[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest tutaj jednak pewna komplikacja, którą ktoś o tak paranoicznej osobowości jak Laroo musiał natychmiast dostrzec.- To jestem w stanie zrozumieć.Cóż miałoby powstrzymać tych obcych przed wstępnym zaprogramowaniem również i tych robotów mających stanowić zapłatę i tym samym zyskaniem całej populacji niewolników o nadludzkich możliwościach?- Doskonale.Moje uznanie.Masz tedy drogę ucieczki i nie śmiesz z niej skorzystać.Co ty byś uczyniła w takiej sytuacji?Zastanawiała się przez chwilę.- Badała bardzo dokładnie ich roboty i budowała swoje własne.- Zgoda.Trudno byłoby jednak to przeprowadzić bez potężnych zakładów, które nie uszły by uwagi szpiegów Konfederacji.Poza tym, potrzebne by były materiały, które nie występują na planetach Rombu i które mogą być wręcz nie znane naszej stronie.Co byś zrobiła nie mogąc wybudować nawet jednego robota?- Cóż, zapewne zamówiłabym kilka u obcych i odpowiednio je wykorzystała.- I znów doskonała odpowiedź! Jednak te, które byś otrzymała, poddane byłyby już programowaniu wstępnemu za pomocą metod nie znanych naszej nauce.By mogły działać, musiałabyś odkryć, jak są zaprogramowane i usunąć ten program.Niełatwe zadanie, skoro ten program jest prawdopodobnie zintegrowany z instrukcjami funkcjonowania robota, które przecież musiałabyś zatrzymać.Pozostaje ci więc jedynie mieć nadzieję.Zebrać wszystko, co się da, i wszystkich, którzy wiedzą cokolwiek na ten temat, zamknąć ich na wyspie razem z robotami, laboratorium, połączeniami komputerowymi i czym tam jeszcze, i próbować znaleźć odpowiedź, i na tym właśnie polega Operacja Feniks.- Laroo nie tylko mści się w ten sposób na Konfederacji - powiedziała Dylan z podziwem w głosie - ale również oszukuje i zdradza obcych!Skinąłem głową.- Trudno go za to nie podziwiać.Zresztą nie chodzi tu pewnie o samego Laroo, ale o wszystkich Czterech Władców.I wydaje mi się, że wiem wreszcie, w jaki sposób roboty tu przylatują i odlatują.Musi to być związane z systemem wahadłowców.Nie licząc samego Rombu, udają się one tylko do jeszcze jednego miejsca - na księżyc Momratha.Gdzieś tam, możliwe, iż na orbitach tych księżyców, spotykają się obcy i ludzie z systemu Wardena.Usiadłem wygodnie z uczuciem satysfakcji.W jednej chwili rozwiązałem co najmniej połowę wardenowskiej łamigłówki.To prawda, że nie wiedziałem nic o obcych, ani o naturze i zakresie ich planów, ale rozumiałem przynajmniej - byłem tego pewien - naturę ich powiązań z planetami Wardena.- I jakiż możesz mieć pożytek z całej tej informacji? - spytała Dylan.- Nic na to wszystko nie poradzisz.Poczciwa i praktyczna Dylan! Jej uwaga była bez wątpienia celna.Cóż mogłem zrobić? Lub mówiąc bardziej ściśle, co byłem skłonny zrobić?Zabić Laroo i obalić ten system - zgoda, ale nawet jeśli wymyślę jakiś skuteczny i pewny sposób, czy rzeczywiście chcę załamania się Operacji Feniks?W tej chwili wiedziałem tylko jedno.Na Wyspie Laroo ma miejsce największe przedsięwzięcie w wardenowskiej historii i ja chcę mieć w nim swój udział.Rozdział trzynastyJAKŻE ŁATWO JEST WEJŚĆ DO NIEZDOBYTEJ FORTECYKilka dni później zabrałem się na łódź Karel i zachowując się w sposób typowy i rutynowy, popłynęliśmy tak daleko na południe, jak tylko się odważyliśmy.Pamiętałem uwagę Dylan o pościgu za borkiem na odległość wzroku od Wyspy Laroo i moje, związane z tym przypadkiem, pytania.Czułem bowiem, iż możemy dotrzeć lak daleko, ścigając naszego nie istniejącego borka, jak daleko dotarła ona w pościgu za prawdziwym.“Wyspa”' leżała na pełnym oceanie, z daleka od jakiegokolwiek lądu i wyglądała dokładnie na takie miejsce, które każdy dyktator chętnie obrałby na swoje schronienie i azyl.Tworzyła ją niewielka kępa ogromnych drzew o powierzchni około stu kilometrów kwadratowych.Nie był to więc teren zbyt rozległy.Kiedyś ta kępa niewątpliwie połączona była z głównym masywem roślinnym, ale musiało się coś wydarzyć, prawdopodobnie całe wieki temu, co spowodowało powstanie takich rozrzuconych na oceanie i całkowicie odizolowanych od reszty wysp.W tej okolicy znajdowało się ich kilka tuzinów i choć żadna nie leżała w odległości wzroku od innych, wszystkie razem tworzyły kształt strzały skierowanej ostrzem w kierunku naszego “lądu stałego”.Opłynęliśmy wyspę tuż poza perymetrem jej obrony komputerowej, widocznym dość wyraźnie na urządzeniach namiarowych.Tworzyła ją masa pomarańczowego, fioletowego i złocistego listowia porastającego grube, czarniawe pnie, i nawet z tej odległości, wynoszącej około piętnastu kilometrów, moje urządzenia ukazały mi niezwykłą budowlę w samym centrum wyspy.Lśniąca srebrzyście w promieniach słonecznych przypominała zarazem bajkowy zamek i modernistyczną rzeźbę, coś jednocześnie anachronicznego i futurystycznego.Wypędzone konkubiny i sama Dylan dostarczyły mi jej opisu, ale obraz ten wypadał blado w porównaniu z rzeczywistością,Niemniej, właśnie dzięki Dylan i dzięki kontaktom w Domach, do których zesłano kobiety Laroo, znałem ją całkiem nieźle.Znałem przynajmniej jej ogólny rozkład, lokalizację wind, centralnej siłowni, podstawowych systemów obronnych i tym podobnych elementów.Na podstawie tych danych doszedłem do wniosku, że była to - jak na cerberyjskie warunki - forteca nie do zdobycia.Elektroniczne pola siłowe nie tylko tworzyły niewidoczną kopułę nad całym tym miejscem, ale sięgały na głębokość dwóch kilometrów do samego dna oceanu.Dysponując kilkoma milionami jednostek odpowiednich automatów i siłą ludzką, której zresztą nie dałoby się ukryć, można byłoby się pokusić o przekopanie tuneli poniżej osłony siłowej, ale nawet wówczas, po pokonaniu tej pierwszej bariery, byłaby to operacja ryzykowna.Istniały bowiem wewnętrzne osłony siłowe i obrona natury czysto militarnej.Wokół wyspy krążyły stałe patrole złożone z bezzałogowych i obsadzonych załogą, uzbrojonych okrętów i łodzi.Karel, postawna, muskularna kobieta o głębokim i silnym głosie, miała wielką ochotę mi pomóc, a przecież co najmniej podejrzewała, jakie mogą być moje zamiary.Choć fizycznie różniła się znacznie od Dylan, w gruncie rzeczy była bardziej do niej podobna, co pozwoliło im współpracować blisko ze sobą przez ponad trzy lata.- Załóżmy, że zagnalibyśmy tam borki? Całe ich mnóstwo? - zasugerowałem, rozważając przeróżne warianty planów.Roześmiała się, słysząc mój pomysł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]