[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy próbowały za-brać buty, jedyne co po niej zostało, poszedłem za przykładem Omni i przepędziłem jekopniakami.Szeryf przyszedł mi z pomocą.Podnieśliśmy po jednym zakrwawionymbucie. Musimy ją jakoś pochować  oznajmił.Disney usiadł, trzymając się za pierś. Jeśli przestaniecie do mnie strzelać, pomogę wam.Zamknął oczy, biały jak kreda i przez chwilę wyglądało na to, że zaraz padnie tru-pem.Jednak powoli, kończyna po kończynie, przekształcił się w ogromnego czarnoskó-rego mężczyznę ze szpadlem w ręku.Z trudem podniósł się z ziemi. Zbyt wiele przestawałeś z tymi normalnymi ludzmi  powiedział głębokim ba-sem Louisa Armstronga. Powinieneś panować nad emocjami. Uderzeniem łopa-ty odgonił robota i wskazał w kierunku kępy palm. Zabierzmy ją tam i pochowaj-my. Zwrócił się do pozostałych. Wy wejdzcie do środka i umyjcie się.My zajmie-my się pochówkiem.Zważył w dłoni szpadel i ruszył w kierunku palm.Mijając szeryfa, rzekł: Więcej tego nie rób.To boli.Poszliśmy za nim z szeryfem, niosąc okropne szczątki.Wykopanie głębokiego, pro-stokątnego dołka zajęło mu zaledwie minutę.Włożyliśmy buty do dołu, a Omni zasy-pał go ziemią i uklepał. Czy była religijna? Należała do ortodoksyjnych nowych katolików. Zajmę się tym.Wchłonął szpadel i stał się wysokim księdzem w czarnej sutannie, z tonsurką i krzy-żem zawieszonym na grubym łańcuchu na szyi.Powiedział kilka słów po łacinie i wy-konał znak krzyża nad grobem.169 Wciąż jako kapłan, wrócił z nami do zajazdu Molly Malone, gdzie nasi ludzie siedzielina składanych krzesłach i bujaku.Stephen szlochał, a Marygay i Max usiłowali go uspo-koić.Miał z Anitą syna, który zginął w wypadku, mając dziewięć czy dziesięć lat.Potemrozeszli się, ale pozostali przyjaciółmi.Rii przyniosła mu szklankę wody i tabletkę. Rii  powiedziałem  jeśli to środek uspokajający, to mnie też by się przydał.Miałem wrażenie, że sam zaraz eksploduję, z gniewu i zaskoczenia.Spojrzała na bu-teleczkę. Dość łagodny.Czy ktoś chce się zdrzemnąć?Myślę, że wszyscy mieli na to ochotę, oprócz Antresa 906 i księdza.Poszliśmy z Ma-rygay do pokoju na piętrze, znalezliśmy łóżko i padliśmy sobie w ramiona.Słońce już zachodziło, kiedy się zbudziłem.Pospiesznie wstałem z łóżka i stwierdzi-łem, że instalacje w zajezdzie Molly Malone wciąż działają, a nawet jest gorąca woda.Marygay wstała, kiedy się myłem, i razem zeszliśmy na parter.Stephen i Matt hałasowali w jadalni.Zestawili razem kilka stołów i rozłożyli na nichtrochę plastikowych talerzy i widelców, a także stos konserw. Nasz nieustraszony dowódca  powiedziała  otworzy pierwszą puszkę.Wcale nie miałem ochoty na jedzenie, chociaż powinienem czuć głód.Podniosłemkonserwę z etykietą głoszącą czerwonymi literami  Chili oraz obrazkiem Kaczora Do-nalda trzymającego się za gardło i ziejącego ogniem.Oderwałem wieczko i zadziałałosamoogrzewanie.Po pomieszczeniu rozszedł się przyjemny zapach. Nie jest zepsuta  oznajmiłem i nabrałem trochę na widelec.Wersja bezmięsna. Wygląda w porządku.Pozostali też otworzyli puszki i wkrótce w sali pachniało jak w bufecie.Cat i Po zeszliz piętra, a za nimi Max.Zjedliśmy ten skromny posiłek w głuchym milczeniu, przery-wanym tylko cichymi pomrukami.Po przed otwarciem konserwy odmówił modlitwę.Nie dojadłem zawartości mojej puszki. Popatrzę na zachód słońca  powiedziałem i wstałem od stołu.Marygay i Catposzły ze mną.Na zewnątrz Antres 906 i Omni, nadal wyglądający jak ksiądz, wymieniali chrypnię-cia i piski, stojąc w tym miejscu, gdzie umarła Anita. Zastanawiacie się, kto będzie następny?  