[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.TuÝ obok wyskakiwa" przed nieduÝà kurtyn´ rudow"osy Kacperek koniecznie w trawiastozielonym, spiczastym kapelusiku i trzykrot-nie upewnia" si´ obecnoÊci licznie juÝ st"oczonej i wyczekujàcej kolej-nego, kukie"kowego przedstawienia dzieciarni:1 Seid ihr alle da?-------1Seid ihr alle da? - (niem.) Czy juÝ wszystkie jesteÊcie?- 70 - Ja-a-a!!! wrzeszcza"y zgodnie dzieci i dopiero po odprawieniu te-go nieodzownego, wst´pnego ceremonia"u sztuka mog"a si´ rozpo-czàç.Nad tym g´stym, zwartym, ledwo si´ poruszaç mogàcym i tumanysuchego kurzu wzbijajàcym t"umem jaÊnia"o najcz´Êciej wysokie, czy-ste, bardzo niebieskie niebo sierpniowe.I szybowa"y ku niemu przyakompaniamencie wrzasków i wizgów niepocieszonych dzieci czer-wone, zielone, Ýó"te i jakie tylko jeszcze baloniki, których ca"e p´kisprzedawano przy wszystkich wyjÊciach na plac.Gdy ko’czy" si´ Domnik, przez pewien czas kràÝy"y jeszcze po mie-Êcie jego odpryski: kataryniarze ze smutnymi, nieco schorowanymiz racji zbyt dla nich zimnej pogody ma"peczkami lub kolorowà papu-gà, umiej´tnie i za drobnà tylko op"atà wyciàgajàcà z tekturowego pu-de"ka wróÝebny los, w którym ca"a przysz"oÊç zg"aszajàcej si´ osobyzawarta by"a w paru linijkach czarnego druku.Pojawiali si´ domo-kràÝcy, zachwalajàcy juÝ nie tylko maÊci i mikstury, ale sznurowad"a,nici, grzebyki, lusterka i wszystko, co mog"o zapewniç im najdrobniej-szy choçby zarobek na nadchodzàcà srogà, d"ugà i ci´Ýkà zim´.Domo-roÊli Êpiewacy (i Êpiewaczki), grajkowie o piskliwie rozstrojonych in-strumentach (zdarza"y si´ duety, tercety, z rzadka nawet i kwartet) za-ludniali szare, wàskie podwórzowe studnie, a wyst´py ich w zaleÝ-noÊci od oceny s"uchaczy nagradzano zakr´conymi starannie w ka-wa"ek gazety groszakami, które spada"y na bruk z uchylonych okienczynszówek.Muzyczne popisy by"y rozmaite, od dziarskich marszówpo taneczne melodie, Êpiewano natomiast tylko i wy"àcznie o mi"oÊci,przy czym zasadniczy schemat nigdy nie ulega" zmianie: Pojawia" si´tajemniczy (czasem troch´ podejrzanego autoramentu) on rozkochi-wa" niewinne dziewcz´, po czym odchodzi" w nieodgadnionà dal, zo-stawiajàc jà z sercem z"amanym, podeptanym i gorzko rozÝalonym,a dobrze jeszcze, jeÊli nie z bardzo wrzaskliwà tego romansu pamiàt-kà; akuratnie jak w Ýyciu, przyÊwiadcza"y kuchty, praczki, pomy-waczki i podr´czne od krawcowej, sup"ajàc dla artystów swoje ci´Ýkozapracowane fenigi.Gimnastyczne pokazy na malutkich, wytartych dywanikach b"yska-wicznie rozk"adanych na ziemi i równie szybko zwijanych, gdy tylkozamajaczy" w bramie trawiasty mundur policjanta, zdarza"y si´ rza-dziej.Dokonywa"y ich przewaÝnie niedorostki lub ca"kiem nawet ma-"e dzieci (najcz´Êciej dziewczynki), chodzàc na r´kach, stajàc na g"o-wie, wykonujàc w szale’czym tempie misterne gwiazdy, przerzutkii szpagaty, choç sypiàce si´ z okien datki zbierali asystujàcy im doroÊli.