[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedarli się przez niewidzialną,ukrywającą nas przez lata tkaninę. Przypomina mi się sytuacja, gdy kiedyś wróciłam dodomu i znalazłam szopa, który jakoś przedostał się do wnętrza,poprzegryzał pudełka z płatkami śniadaniowymi i porozrzucałokruszki w każdym pokoju.Dopadliśmy go wreszcie włazience.Wujek William zastrzelił go, twierdząc, że pewnieprzenosi chorobę.Zwierzę zostawiło też okruszki w mojejpościeli, było zatem w moim łóżku.Prałam pościel aż trzyrazy, zanim byłam w stanie w niej spać, ale nawet wtedy śniłymi się małe pazurki wbijające mi się w skórę. Ogarnijmy trochę ten bałagan  mówi Tack.-Upchamy w środku tylu ludzi, ilu się zmieści.Reszta rozbijeobóz na zewnątrz. Zostajemy tutaj? - pyta Julian z niedowierzaniem.Tackspogląda na niego hardo. Dlaczego nie? Ponieważ. Julian rozgląda się bezradnie po grupie,ale wszyscy unikają jego wzroku.- Ponieważ zginęli tutajludzie.To po prostu.niestosowne.- N i e s t o s o w n y byłby powrót do Głuszy, kiedy mamydach nad głową, spiżarnię pełną jedzenia i pułapki lepsze niżten złom, którego używaliśmy dotychczas - odpowiada ostroTack.- Porządkowi już tu byli.1 nie wrócą.Zrobili swoje zapierwszym razem.Julian spogląda na mnie błagalnym wzrokiem, prosząc o wsparcie.Ale znam Tacka zbyt dobrze, zbyt dobrze znam teżGłuszę.Kręcę głową.Nie ma sensu się sprzeciwiać. Szybciej pozbędziemy się tego smrodu, jeśliwyważymy pozostałe okna  mówi Raven. Za domem leży porąbane drewno na opał  dodajeAlex. Mogę rozpalić ognisko. W porządku. Tack nie zaszczyca Julianaspojrzeniem. Zatem postanowione.Zostajemy tutaj na noc.Zmieci wyrzucamy za domem.Staram się nie przyglądaćroztrzaskanym talerzom i połamanym krzesłom ani nie myślećo tym, że pół roku temu siedziałam na nich syta i ogrzana.Szorujemy podłogę octem znalezionym w kredensie, aRaven zbiera z podwórka trochę wysuszonej trawy i pali ją wkątach, by wygnać mdły zapach zgnilizny.Raven posyła mnie do lasu z kilkoma małymi pułapkami,a Julian zgłasza się na ochotnika do pomocy.Pewnie szukawymówki, by oddalić się stąd na chwilę.Wiem, że mimooczyszczenia domu z niemal wszystkich śladów walki wciążczuje się tam nieswojo.Idziemy przez chwilę w milczeniu, przechodzimy przezzapuszczone podwórko, a potem zanurzamy się w gęstąplątaninę drzew.Niebo jest naznaczone różowymi ifioletowymi pasmami, cienie są coraz dłuższe, przypominająproste pociągnięcia pędzlem po ziemi.Ale powietrze jest wciąż ciepłe, a kilka drzew zdobią już zielone listki.Lubię taką Głuszę: chudą, nagą, nieprzystrojoną jeszcze wwiosnę.Ale jednocześnie zachłanną, ekspansywną, spragnionąsłońca.Pragnienie to zaspokajane jest z każdym dniem corazmocniej.Wkrótce wybuchnie całym swoim pięknem, upojona iwibrująca życiem.Julian pomaga mi ukryć pułapki w miękkiej ściółce.Lubięto doznanie: czuć ciepło ziemi, dotyk palców Juliana.Po założeniu wszystkich pułapek i zaznaczeniu ichpołożenia przez zawiązanie sznurka wokół najbliższych drzewJulian odzywa się: Chyba nie jestem jeszcze gotów, by tam wrócić.Jeszcze nie teraz. W porządku. Podnoszę się i wycieram ręce odżinsy.Mnie też tam nie ciągnie.Nie chodzi tylko o dom.Chodzi o Aleksa.Ale i o grupę, o ich ciągłe kłótnie i podziały,wzajemną niechęć i przepychanki.To jest tak zupełnie różneod tego, co zastałam w Głuszy na samym początku: tamwszyscy byli jak rodzina.Julian też się prostuje.Przebiega ręką po włosach. Pamiętasz, kiedy się po raz pierwszy spotkaliśmy? pyta mnie nieoczekiwanie. Kiedy Hieny.? Nie, nie. Przerywa mi i kręci głową. Wcześniej. Na zebraniu AWD.Potakuję.Wciąż dziwnie mi, gdy pomyślę, że chłopak,którego wtedy widziałam  chłopak z plakatów wzywającychdo walki z delirią, wcielenie poprawności  ma cokolwiekwspólnego z tym, który idzie teraz obok mnie z potarganymi,przyklejonymi do czoła włosami, przypominającymiposkręcane nitki karmelu, z twarzą rumianą od zimna.Nie przestaje mnie zdumiewać, że ludzie są nowi każdegodnia.%7łe nigdy nie są tacy sami.Trzeba ich ciągle wymyślać.Zresztą oni też muszą ciągle wymyślać samych siebie. Zostawiłaś rękawiczkę.Weszłaś do sali i przyłapałaśmnie na oglądaniu zdjęć. Pamiętam.Zdjęcia z inwigilacji, tak? Powiedziałeśwtedy, że szukacie obozów Odmieńców. Kłamałem. Julian zawstydzony kręci głową.Chodziło o to, że po prostu.lubiłem patrzeć na tę przestrzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •