[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stało ciche i spokojne i wyda-wało się czekać.Dziwnie głuchy zdawał się hrabiemu de Narbonne poranek.I ziemia byłacicha jak niebo.De Narbonne myślał:  Bóg wojny jedzie na bój.Niebo i ziemia czekają wskupieniu, w napięciu, na jego dzieło.Zwiat umilkł, grzmi tylko tętent konia cesarza.Wtem zahuczały armaty.115 Hrabia de Narbonne westchnął i choć był wolterianinem, palcem wskazującym prawej rękiponad cuglami krzyżyk przed sobą uczynił, a kolanami siodło mocniej ścisnął.% Ah! Ces Russes!.Wraz z cesarzem zatrzymali się w zdobytej piątego września reducie Szewardyńskiej.Rosjanie zaś stali rozciągnięci od rzeki Moskwy aż do lasów pod Uticą.Na prawym skrzy-dle Miłoradowicz oparty o rzekę Moskwę z rzeczką Kołoczą przed linią, wśród wzgórz i pa-rowów, w pozycji mocnej.W centrum dowodził Doktorów, na lewym skrzydle Bagration.Przed nimi reduta Rajewskiego i trzy szańce,  flesze Bagrationowe , koło wsi Semenowsko-je.Koło Uticy, na kraju prawego skrzydła, Tuczkow w olszynach z grenadierami Strogonowai piechotą Konownicyna, dwie dywizje, pięćdziesiąt dwie armaty.Kozacy Karpowa.Za liniąwojsk generał Markow z milicją w piki zbrojną; przed pozycją jegry tyraliery.Luka międzyTuczkowem a Bagrationem wypełniona jegrami.Regularnego wojska do stu dwudziestu ty-sięcy; Kozaków i opołczenja do dwudziestu tysięcy.Napoleon usiłował zachować spokój.Jednak dusza jego drżała.Nie czuł, że panuje nad polem walki.Nie czuł on w rękachswoich cugli, zwykłych prowadzić straszny wóz śmierci, rydwan zabójczy, w którym śmierćuganiała się między szeregami.Nie opanował on siódmego września pod Borodinem szalo-nych rumaków z krwawą pianą u pysków, które rydwan ten ponosiły.Wprzągł je, ale lejcepękały mu w dłoniach.Po raz pierwszy uczuł, że nie jest ich panem.Mimowolnie niespokojny wzrok rzucił na hrabiego de Narbonne, który stał obok.Było tomgnienie oka, urwane, krótkie, ale de Narbonne je zrozumiał.Cesarz chciał się przekonać wobawie, czy kto stan jego wewnętrzny dostrzega.Dostrzegł go de Narbonne i umiał ocenić.Rozpoczynał się Talleyrandowski  początek końca.Napoleon Wielki wstępował w jesień.De Narbonne schylił rozumną głowę.Rozhukała się batalia.Eugeniusz Beauharnais uderzył na szaniec Rajewskiego pod Borodinem; sto armat wspie-rało atak Compansa na szańce Bagrationa pod Semenowskoje; Poniatowski parł na Uticę,głosząc się donośnym grzmotem armat z daleka.Głowę cesarza, tak zimną i niewzruszoną w godzinach boju, głuchą na wrzawę walczą-cych, a wsłuchaną w zegar własnego mózgu, przeszyła bolesna, piorunowa błyskawica.Uderzony nagle ostrogami siwy ogier cesarski rzucił się naprzód.Napoleon jak żar elek-tryczny zbliżył się do komendy lewego skrzydła.Począł rzucać rozkaz za rozkazem, podnie-cać pułki, miotać iskry słów na lewo i prawo, aż wzdął huragan bitwy od frontu, zamiast kie-rować ją linią skośną podług własnego pierwotnego planu, którego wartość znał sam najle-piej.Unosił się, aby samego siebie oszołomić i rozpłomienić w godzinie zgnębienia.Szaleństwo ognia owładnęło Wielką Armią.Król Neapolu, wicekról Włoch, marszałkowieNey i Davout, generałowie Compans, Rapp, La Bruyeres walczyli jak żołnierze.Wielki zwy-cięzca spod Auerstadt, większy niż sam Napoleon pogromca Prusaków, marszałek Davout,padł kontuzjonowany, lecz nie chciał zdać dowództwa i poszedł w czeluść walki.Generało-wie Wielkiej Armii ginęli pośród żołnierzy.Walczono na śmierć i życie.Jermołow, Woroncow, Bagration, Bagowud, Tuczkow bronili się w szańcach jak bawoływ ostępie, obskoczone przez tygrysy.Napoleon patrzał.Widział on dwie olbrzymie siły zmagające się z sobą, widział walkę dwóch światów.