- 71 -Póêniej kiedy dnie stawa"y si´ juÝ coraz krótsze, bardziej szare,mgliste i dÝdÝyste pojawiali si´ zwykli Ýebracy i najcz´Êciej niez tych, co to po bramach wyciàgali r´k´.Bieda gryz"a, doskwiera"obezrobocie, stawali wi´c na podwórkach niekiedy nawet m"odzi, wy-chudzeni, bladzi, z kawa"kiem tektury w r´ku, opatrzonej napisem: Úebraç si´ wstydz´ pracy nie mam albo Bez pracy êle g"odowaçgorzej.Maskowali swe zawstydzenie Ýa"osnymi próbkami Êpiewu al-bo wprost pukali kolejno do kaÝdych drzwi i najcz´Êciej niech´tnieprzyjmowali kromk´ chleba ze smalcem czy misk´ zupy zamiast pie-ni´Ýnego datku.Goràcà zup´, kawa"ek chleba czy kubek zboÝowejoczywiÊcie kawy, nawet nockà zapewnia"y im schroniska lub towa-rzystwa dobroczynnoÊci, choç teÝ nie by"o ich zbyt wiele i jeszczemniej mia"y na te doraêne akcje funduszy.Ale jak tu wystawaç godzi-nami w kolejce po stempelek, czyli kolejnà adnotacj´ o mizernym (ni-gdy do nast´pnego niewystarczajàcym!) zasi"ku dla bezrobotnych i niesztachnàç si´ na tym zimnie chociaÝ jednym (na sztuki teÝ sprzedawa-nym) papierosem? Jak tu z kumplem nie wejÊç choç na jedno piwo donaroÝnej knajpy, by obeschnàç po deszczu i wspólnie nauràgaç napod"y los?Wymizerowane, wyniszczone kobiety chy"kiem wynosi"y z domuco lepsze p"aszcze, obrusy, poduszki, zmierzajàc z nimi do jakÝe licz-nych w owym czasie lombardów (Pfandhaus, Leihhaus odczytaç by-"o moÝna na kaÝdej niemal ulicy) a ubogich tych zastawów najcz´-Êciej nie moÝna juÝ by"o wykupiç co gorsza ma"o nast´pnych do-starczyç.A gazety codzienne p´ka"y od og"osze’: Licytacja licytacjaprzymusowa: bielizna sto"owa i poÊcielowa, firanki, zas"ony, zegaryi zegarki, obràczki, odzieÝ uÝywana, lampy, meble.Dzieci tego jeszcze nie rozumiejà, dzieci nie widzà, nie wiedzà.Bzdury! Dzieciom w"aÊnie najgorzej.Widzà wszystko, wiedzà wi´cejznacznie niÝ umiejà nieporadnym jeszcze s"owem wypowiedzieç(a ileÝ jeszcze zatajajà ze strachu), rozumiejà wczeÊniej niÝby to na-wet dla samych siebie okreÊliç umia"y, Ýe dzieje si´ êle i coraz gorzej.W domu jest jazgot i wrzask albo ci´Ýkie, g"uche milczenie a na po-dwórku teÝ nie lepiej, skoro tuÝ obok Heinz czy Truda pa"aszujà gru-be kromki posmarowane apetycznà leberkà, czyli wàtrobiankà, i moÝ-na si´ im tylko przyglàdaç ze êle tajonà zazdroÊcià, której do wtóruw"asne puste kiszki marsza grajà.Co starsze radzà sobie jakoÊ: od-noszà (i przynoszà) zlecone prania, wyszywajà chusteczki lub serwet-ki, sprzedajà gazety czy pokàtnie robione papierosy.Ale umys" dziec-- 72 -ka to jeszcze mens momentanea1 nigdy póêniej juÝ nieosiàgalna chwieje si´ przez chwil´ jak waÝka nad najciemniejszymi sprawami,a juÝ za moment odrywa si´ od nich, odfruwa ku weselszym, choçulotnym i b"ahym.A jesie’ to równie sposobna ku temu pora jak kaÝ-da inna.Tym bardziej Ýe czas najwyÝszy robiç latawce, Drachen, czy-li smoki, jak si´ tu w MieÊcie nazywajà
[ Pobierz całość w formacie PDF ]