[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już sprężał się do skoku, lecz nagle zauważył, że nie musi już tracić swej energii.Ziemia otworzyła się pod stopami żołnierza, a on sam wpadł w dół, przebijając maskującą okrywę z ziemi i liści.Krzyk żoł­nierza zakończył się charkotem.Michaił stanął ostrożnie na kra­wędzi dołu i spojrzał na dno.Ciało żołnierza drgało przebite siedmioma czy ośmioma palami.Podniecony intensywnym za­pachem krwi i własną wściekłością, Michaił zaczął kręcić się w kółko za własnym ogonem, kłapiąc zębami.Po chwili usłyszał krzyki nadbiegających kolejnych żołnierzy.Obrócił się i popędził do miejsca, gdzie leżało ciało pierwszego żołnierza.Chwycił je zębami za szyję i zaczął ciągnąć w zarośla.Ciało było ciężkie i tkanka rozrywała mu się w zębach.Kątem oka zobaczył biały błysk: to Wiktor podbiegł do niego i zaczął pomagać mu wciągać ciało w ciemny kąt pod gęstą kępą sosen.Kłapnął zębami w kierunku Michaiła, dając mu znak, żeby się wycofać.Ten zawahał się, ale Wiktor uderzył go ciałem w bok, więc usłuchał.Stary wilk przypadł do ziemi, nasłuchując odgło­sów żołnierzy.Było ich ośmiu.Czterech z nich wydobywało z dołu ciało martwego kolegi, a czterech pozostałych zaczęło przepatrywać las, trzymając gotowe do strzału karabiny.Potwory nadeszły.Wiktor zawsze wiedział, że któregoś dnia to nastąpi.Potwory nadeszły i było wiadomo, że nie zrezygnują, zanim nie zdobędą krwawego łupu.Wiktor podniósł się i jak duch pobiegł do Białego Pałacu, z nozdrzami pełnymi nienawistnego odoru.5Czyjaś ręka potrząsnęła Michaiła za ramię, wyrywając go z niespokojnego snu po zaledwie dwóch godzinach.Czyjś palec zamknął mu usta.- Cicho - powiedział Wiktor, kucając przy nim.- Słuchaj.- Obejrzał się na Aleksę, która też już się obudziła i teraz przytuliła do siebie Petyra, a potem znowu spojrzała na Michaiła.- Co to? Co się dzieje? - Franko wstał, podpierając się kijem.- Żołnierze nadchodzą - odpowiedział Wiktor.Twarz Franka zbielała.- Widziałem ich z wieży.Piętnastu albo szesnastu, może więcej.- Zobaczył ich w niebieskawej poświacie przed wschodem słońca, jak przemykali się od drzewa do drzewa, myśląc, że są niewidoczni.Usłyszał pisk kół: ciągnęli ze sobą ciężki karabin maszynowy.- I co zrobimy? - W głosie Franka słychać było panikę.- Musimy się wynosić, kiedy jeszcze można!Wiktor popatrzył na płonące ognisko i powoli skinął głową.- Dobrze - powiedział.- Pójdziemy.- Pójdziemy? - zapytał Michaił.- Dokąd? To jest nasz dom!- Zapomnij o tym! - rzekł Franko.- Nie będziemy mieli żadnych szans, jeżeli nas tutaj złapią.- On ma rację - zgodził się Wiktor.- Ukryjemy się w lesie.Może będziemy mogli wrócić, kiedy żołnierze się wyniosą.- Słychać było w jego głosie, że wcale w to nie wierzy.Gdyby żołnierze znaleźli ich schronienie, to mogliby sami się tam wpro­wadzić, żeby się ukryć przed pierwszymi śnieżycami.Wiktor podniósł się.- Nie możemy tu już zostać.Franko nie wahał się.Odrzucił kij i od razu na skórze zaczęły mu się pokazywać szare włosy.Po minucie stał już na trzech łapach.Michaił poszedłby w jego ślady, ale Petyr nadal był w ludzkiej postaci, więc Aleksa też nie mogła się przemienić.Postanowił zatem zostać w ludzkiej postaci.Twarz Wiktora i czaszka zaczęły się przemieniać.Zrzucił pelerynę i gładkie białe włosy zaczęły występować mu na piersiach, ramionach i plecach.Franko już wchodził po schodach.Michaił chwycił rękę Aleksy i pociągnął ją razem z dzieckiem za sobą.Wiktor, całkiem już