[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle podjąłem decyzję:- Chce się pani przekonać, że jestem naprawdę romantyczny? Otóż niech pani wie, że nie umówiłem się ani na randkę, ani na spacer przy księżycu.Na skraju lasu, w miejscu gdzie kończy się pas starych umocnień obronnych, co wieczór przyjeżdża tajemnicze czarne auto.Chcę dowiedzieć się, po co ten ktoś tam przyjeżdża.Proponuję pani wspólną wyprawę na spotkanie z tajemniczym osobnikiem.- Wspaniale! - pisnęła Zaliczka.- Tajemnicze czarne auto.Nareszcie jakaś sensacja!Piszczała tak głośno, że z namiotu wybiegła Teresa i podejrzliwie na nas spojrzała.Zaraz zresztą powróciła do gry w karty, a ja doznalem wyrzutów sumienia, że do tej pory nie odwiozłem dziewczyny do ciotki w Ciechocinku.Wziąłem Zaliczkę pod rękę i udając, że idę z nią na wieczorny spacerek, wolniutko poprowadziłem ją do lasu.- Czy nie sądzi pan, że należałoby o tym samochodzie powiadomić pana Karola? - spytała Zaliczka.- Pana Karola?- Przecież pan Karol to detektyw.- Co też pani wygaduje? Nie ma już na świecie żadnych detektywów - powiedziałem ze złością, bo naiwność Zaliczki poczęła mnie irytować.- Jutro albo pojutrze z pewnością pozna pani rzeczywistego oficera śledczego z milicji i wtedy nareszcie przekona slę pani, jak się zachowują i jak postępują ludzie zajmujący się śledztwem.- Naprawdę? Zjawi się u nas oficer śledczy? Przyjedzie do nas w związku ze sprawą zaginionych zbiorów dziedzica Dunina?- Nie, proszę pani.On przyjedzie w związku z dokonanym tu zabójstwem.- Jezus Maria! - pisnęła Zaliczka.- Pan sobie ze mnie żartuje.Pan chce mnie nastraszyćr żebym nie poszła z panem do lasu.Pomyślałem, że za dużo jej powiedziałem.Zaliczka jest gadatliwa i rozpowie o przyjeździe oficera śledczego.- No tak, żartuję - machnąłem ręką.Zaliczka rzekła:- Zauważyłam, że pan bardzo nie lubi pana Karola.- Owszemr nie darzę go sympatią.- Pan go nie lubi dlatego, że pan Karol jest detektywem, który chce odnaleźć zaginione zbiory dziedzica Dunina.Pan zaś także przyjechał w tym celu, tylko że pan jest detektywem-amatorem, który te zbiory pragnie odnaleźć dla siebie.Znowu machnąłem ręką.Dałem spokój dalszej rozmowie na ten temat.Znaleźliśmy się już na rozstaju z krzyżem.Czekał tutaj Wilhelm Tell wraz ze swoją gromadką.Zauważyłem, że niechętnym okiem spojrrzeli nu Zaliczkę.Lubili słuchać, gdy mówiła o antropologii, ale nie bardzo chyba wierzyli w jej umiejętność „podchodzenia przeciwnika”, a przecież oczekiwało nas właśnie takie zadanie.Sokole Oko stanął na czele grupki i gęsiego poprowadził nas w las wąską ścieżką, ledwo zaznaczoną na ziemi zasypanej igliwiem i porośniętej mchami.Tu rósł jeszcze starodrzew, dopiero dalej był zagajnik, głęboki rów, a potem stare bunkry.Gdzieś za bunkrami znajdować się miał maliniak, a za maliniakiem droga, którą przyjeżdżał czarny samochód.Zrobiło się prawie zupełnie ciemno.Każdy z nas widział tylko plecy idącego przed nim.Sokole Oko miał jednak chyba bardzo bystry wzrok, skoro nieomylnie doprowadził nas do kładki przerzuconej nad rowem przeciwczołgowym.Pomaszerowaliśmy brzegiem rowu.Było tu widniej, bo dokoła rósł młody zagajnik i korony drzew nie zasłaniały nieba.A poza tym uczyniło się jaśniej, zaczął wschodzić księżyc.Dotychczas wędrowaliśmy w zupełnym milczeniu, teraz zaczęły się ciche rozmowy.- Zapewne kiedyś - zagadnąłem Tella, który i na tę wyprawę zabrał z sobą swoją kuszę - zostaniesz słynnym sportowcem-łucznikiem, prawda?- Nie.Chcę być lekarzem, tak jak mój ojciec.Ale oczywiście nie przestanę interesować się łucznictwem.- A ja będę antropologiem - wtrącił Borówka.- Ty ciągle zmieniasz zdanie - zaśmiał się Sokole Oko.- Gdy jechaliśmy na obóz harcerski, mówiłeś, że będziesz poszukiwaczem przygód.- Będę antropologiem.Tak jak pani Zaliczka - powtórzył Borówka.- Nie nazywam się Zaliczka - rozzłościła się dziewczyna.- Mam imię i nazwisko, jak każdy z was.- A ja myślałem, że Zaliczka to jest właśnie nazwisko - naiwnie zawołał Borówka.Buchnął głośny śmiech i odbił się echem po lesie.Natychmiast zasłoniliśmy sobie usta, bo wydało nam się, że zachowujemy się zbyt głośno.- Na razie nie ma chyba potrzeby aż tak bardzo ukrywać naszej obecności w lesie - rzekł Wilhelm Tell.- Ten pan w czarnym samochodzie zapewne jeszcze nie nadjechał.- A kłusownicy? - przypomniałem.- Milicjanci dwie noce czatowali na kłusowników koło pozostawionych przez nich potrzasków.Kłusownlcy jednak nie zjawili się, zapewne ktoś ich spłoszył albo doniósł im o zasadzce.Borówka próbował przypochlebić się Zaliczce, która ciągle wydawała się obrażona za swoje przezwisko.Powiedział:Jeśli zostanę antropologiem, to tylko dzięki pani.Bo pani tak pięknie opowiada o tej nauce.- O tak - przyświadczył Sokole Oko.- Ale najważniejszego to pani nam nie powiedziała.Dlaczego ludzie mają różny kolor skóry, dlaczego i jak powstały te rasy ludzkie.Zaliczka została udobruchana.- Przyjdźcie do naszego obozu jutro po południu, to wam odpowiem na to pytanie - obiecała.- Teraz.Niech pani nam powie teraz, zaraz - zaproponował Borówka.Alo oto zawędrowaliśmy już do maliniaka, gdzie łakomczuch Palka co wieczór przychodził objadać się malinami.Należało dokładnie zbadać cały teren, aby znaleźć odpowiednią kryjówkę, z której można byłoby obserwować przyjazd czarnego samochodu.- Jak będzie lepiej? - spytał mnie Tell
[ Pobierz całość w formacie PDF ]