%7łarły się ze sobą płomienie starej kultury Rzymu i wschodniego porządku.Czuł on, zda-wał sobie sprawę, że to nie tylko jego ważą się losy, ale że się tu spotkały dwie dusze ludzko-ści, sobie przeciwne.Tak nie walczy żołnierz o wygraną, nawet o wypoczynek i dostatek %tak walczyć mogły zachodnie hufy Gotfryda de Bouillon z zastępami Wschodu.Linie walczących gięły się i łamały.Odrzucane wstecz, porywały się naprzód.116 Widział cesarz pułki i bataliony swoje, jak leciały w płomień i topniały w nim, czezły, jakczezną w ogniu polana drzewa ręką nocującego w lesie drwala rzucane.Szły i szły naprzód,lecz coraz mniej pozostawało ich w pozycjach.Cesarz patrzał przez lunetę na tyralierskie walki woltyżerów i fizylierów swoich, na bata-lionami dawane salwy grenadierskie i ataki kawalerii, podobne do przelotów myśli graniczą-cej z obłędem.Widział działa swoje na bateriach, podobne do wulkanów.Lecz czuł, że bójten nie jest zupełny, że w rozwiniętych sztandarach, w dumnych złotych orłach, w hałasie trąbi bębnów, w wykrzykach wodzów nie ma ducha, który od Alp przez Egipt wiódł armię jegood zwycięstwa do zwycięstwa.Cesarz czuł się zemdlony wewnątrz.Otrząsał się, rwał, przełamywał % stan omdlałości nie ustępował.I lęk.Lęk, którego nie znał, obcy mu dotąd.Gość ten straszny, upiór ten zabójczy zleciał nań z przestworzy jak nietoperz potworny, wmgliste błony swoich skrzydeł głowę mu owiał, oczy mu zaćmił, lodowe stęchłe powietrzegrot ponurych wiał mu w oblicze.% Turenne! % krzyknął cesarz do adiutanta.% Oni się wydrą Polakom, zajdą z tyłu Neyo-wi i Muratowi! Jedz! Patrz!% Najjaśniejszy panie % odpowiedział Turenne skręcając konia % gdyby gwardię.% Nie! Dzień jest długi! Trzeba umieć czekać.Wszystko zależy od czasu.Czas jest pod-stawą wszystkiego.Jeszcze za wcześnie.Trzeba się rządzić zastanowieniem.Hrabia de Turenne spojrzał zdumiony na cesarza.Jak to?! To Napoleon daje taką odpo-wiedz?! Gubi się w zdaniach, wypowiada ich sześć zamiast zawrzeć myśl całą w jednym roz-kazie?Lecz cesarz zsiadł z konia i oddawszy go Mamelukowi, począł się przechadzać powoli zeszpicrutą w założonych w tyle rękach, z głową schyloną i oczyma zwróconymi ku ziemi.Tymczasem dowódca szóstego pułku ułanów, zuchwały Suchorzewski, na czele stu ochot-ników wydarł wydartych Francuzom przez pułk kirasjerski sześć armat polowych.Tymcza-sem przed Semenowskojem król Neapolu pod lawą dział słał do szarży pułk za pułkiem kor-pusów Nansouty'ego i Latour-Maubourga.Tu Herzog von Meklemburg z ręki francuskiejśmierć mężną poniósł, tu mgła zasłoniła oczy rannego śmiertelnie księcia Bagrationa, wodza,który był sercem armii rosyjskiej.Tu dywizja piechoty Frianta, naparta przez szalony atakkonnicy rosyjskiej, poformowała się w czworoboki zaparte ołowiem i żelazem.Murat w pióropuszu białym widnieje pośród nich.Już piersi konne jezdzców rosyjskichzdają się być hutą, w której zwęglą się zanurzone lufy i bagnety francuskie.Lecz nagle przedoczyma Murata jako tęcze migocą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •