[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem nic z konkursu tańca — żolądek nawa-la.— Przyrządzę ci Ubik! Ubik natychmiast postawicię z powrotem na nogi.Użyty zgodnie z instrukcjąUbik przynosi ulgę glowie i żolądkowi.Pamiętaj:przygotowanie Ubika jest kwestią sekund.Unikaćdlitgotrwalego dawkowania.VPodczas dłużących się dni przymusowej, nie-naturalnej bezczynności antytelepatka Tippy Jackson spała za-zwyczaj do południa.Umieszczona w jej mózgu elektrodanieustannie działała jako stymulant snu typu EREM, przyktórym następują bardzo szybkie ruchy źrenic.Leżąc w łóżkuowinięta perkalowym prześcieradłem miała więc dokładnie wy-pełniony czas.W tym momencie jej sztucznie wywołany sen skupiony byłwokół osoby tajemniczego pracownika Hollisa, obdarzonegokolosalnymi zdolnościami psi.Wszyscy inercjałowie znajdującysię w granicach systemu słonecznego kolejno zrezygnowali albookazali się bezradni.Drogą eliminacji zadanie zneutralizowaniapola wytwarzanego przez tę nadzwyczajną istotę przypadłow udziale właśnie jej.— Nie mogę normalnie funkcjonować, kiedy znajdujesz sięw pobliżu — poinformował ją mgliście widoczny rywal.Miałdziki, pełen nienawiści wyraz twarzy, który nadawał mu wyglądobłąkanej wiewiórki.— Być może błędnie sądzisz, że masz nieograniczone możliwo-ści.Zbudowałeś wątpliwą koncepcję swej osobowości, opierającsię na elementach podświadomych, na które nie masz wpływu.Dlatego czujesz się przeze mnie zagrożony — odpowiedziałaTippy w swoim śnie.— Czy nie jesteś pracownikiem jakiejś instytucji zapobiegaw-czej? — spytał telepata Hollisa nerwowo rozglądając się wokółsiebie.— Jeżeli twoje zdolności są tak ogromne, jak twierdzisz —odparła Tippy — możesz przekonać się o tym czytając z moichmyśli.— Nie mogę czytać w niczyich myślach — powiedział telepa-ta.— Moje zdolności wyczerpały się.Chcę, byś porozmawiałaz mym bratem Billem.Hej, Bili, pogadaj z tą damą.Jak ona cisię podoba?— Podoba mi się, ponieważ jestem jasnowidzem i ona nie mana mnie wpływu — powiedział Bili, który wyglądał mniej więcejtak samo jak jego brat telepata.Przestępując z nogi na nogę,uśmiechnął się, odsłaniając duże, białe zęby stępione jak łopaty.—“Odarty z ludzkich kształtów przez chytrą naturę, pozbawionyrozsądnych proporcji" — przerwał marszcząc czoło.— Jak byłodalej, Matt?— “Ja, niedorobiony, wysłany przed moim czasem w ten światdyszących, zaledwie skończony w połowie" — powiedział Matt,telepata o wyglądzie wiewiórki, drapiąc się z namysłem.— Ach, tak — kiwnąŁ głową jasnowidz Bili.— Pamiętam:“A tak pokracznie, koślawo, niemodnie, że na mój widok psywyją, gdy stanę." — To z Ryszarda III* — wyjaśnił Tippy.Obajbracia wykrzywili się w uśmiechu.Nawet ich siekacze byłystępione, jak gdyby odżywiali się surowymi nasionami.— Co to oznacza? — spytała Tippy.— Oznacza to — powiedzieli chórem Bili i Matt — że mamyzamiar cię wykończyć.W tym momencie obudził ją dzwonek wideofonu.Zaspana powlokła się w jego kierunku; wydawało się jej, żewidzi unoszące się wokół kolorowe pęcherzyki.— Halo — powiedziała podnosząc słuchawkę.— Boże, jak jużpóźno — pomyślała, spojrzawszy na zegarek.— Zamieniam sięw roślinę.Na ekranie pojawiła się twarz Glena Runcitera.— Dzień dobry, panie Runciter — powiedziała, usuwając sięz pola widzenia kamery wideofonu.— Czy znalazło się dla mniejakieś zajęcie?— Cieszę się, że panią zastałem, pani Jackson — powiedziałRunciter.— Kompletujemy właśnie wspólnie z Joe Chipem grupęoperacyjną, złożoną z jedenastu osób, które musimy wybrać.Chodzi o wykonanie bardzo poważnego zadania.Przejrzeliśmywyniki dotychczasowej działalności wszystkich pracowników i Joetwierdzi, że pani przeszłość wygląda zadowalająco, a ja skłonnyjestem przyznać mu racje.Ile potrzebuje pani czasu na przyjazddo biura? — W jego głosie usłyszeć można było odpowiedniądozę optymizmu, ale widoczna na małym ekranie twarz miałaprzygnębiony i zatroskany wyraz.— Czy w związku z tym będę musiała wyjechać.— zaczęłaTippy.— Owszem, musi pani się spakować.— Tonem nagany ciągnąłdalej: — Nasi pracownicy mają obowiązek zawsze być spakowanii gotowi do drogi; chciałbym, aby zasada ta zawsze była ściśleprzestrzegana, zwłaszcza w takim wypadku jak obecnie, kiedychodzi o czas.— Jestem spakowana.Na dojechanie do Nowego Jorku i zja-wienie się w biurze potrzebuję piętnastu minut.Muszę tylkozostawić kartkę do mojego męża, który jest w pracy.— A więc w porządku.— Runciter wydawał się roztargniony;zapewne odczytywał już ze swojej listy następne nazwisko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]