ziemi i żwiru.Gwałtowny dreszcz wstrząsnął jej piórami.A więc to jest walka, pomyślała.To była namacalna i realna próba zniszczenia jednej inteligentnej rasy przez drugą.Aż do tego posunęli się Ampliturowie, aby nakłonić członków Gromady do przyłączenia się do ich wszechogarniającego Celu.Gatunki stanowiące Gromadę zostały zmuszone do podjęcia nienaturalnej działalności, by zachować swą niepodległość.Dzięki Najwyższym Duchom za istnienie płodnych Massudów, którzy byli jednym z założycielskich członków Gromady i którzy od tak dawna ponosili główny ciężar samej walki.Dzięki niech również będą legendarnemu massudzkiemu badaczowi Caldaqowi.To jego ekipa pierwsza nawiązała kontakt z niemiłymi, ale bezcennymi Ziemianami, którym udało się wreszcie przechylić szalę zwycięstwa na stroną sprzymierzonych.Ten wrogi, chybiony strzał zdenerwował ją mniej, niż się obawiała.Łatwo jej przyszło uznanie go w myślach, za przejaw klęski żywiołowej.Potraktowała go jak uderzenie pioruna, lub meteora spadającego z niebios.Straszne gdy się na to patrzy, ale stosunkowo łatwo myśleć o tym abstrakcyjnie.Transporter zwolnił, zagłębiwszy się w las dużych drzew.Flora była tu inna niż na jej planecie.Drzewa wysokie, o prostych pniach, z gałęziami pełnymi długich, szpiczastych kształtów, zamiast liści.To było zadziwiające, ale kilka krzewów szukało schronienia wśród ogromnych, wypolerowanych przez lodowiec głazów.Umeki pojawiła się obok niej, upuszczając na twarz przyłbicę miedzianego koloru.– Przygotuj się.Pełna trwogi, ale i podniecenia Lalelelang wstała i niezgrabnie poprawiła swój zmodyfikowany hełm.Umeki pomogła jej z zaimprowizowaną osłoną twarzy, mrucząc przy tym:– Nie jesteś w pełni zabezpieczona, ale lepsze to, niż nic.Staraj się trzymać głowę w dole.– Znam nieco zasady ze swoich studiów.Będę ostrożna.Lalelelang sprawdziła swój rejestrator i jego zapasowe części, znacznie bardziej troszcząc się o ich stan niż o coś tak obcego dla niej jak osobisty pancerz ochronny.Umeki cofnęła się o krok.– Wyglądasz, jakby ci było niezbyt wygodnie w tym stroju.– Bo tak jest, ale dam sobie radę.– Rozważała podniesienie poziomu medykamentów w swojej krwi, ale zdecydowała się tego nie robić.Większa ich koncentracja niosła ryzyko osłabienia, które mogło negatywnie wpłynąć na jej pracę.Poza tym czuła tyle samo radości, co strachu.– Jesteś naprawdę niesamowita, jak na Waisa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]