[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak dotąd, z wyjątkiem tej grupy naukowców wyselekcjonowanej przez Confederation, nie wpuszczono na Construct żadnych ludzi.Zaproszenie dla Starschool było pierwsze i w pewnym sensie burzyło dotychczasowe reguły.Mamy tam pracować, ale będzie to dziwny rodzaj pracy.Mamy w małych grupach poruszać się pod opieką Lingwistów i rozmawiać albo próbować rozmawiać z przedstawicielami obcych ras.Lingwiści są w pewnym stopniu telepatami, mogą wychwytywać nasze reakcje i pełnić rolę tłumaczy.Udaliśmy się z Pancho na pomost obserwacyjny, aby przyjrzeć się dokowaniu.Był to niesamowity widok.Z początku Construct była ciemnoczerwonym rogalem, obejmującym ciasno krąg czerni.Stopniowo przemieniła się w krwistoczerwone półkole, by w końcu wypełnić cały obraz po widnokrąg.Na tym tle pojawiła się czarna kropka, powoli rozwinęła się, tworząc wlot ciemnego tunelu, który nas połknął.Po minucie czerni wynurzyliśmy się wewnątrz, w środkowej, pozbawionej powietrza strefie rozświetlonej bladoniebieskim światłem równomiernie promieniującym ze wszystkich kierunków.W zerowej grawitacji unosiły się tu setki statków w większości obcej konstrukcji, niektóre swymi rozmiarami znacznie przewyższające Starschool.- Szkoda że nie mieliśmy więcej czasu, aby się do tego przygotować - stwierdził Pancho.- I tak nie było zbyt wiele do studiowania.- Nie to miałem na myśli.- A co?- Będą nas obserwować uważnie.Nie mieli dotąd tylu ludzi do obserwacji.Boję się, że popełnimy jakiś błąd.Nie wiemy, czego się po nas spodziewają.Co będzie, jeśli kogoś niechcący obrazimy czy naruszymy jakieś tabu?- To ryzyko, które musimy podjąć.Trzeba zachować ostrożność i mieć oczy szeroko otwarte.- Jednakże wolałbym dokładniej wiedzieć, co mamy robić.- Sądzę, że musimy być po prostu sobą.Tego właśnie chyba oczekują.- I tego właśnie się obawiam - zakończył Pancho.Unosiliśmy się nad platformą, mogącą pomieścić co najmniej pięć takich statków jak Starschool.Zadźwięczał dzwonek i niechętnie opuściliśmy pomost obserwacyjny, aby dołączyć do reszty grupy.Odtąd mieliśmy być zdani tylko na siebie.- Jesteś gotowy? - spytał Miko, gdy się pojawiliśmy.- Na tyle, na ile można.Miko był tym wszystkim wyraźnie podniecony.B’oosa reagował tak jak zwykle, to znaczy przyjmował wszystko ze stoickim spokojem.Alegria, choć starała się nie okazywać swoich uczuć, robiła wrażenie lekko przestraszonej.Światła zamrugały i ucichł szum, tak cichy, że praktycznie nie zdawaliśmy sobie z niego sprawy.Statek wylądował.W nerwowym oczekiwaniu staliśmy przez kilka minut i wydało mi się dziwne, że wszyscy starają się mówić szeptem.W końcu przyszedł do nas dziekan M’Bisa- Czekają na was - oznajmił tak po prostu.Opuściliśmy statek podłączonym rękawem wyposażonym w rozmaite uchwyty dla rąk mające ułatwić poruszanie się w stanie nieważkości.Jak się zorientowałem, przystosowane były również do macek, wici i czułek różnego rozmiaru i kształtu.Taki uniwersalny, kosmiczny chodnik.Na zewnątrz powietrze było czyste i świeże.Pomyślałem, że tak musiało pachnieć kiedyś powietrze na Ziemi.Na planecie, z której wywodzi się gatunek ludzki, już od dawna nie ma takiego powietrza.Gdy wyłoniliśmy się z rękawa, zauważyłem pierwszych obcych - Lingwistów.Pomimo że byliśmy przygotowani i pomimo że byli humanoidami, przeżyliśmy szok.Ich podobieństwo do ludzi jedynie podkreślało różnice.Zarówno te widoczne, rzucające się w oczy cechy, Jak i inne, bardziej nieuchwytne uprzytomniły nam, jak bardzo się różnimy.Poruszali się z ciałami odchylonymi od pionu w sposób, jaki wykluczała struktura naszego kośćca, wykonując przy tym rękoma i nogami nieprawdopodobne ruchy.Jeden oddzielił się od grupy i podszedł do nas.Zadrżałem.Zadrżałem i uprzytamniając sobie, że są telepatami, pomyślałem, czy nie popełniłem pierwszego błędu.- Nazywajcie mnie Przewodnikiem - odezwał się doskonałym pan-swahili.Beznamiętny głos przypominał dźwięki pochodzące z automatu.- Ze względu na fizjologiczne cechy waszego gatunku nie jesteście w stanie wymówić mojego prawdziwego imienia, połowa z niego jest “wypowiadana” drogą telepatyczną.Pozostanę z wami podczas waszego pobytu, możecie zadawać pytania, a ja będę na nie odpowiadał.Teraz zabieram was na poziom Ziemi.- Odwrócił się gwałtownie.Poszliśmy za nim.Jego głos pozbawiony był wszelkiego wyrazu, czego jednak nie można było powiedzieć o jego ruchliwej twarzy.Jednak malujące się na niej uczucia zupełnie nie pasowały do tego, co mówił.Samo przyglądanie się tym makabrycznym uśmiechom i gniewnym zmarszczkom wywoływało u mnie bóle mięśni.Lingwista poprowadził nas do rzędu małych pojazdów.Nazwał je saniami.Były to dziwacznie ukształtowane siedzenia umocowane na platformie osłoniętej nader krucho wyglądającą powłoką.Sanie unosiły się dziesięć centymetrów nad cienką stalową szyną tkwiącą w podłożu.Wsiedliśmy i przezroczysty dach zasunął się nad nami.Na każdym siedzeniu leżał w małej torebeczce srebrny naszyjnik.Przewodnik wyjaśnił nam jego przeznaczenie.- Wśród niewielu zasad regulujących życie na Construct jest jedna niepodważalna: zasada wolnego dostępu.Każda istota ma prawo zwiedzać dowolne terytorium.Istnieją wprawdzie śluzy powietrzne, izolujące różne środowiska naturalne, ale każdy ma prawo z nich korzystać.Oczywiście niektóre mogą być dla was niebezpieczne, a nawet zabójcze.Zanim przekroczycie jakiekolwiek drzwi, musicie posłużyć się kluczem zamocowanym na naszyjniku.On powie wam, czy możecie wejść, nie narażając życia.- Ale nie powstrzyma nas od wejścia, nawet jeśli atmosfera po drugiej stronie drzwi będzie dla nas zabójcza? - zapytał M'Bisa.Przewodnik zakrył twarz oburącz i wydał jakiś dziwny gwizd.- Świetny dowcip - powiedział.- Teraz zapnijcie pasy.Czekaliśmy parę sekund, aż nieruchoma platforma lądowiska zrównała się zjedna z rur transportowych wolno obracających się wokół nas wraz z całą Construct, a prowadzących od środka na powierzchnię sztucznej planety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]