[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałam pokoju do wynajęcia, dałam jej to wyraźnie do zrozumienia.No cóż, biedaczka wybuchła płaczem i co mogłam zrobić? Musiałam zaprosić ją na filiżankę kawy.Rosie znieruchomiała, gapiąc się w nią z niedowierzaniem.– A potem wynajęłaś jej pokój?Moza złożyła ręcznik, układając go na kształt homara, niczym serwetkę w szykownej restauracji.– No, nie.Zaproponowałam, by została u mnie, dopóki nie znajdzie sobie mieszkania, ale nalegała, by płacić.Powiedziała, że nie lubi zaciągać długów.– To się nazywa wynajem mieszkania.Tak i nie inaczej – Rosie warknęła.– No, tak.Jeśli już chcesz ujmować to w ten sposób.– Skąd pochodzi ta kobieta?Moza zatrzepotała ręcznikiem i wytarła nim górną wargę mokrą od potu.Rozpostarła go na udzie i przycisnęła ręką, zwierając palce w żelaznym uścisku.Dostrzegłam nieubłagany wzrok Rosie, podążający za każdym ruchem Mozy, i pomyślałam, że zechce ciachnąć jej rękę tasakiem.Moza musiała pomyśleć to samo, bo przestała bawić się ręcznikiem i spojrzała na Rosie z miną winowajczyni.– Co?Rosie cedziła wolno słowa, jakby rozmawiała z przybyszem z kosmosu.– Skąd pochodzi Lila Sams?– Z małego miasteczka w Idaho.– Z którego małego miasteczka?– No cóż, tego to już nie wiem – odparła Moza nieśmiało.– Kobieta mieszka w twoim domu i nawet nie wiesz, z jakiego miasta przyjechała?– A jaka to różnica?– I nawet nie wiesz, jaka to różnica? – Rosie wpatrywała się w nią, przesadnie zdziwiona.Moza spuściła wzrok i złożyła ręcznik, nadając mu kształt biskupiej infuły.– Zrób mi przysługę i dowiedz się – powiedziała Rosie.– Czy dasz sobie radę?– Spróbuję – odpowiedziała Moza.– Ale ona nie znosi, jak się ją wypytuje.Dała mi to jasno do zrozumienia.– Ja też ci daję jasno do zrozumienia, że nie znoszę tej kobiety i chcę wiedzieć, do czego zmierza.Sprawdź, skąd przyjechała, a Kinsey już zadba o resztę.I nie muszę ci mówić, Moza, że Lila Sams nie może się niczego domyślić.Rozumiemy się?Mozę przyparto do muru.Zauważyłam, że się waha, próbując zdecydować, który wariant jest gorszy: doprowadzenie Rosie do furii czy wpadka na szpiegowaniu Lili Sams.Choć wynik tych zmagań mógł być różny, ja już obstawiłam swój typ.ROZDZIAŁ 16Wróciłam późno do biura i wstukałam na maszynie wszystkie moje notatki.Nie było ich wiele, ale nie lubię tych spraw odkładać.Mimo że Bobby nie żył, zamierzałam pisać regularne sprawozdania i przedkładać co jakiś czas rachunki, choćby tylko dla siebie.Włożyłam jego teczkę z powrotem do szuflady i porządkowałam właśnie biurko, kiedy usłyszałam stukanie do drzwi i Derek Wenner zajrzał do środka.– Ach, jak się masz? – powiedział.– Miałem nadzieję, że cię tu zastanę.– Cześć, Derek, wejdź, proszę.Stał przez chwilę niezdecydowany, omiatając spojrzeniem zawartość mojego niewielkiego biura.– Jakoś nie mogłem sobie tego wyobrazić – powiedział.– Fajne.To znaczy małe, ale wystarczające.Co tam z pudełkiem Bobby’ego? Dopisało ci szczęście?– Jeszcze nie miałam okazji przyjrzeć mu się z bliska.Zajmowałam się czymś innym.Czemu nie usiądziesz?Przysunął sobie krzesło i usiadł, rozglądając się wokół.Miał na sobie koszulę do golfa, białe spodnie i dwukolorowe buty.– A więc tak tu jest.Była to jego wersja lakonicznej pogawędki.Usiadłam i pozwoliłam mu pomruczeć przez chwilę.Wyglądał na niespokojnego i nie wyobrażałam sobie, co go do mnie sprowadziło.Pomrukiwaliśmy do siebie, demonstrując dobrą znajomość.Widziałam się z nim nie dalej niż kilka godzin wcześniej i nie mieliśmy za bardzo o czym z sobą mówić.– Jak się czuje Glen? – zapytałam.– Dobrze.– Skinął głową.– Całkiem dobrze.Boże, wolę nie myśleć, przez co przeszła, ale wiesz, że twarda z niej sztuka.– Mówił tonem powątpiewania, jakby nie był absolutnie pewny, czy to prawda.Przełknął ślinę, zmieniając ton.– Powiem ci, po co wpadłem – powiedział.– Prawnik Bobby’ego zadzwonił do mnie niedawno, by porozmawiać w sprawie jego testamentu.Czy znasz Vardena Talbota?– Nigdy się nie spotkaliśmy.Przysłał mi kopię raportów na temat wypadku Bobby’ego, ale na tym się skończyło.– Bystry gość – powiedział Derek.Grzązł w temacie.Pomyślałam, że trzeba go ponaglić, bo w przeciwnym razie zabierze to cały dzień.– No i co miał do powiedzenia?Mina Dereka stanowiła przedziwną kombinację niepokoju i niedowierzania.– Cóż, to rzecz zdumiewająca – mówił.– Z tego, co powiedział, moja córka odziedziczyła większą część pieniędzy Bobby’ego.W ciągu sekundy obliczyłam, że córką, o której wspomniał, jest Kitty Wenner, ćpunka, obecnie przebywająca na oddziale dla psychicznie chorych u Świętego Terry’ego.– Kitty? – zapytałam.Poruszył się na krześle.– Oczywiście, sam byłem zaskoczony.Z tego, co mówi Varden, Bobby sporządził testament.Kiedy trzy lata temu otrzymał majątek, już wtedy zapisał wszystko Kitty.W jakiś czas po wypadku dodał kodycyl, by pewną część sumy dostali także rodzice Ricka.Miałam zamiar wykrzyknąć „Rodzice Ricka?!”, jakbym cierpiała na echolalię, ale trzymałam buzię na kłódkę i pozwoliłam mu kontynuować.– Glen wróci bardzo późno, więc jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.Chyba rano będzie chciała porozmawiać z Vardenem.Powiedział, że sporządzi kopię testamentu i prześle ją do domu.Ma zamiar poświadczyć jego prawomocność.– Czy powiadamiano o tym kogoś wcześniej?– O ile mi wiadomo, tak.– Gadał i gadał, podczas gdy ja starałam się wydumać, co to wszystko znaczy.Pieniądze jako motyw zawsze wydają się oczywiste.Dowiedzieć się, kto skorzysta finansowo i zacząć z tego punktu.Kitty Wenner.Phil i Reva Bergen.– Przepraszam – powiedziałam, ucinając mu w pół słowa.– A w ogóle to o jakiej sumie mówimy?Derek przerwał, by pogłaskać się dłonią po brodzie, jakby zastanawiał się, czy nie pora się już ogolić.– Hm, ze sto tysiączków dla rodziców Ricka i, do diaska, sam nie wiem.Kitty chyba dostanie ze dwie bańki.No ale z tego trzeba odliczyć podatek od spadków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]