przerwała im Cat, obrzucając kapłanagniewnym spojrzeniem.Popatrzył na nią ze zdziwieniem. Co takiego? Co mogło to spowodować  rzuciła  jeśli nie ty? To nie ja.Mógłbym to zrobić sobie, gdybym chciał umrzeć, ale nie komuś inne-mu. Nie mógłbyś, czy nie potrafiłbyś?  spytałem.170  Nie potrafiłbym.Krótko mówiąc, to fizycznie niemożliwe, ujmując sprawę wedługwaszych kryteriów. A więc, co się stało? Ludzie tak po prostu nie eksplodują!Usiadł na skraju ganku, założył jedną długą nogę na drugą i splótł dłonie na kolanie,spoglądając na zachodzące słońce. Wy znowu to samo.Najwidoczniej ludzie jednak eksplodują.Właśnie to widzie-liśmy. To mogło się zdarzyć każdemu z nas  rzekła drżącym głosem Marygay. Mo-żemy tak zginąć wszyscy, jeden po drugim. Możemy  odparł ksiądz  ja również.Jednak mam nadzieję, że to był tylko eks-peryment.Próba. Ktoś poddaje nas próbie?  Kręciło mi się w głowie i z trudem opanowałemmdłości.Ostrożnie usiadłem na podłodze ganku. Zawsze  odparł spokojnie ksiądz. Nigdy tego nie czuliście? Metafora  powiedziałem.Powoli zatoczył łuk ręką. W tym ujęciu wszystko jest metaforą.Taurańczycy rozumieją to lepiej niż wy. Nie to  zaprzeczył Antres 906. To jest coś, czego nie potrafię ogarnąć. Nienazwane  rzekł ksiądz i dodał jakieś taurańskie słowo, którego nie znałem.Antres dotknął swojej szyi. Oczywiście.Jednak mówisz. nienazwane ? To nie oznacza niczego rzeczywiste-go.Raczej uproszczenie, symbol określający.nie wiem jak to powiedzieć.Prawdę ukry-tą pod pozorami, los?Kapłan dotknął krzyża, który zmienił się w krąg z dwiema nogami  taurański sym-bol religijny. Symbol, metafora.Nienazwane, jak sądzę, jest bardziej realne niż my. Przecież nigdy go nie widziałeś ani nie dotknąłeś  powiedziałem. Tylko zga-dujesz. Jak każdy.Nigdy nie widziałeś neutrino, ale nie wątpisz w jego istnienie.Pomimojego  nieprawdopodobnych właściwości. W porządku.Możesz jednak udowodnić, że neutrina istnieją, a przynajmniej, żecoś tam jest, gdyż w przeciwnym razie teoria cząstek nie mogłaby działać.Wszechświatnie mógłby istnieć. Mógłbym po prostu odpowiedzieć:  Pozostawiam to twemu osądowi.Nie podo-ba ci się ten pomysł, ponieważ zatrąca nadprzyrodzonym.No dobrze. W porządku.Jednak przez pierwsze pięćdziesiąt  czy też tysiąc pięćset  latmojego życia i tysiące lat wcześniej, wszechświat można było wytłumaczyć, nie ucieka-171 jąc się do twojego tajemniczego  nienazwanego. Zwróciłem się do Antresa. Takbyło również w przypadku Taurańczyków, prawda? Bardzo podobnie, owszem.Nienazwane jest realne, ale tylko jako koncepcja. Pozwólcie, że zadam wam stare pytanie  rzekł kapłan. Jak to możliwe, że lu-dzie i Taurańczycy, rozwijając się niezależnie na planetach odległych o czterdzieści latświetlnych, spotkali się na tym samym szczeblu rozwoju technologicznego i mając do-statecznie podobną psychikę, żeby rozpocząć wojnę? Wielu ludzi zadawało to pytanie  powiedziałem i ruchem głowy wskazałem An-tresa  i pewnie wielu Taurańczyków.Niektórzy ludzie z mojej przyszłości, moi pod-władni, należeli do sekty, której religia wyjaśniała to wszystko.W podobny sposób jaktwoje  nienazwane. A ty masz lepsze wyjaśnienie? Logiczne.Gdyby byli na znacznie niższym szczeblu rozwoju, nie zetknęlibyśmysię.Gdyby wyprzedzali nas o tysiące lat, nie byłoby wojny.Może po prostu zniszczylibynas. Antres wydał dzwięk oznaczający potwierdzenie. Tak więc był to w pewnymstopniu przypadek, ale niezupełnie. To nie był tylko zbieg okoliczności.My, Omni, byliśmy na obu planetach, jeszczezanim ludzie i Taurańczycy stworzyli własną mowę  dzięki nam.I technologie, któ-re kontrolowaliśmy.Byliśmy Archimedesem, Galileuszem i Newtonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •