[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwie kolejne gwiazdki błysnęły w palcach złodziejki.Obie wdarły się w szyję Korzuma i wypuściły z niej fontanny posoki.Chłopak zacharczał.– Miało być tak pięknie – szepnął, wpatrzony gdzieś nad głową Margot.A potem zatrzepotał dłońmi i skonał.– Co to, kurwa, ma być? – zapytał po długiej, długiej chwili Josip Nochal.– Mówiłem, żeby nie dotykać żelaza – rzekł Severin, wstając.– Fakt, mówiłeś – przyznał Otton, a Margot w jego spojrzeniu dostrzegła czystą nienawiść.– Siedem króliczków na łące mieszkało,Lecz braku marchewek nie mogły znieść.Chwilkę nad życiem swym podumały,A potem było ich tylko sześć – powiedział Josip.– Boże, ulituj się nad jego nieczystą duszą i poprowadź przez czyśćcową mękę płomieni ku swej wiekuistej chwale – wyrecytował Małykuśka, padając na kolana.– A żesz, wypierdalaj, ty pojebie! – Otton wyładował gniew na Małymkuśce i kopnął go tak mocno, że stary złodziej odtoczył się pod ścianę.Małykuśka zwinął się pod murem, ale zręcznie sięgnął do cholewy buta po nóż.Gwiazdka znowu błysnęła w dłoni Margot i Małykuśka oberwał prosto między oczy.Upadł, rąbiąc czołem w kamienie tak, że ostrza wbiły się do samego końca.– Sześć króliczków żarło marchewki,Lecz każdy chciał więcej ich mieć.Chwilkę nad życiem swym podumały,A potem było ich tylko pięć – zanucił Josip i zbliżył się do jęczącego Małegokuśki.Chwycił go za włosy i poderżnął mu gardło.Struga czerwieni z rozszarpanych żył trysnęła wokoło.– I została czwórka do podziału – powiedział, podnosząc się i ocierając dłonie z krwi.– Zresztą i tak by z niego nic nie było.Oszczędziłem mu tylko cierpienia.– Piątka – odparła spokojnie Margot.– Trishia jest z nami, nie pamiętasz?– Co żesz.– zaczął Otton, a potem spojrzał na kapłankę, tulącą się do ramienia Margot.– Dobra – dokończył wolniej.– Jest z nami, ale z twojej puli, kotku.– Założymy się? – Margot uśmiechnęła się najbardziej wrednym i najbardziej suczym uśmiechem, na jaki mogła się zdobyć.– Ja nic nie chcę, proszę cię, Mag, ja nic nie chcę – wychlipała kapłanka.– Zamknij się – powiedziała czule Margot i pocałowała ją prosto w mokre usta.– Jeszcze nie weszliśmy go grobowców, a już dwa króliczki wpadły do lisiej nory – mruknął Severin.– Domyślałem się, że tak będzie, ale nie wiedziałem, że zacznie się tak wcześnie.Bądźcie jednak na tyle uprzejmi i nie wpadnijcie na pomysł, aby mnie zabijać przed dojściem do brzegu rzeki.Bo sami, moi drodzy, nigdy nie opuścicie tych lochów.– Och, zamknij się – powtórzyła Margot.– Nikt nikogo nie będzie zabijał.– Taaak? – Severin skrzywił usta.– I kto to mówi, lisiczko? Po jaką cholerę załatwiłaś tego nieszczęsnego cudaka? – Czubkiem buta wskazał nieruchome ciało Małegokuśki.Złodziejka wzruszyła tylko ramionami.Sama nie wiedziała, czemu zareagowała tak nerwowo.Przecież Otton bez trudu wytrąciłby nóż Małemukuśce i, faktycznie, nie trzeba było go zabijać.Lecz z drugiej strony patrząc, i tak miała wymordować ich wszystkich, więc cóż miało za znaczenie, kiedy zaczęła?