przemieniony, prowadził.Szli za nim przez kręte korytarze, mijając wysokie łukowate okna, przez które wdzierały się konary drzew i za którymi malowało się nagle jaśniejące poranne niebo.Nie pojaśniało jednak od słońca, które nadal znaczyło się tylko czerwoną smugą nad horyzontem, ale od błyszczącej, syczącej kuli białego ognia, która wzniosła się nad lasem i opadała, oblewając wszystko jaskrawym, mie­niącym się światłem.Ognista kula wylądowała na dziedzińcu pałacu, a dwie kolejne wzleciały nad las i spadły śladem pierw­szej.Czwarta rozbiła resztkę witraża w jednym z okien i wdarła się do wnętrza pałacu, pryskając ogniem i błyszcząc jak minia­turowe słońce.Wiktor szczeknął na pozostałych, nie pozwalając im się za­trzymywać.Michaił uniósł rękę, żeby osłonić oczy przed ośle­piającym blaskiem, drugą ręką obejmując Aleksę.Franko biegł na trzech łapach tuż za Wiktorem.Na zewnątrz ciemność prze­istoczyła się w sztuczną, zimną jasność.Podążając przez kory­tarze na swych niezdarnych ludzkich nogach, Michaił miał wra­żenie, że śni.Jaskrawe światło rzucało groteskowe, zniekształ­cone cienie na ściany, stapiając w nowe kształty cienie ludzi i wilków.Ogarniające Michaiła poczucie nierzeczywistości nie opuściło go nawet wtedy, kiedy żołnierz - pozbawiony twarzy kształt -ukazał się przed nimi w korytarzu, uniósł karabin i oddał strzał.Wiktor już rzucał się na niego, ale jęknął nagle i Michaił zro­zumiał, że kula dosięgła celu.Wiktor przewrócił żołnierza swą masą i uciszył jego krzyk, rozrywając mu gardło jednym szarp­nięciem.- Tu są! Tu są! - krzyknął kolejny wojskowy.- Jest tu ich z dziesięć!Żołnierskie buty załomotały po kamiennych posadzkach.Wy­palił drugi karabin i kula, krzesząc iskry, uderzyła w ścianę tuż nad głową Franka.Wiktor okręcił się, zderzając się z Frankiem, żeby ich zawrócić.W korytarzu przed sobą Michaił dostrzegł ośmiu czy dziewięciu żołnierzy.Ucieczka tą drogą była niemoż­liwa.Wiktor szczekał szorstkim z bólu głosem, żołnierze krzy­czeli, a Petyr zawodził w ramionach Aleksy.Rozległy się jeszcze dwa strzały i obydwie kule odbiły się rykoszetem od ścian.Michaił odwrócił się i rzucił biegiem przed siebie, pociągając Aleksę.Wybiegł zza zakrętu korytarza i zatrzymał się, stając twarzą w twarz z trzema żołnierzami.Zamarli bez ruchu, zaskoczeni widokiem człowieka.Jednak pierwszy żołnierz otrząsnął się i wycelował lufę karabinu w pierś Michaiła.Michaił usłyszał swoje własne warczenie.Wyrzucił przed sie­bie błyskawicznie rękę, chwycił za lufę karabinu i uniósł ją, zanim karabin wypalił.Poczuł gorące muśnięcie kuli ocierającej się o jego ramię.Wyrzucił przed siebie drugą rękę i dopiero gdy zatopił zakrzywione szpony w oczach żołnierza, zauważył, że jego dłoń się przemieniła.To był cud dominacji ducha nad ciałem.Wydrapał żołnie­rzowi oczy, a ten z krzykiem cofnął się do swoich kolegów.Drugi uciekł wołając o pomoc, ale trzeci w panice, nie celując, zaczął strzelać z karabinu.Kule odbijały się od ścian i skle­pienia.Jakiś kształt o trzech łapach przeleciał koło Michaiła i zarył głową w brzuch żołnierza.Mężczyzna usiłował obronić się przed Frankiem, ale ten miał uszkodzone tylko łapy, nie zęby.Rozerwał żołnierzowi twarz i chwycił go za gardło.Michaił klęczał, wyginając ciało.Strząsnął z siebie pelerynę i pod­dał się przemianie.Błysnął metal.Żołnierz zamachnął się i wbił nóż w kark Fran­ka.Wilk zadygotał, ale nie rozluźnił uścisku na gardle żołnie­rza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •