[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W swobodnej pozie, po raz pierwszy bardziej podobny do człowieka niż do zwierzęcia, łykał gładko resztę perory Baldiniego i wiedział, że dopiąwszy swego ma już tego człowieka w ręku.Podczas gdy Baldini rozstawiał jeszcze na stole świece, Grenouille wśliznął się już w ciemny kąt warsztatu, gdzie stały półki z cennymi esencjami, olejkami oraz tynkturami, i kierując się niezawodnymi wskazaniami swego nosa, wyciągnął potrzebne flaszeczki.Było ich dziewięć: esencja kwiatu pomarańczy, olejek lunetowy, olejek goździkowy, olejek różany, ekstrakt jaśminu, bergamotki i rozmarynu, tynktura piżmowa i balsam styraksowy - wybrał je szybko i ustawił na brzeżku stołu.Na koniec wziął jeszcze balon z wysokoprocentowym alkoholem.Potem stanął za Baldinim, który wciąż jeszcze z pedantyczną dokładnością rozstawiał swoje przyrządy, jedno przesuwał w tę stronę, drugie w tamtą, aby wszystko stało we właściwym porządku, tak jak zawsze, oraz było jak najlepiej oświetlone - i czekał, drżąc z niecierpliwości, aż stary odsunie się i zrobi mu miejsce.- Tak! - rzekł wreszcie Baldini i odsunął się na bok.Oto masz tu wszystko, czego ci trzeba do tego - nazwijmy to uprzejmie – „eksperymentu”.Nie stłucz mi tylko niczego, niczego nie rozlej! Bo pamiętaj: równie cennych i rzadkich substancji jak te, którymi wolno będzie ci się przez pięć minut bawić, nigdy w życiu w tak skoncentrowanej formie nie dostaniesz do ręki!- Ile mam tego zrobić, mistrzu? - spytał Grenouille.- Czego zrobić? - spytał Baldini, który nie doszedł jeszcze do końca swej przemowy.- Tych perfum - wychrypiał Grenouille.- Ile tego ma być? Cała ta butla? - i wskazał na kolbę, mogącą swobodnie pomieścić trzy litry.- Nie, skąd! - krzyknął Baldini; krzyczał w nim głęboko zakorzeniony i zarazem żywiołowy strach przed trwonieniem własnego majątku.- I nie przerywaj mi! dorzucił zaraz, jak gdyby zawstydził się tego zdradzieckiego wybuchu, a potem ciągnął dalej spokojniejszym, lekko ironicznym tonem: - Po co nam trzy litry perfum, których żaden z nas nie ceni? Na dobrą sprawę wystarczy pół menzurki.Że jednak tak niewielkie ilości trudno jest precyzyjnie zmieszać, pozwalam ci zrobić jedną trzecią kolby.- Dobra - rzekł Grenouille - wypełnię tę butlę w jednej trzeciej „Amorem i psyche”.Ale, mistrzu Baldini, zrobię to po swojemu.Nie wiem, czy tak się robi w cechu, bo się na tym nie znam, ale zrobię to po swojemu.- Proszę bardzo! - rzekł Baldini, bo wiedział, że w tych sprawach nie ma twojego ani mojego sposobu, tylko jeden jedyny możliwy i właściwy sposób, polegający na tym, że znając formułę i w odpowiednim przeliczeniu na ilość, jaką zamierzało się wyprodukować, sporządza się najdokładniej wymierzony koncentrat rozmaitych esencji, a następnie subtylizuje alkoholem, znowu w określonej proporcji, która przeważnie waha się między jeden do dziesięciu a jeden do dwudziestu, co daje nam właściwe perfumy.Baldini wiedział, że innego sposobu nie ma.I dlatego to, co miał ujrzeć i czemu przyglądał się zrazu z kpiącym dystansem, potem z oszołomieniem, a wreszcie już tylko z bezradnym podziwem, wydało mu się istnym cudem.I scena ta wryła mu się w pamięć tak, że nie zapomniał jej do końca swoich dni.15Pokurcz Grenouille odkorkował najpierw gąsior z alkoholem.Miał trudności z dźwignięciem naczynia w górę.Musiał je podnieść niemal na wysokość głowy, bo na tym poziomie znajdował się otwór butli z nasadzonym lejkiem, do którego chlusnął alkohol prosto z gąsiora, bez pomocy menzurki.Baldiniego przeszły ciarki w obliczu tej zmasowanej nieudolności: nie dość, że facet wywraca do góry nogami perfumeryjny porządek świata, bo zaczyna od substancji rozcieńczającej, nie mając jeszcze gotowego koncentratu, który należało rozcieńczyć, ale w dodatku jest do tego fizycznie niezdolny! Drżał z wysiłku, i Baldini w każdej chwili liczył się z tym, że ciężki balon z hukiem wypadnie mu z rąk i zdruzgocze wszystko, co znajduje się na stole.Świece pomyślał - na miłość Boską, świece, dom mi się zapali.! I już chciał się rzucić naprzód, aby wyrwać gąsior z rąk tego szaleńca, gdy Grenouille sam go odstawił, umieścił bez szwanku na podłodze i z powrotem zakorkował.W butli kołysała się lekka, przejrzysta ciecz - ani kropla nie ściekła poza naczynie.Grenouille sapał przez chwilę z miną tak zadowoloną, jak gdyby miał już za sobą najtrudniejszą część roboty.I faktycznie, reszta dokonała się z szybkością tak piorunującą, że Baldini ledwo nadążał wzrokiem, w żadnym już razie nie mógł wychwycić kolejności czy w ogóle jakiejś systematycznej zasady rządzącej biegiem wydarzeń.Grenouille pozornie na chybił trafił sięgał do stojących rzędem flakonów z aromatycznymi esencjami, wyrywał szklany korek, przez sekundę wąchał zawartość, wytrząsnął do otworu lejka kilka kropli z jednej flaszeczki, nalał trochę z drugiej, chlusnął z trzeciej i tak dalej.Pipetki, probówki, menzurki, łyżeczki i mieszadełka wszystkich tych przyborów, które pozwalają perfumiarzowi radzić sobie ze skomplikowanym procesem mieszania, nawet nie tknął.Zdawało się, że Grenouille bawi się, dorzuca to tego, to tamtego, jak dziecko, które z wody, zielska i błota pichci obrzydliwą breję i twierdzi, że to zupa.Tak, zupełnie jak dziecko, pomyślał Baldini; zresztą wygląda także jak dziecko, mimo zgrubiałych rąk, mimo dziobatej, pokrytej bliznami twarzy i bulwiastego nosa starca.Wziąłem go za starszego niż jest, teraz zaś wydaje mi się młodszy, jak gdyby miał trzy-cztery latka; jak te niedostępne, niepojęte, uparte istoty przedludzkie, które, na pozór niewinne, myślą tylko o sobie, które chcą sobie despotycznie podporządkować cały świat i zrobiłyby to, gdyby nie położyć tamy ich manii wielkości, najsurowszymi środkami wychowawczymi nie narzucić im dyscypliny i nie doprowadzić do stanu uładzonej egzystencji pełnowartościowych ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]