– Lepiej powiedz nam, jak otworzyć te drzwi – sapnęła z rozdrażnieniem.– No cóż – odparł Severin po chwili.– Otton, Josip, skujcie ściany.Spróbujemy je obruszać.Ale.– Tak, tak, nie dotykajcie żelaza – burknął Otton.– Wiem.I nie zamierzam dotykać niczego poza oskardem.Z zapałem zabrali się za rozwalanie muru, a co dziwne, kamienie zdawały się stawiać mniejszy opór niż łącząca je zaprawa.– Patrzcie, patrzcie – powiedział Severin.– Nikt nie potrafi już dzisiaj zrobić takiej zaprawy, jak dawni murarze.– Zamiast podziwiać, jaka jest twarda, zabrałbyś się do roboty.– Otton obrócił się w stronę szlachcica.Miał spoconą i czerwoną twarz, nie wiadomo, bardziej z wysiłku, czy bardziej z gniewu.– Ani myślę – odparł spokojnie Severin.Czas dłużył im się w nieskończoność, a mur stawiał opór ostrzom oskardów.Coraz częściej Josip i Otton musieli odpoczywać, a w dodatku skończyły im się zapasy wody i nie mieli nawet czym zwilżyć ust.Otton zdjął rękawice i przyjrzał się startym niemal do żywego mięsa wnętrzom dłoni.Potem zacisnął zęby i zabrał się z powrotem do pracy.Tak jak podejrzewał Severin, wrota zostały wzmocnione wpuszczonymi w mur, żelaznymi sztabami, więc musieli skuć kamienie wokół, aby przeszkoda w końcu padła.– Gra-tu-la-cje! – Szlachcic zaklaskał samymi palcami, a Margot zaczęła się zastanawiać, czy aby nie zależy mu na wywołaniu kolejnej bójki.Cóż, po niej zapewne zostałoby jeszcze mniej króliczków.Ale Otton tym razem nie dał się sprowokować.Przez chwilę przypatrywał się leżącym wśród gruzu wrotom, a potem ciężkim krokiem odszedł pod ścianę.Usiadł i oparł się plecami o kamienie.Josip po chwili do niego dołączył i odpoczywali tak przez dłuższy czas.– No, koniec tego dobrego – zarządził w końcu Severin.– Czas zobaczyć, co stąd wyniesiemy.– Ano czas – przytaknął Otton i podniósł się ociężale z miejsca.– Panowie? – Szlachcic zapraszającym gestem wskazał w ciemność za rozbitym murem.– To już należy do ciebie – rzekł Otton.– Idziesz pierwszy, my za tobą.– Niech i tak będzie.– Severin skinął głową, jakby pogodzony z faktem, że jednak zmuszą go, by przekroczył próg.Stawiał ostrożnie kroki, tak by podeszwy butów nie zetknęły się z powalonymi wrotami.Przeskoczył zręcznie na drugą stronę.Widzieli, jak omiata pochodnią wnętrze, a kiedy zawołał, poszli w jego ślady.Najwyraźniej znaleźli się w niewielkiej komnacie grobowej.Kamienny grobowiec stał pod północną ścianą, a nad kamienną płytą wznosił się naturalnej wysokości posąg nagiej kobiety, wyrzeźbiony w lśniącym, białym kamieniu.Kobieta miała pełne piersi, włosy spływające niemal do pasa i przymknięte oczy.Zdawała się drzemać, a jej ciało zostało wyrzeźbione tak precyzyjnie, iż mogło się wydawać, że zaraz z tej drzemki się wybudzi.Mięśnie poruszą się pod jasną skórą, w żyłach zacznie pulsować krew, a powieki się uchylą.Ciekawe, jakiego koloru ma oczy? – zapytała samą siebie Margot.Miała – poprawiła się po chwili.Ale, co wszystkich zaniepokoiło, w komnacie nie było nic poza grobowcem oraz posągiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]