[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczynka biegła pędem, uchylając sięprzed rowerami.Jasnowłosy mężczyzna przez cały czas niemal deptał jej po piętach.Przerażał ją.Przeskoczyła płot i trafiła do jakiegoś ogrodu.Przedarła się przez krzaki.Pantalaimon leciał szybko nad jej głową, krzykiem wskazując jej drogę.W pewnymmomencie dziewczynka przycupnęła za komórką z węglem.Do jej uszu dotarł odgłos krokówblondyna, który przebiegał tuż obok; pędził tak szybko, że nawet nie usłyszała jego sapania. Wróć teraz.wróć na ulicę  powiedział Pantalaimon.Lyra wypełzła z kryjówki i ruszyła po miękkiej trawie, przez bramę opuściła ogród iznalazła się z powrotem na Banbury Road.Znowu uciekała przed pojazdami, słysząc za sobąpisk opon.Pózniej pobiegła w górę wzdłuż ogrodów Norham, cichą uliczką obsadzonądrzewami wzdłuż której stały wysokie, wiktoriańskie kamienice.Zatrzymała się, by złapać oddech.Przed jednym z ogrodów dostrzegła niski murek, a za nim wysoki żywopłot.Usiadła,ukrywając się za ligustrem. Pomogła nam!  odezwał się Pantalaimon. Doktor Malone zagrodziła im drogę.Jest po naszej stronie, nie z nimi. Och, Pan  jęknęła Lyra  nie powinnam nic mówić o Willu.Trzeba byłozachować większą ostrożność. W ogóle nie powinnaś tu przychodzić  rzekł surowym tonem jej dajmon. Wiem.To także.Dziewczynka nie miała jednak czasu, by się tłumaczyć z niemądrego postępku,ponieważ Pantalaimon zatrzepotał przy jej ramieniu, a potem szepnął: Wyjrzyj. Natychmiast ponownie przybrał postać świerszcza i wskoczył dokieszeni swej właścicielki.Lyra wstała, gotowa do ucieczki, a wtedy zobaczyła ogromny, granatowy samochód,który sunął cicho po chodniku tuż obok niej.Już miała pobiec, gdy nagle otworzyło się tylneokno samochodu i pojawiła się w nim znajoma twarz. Lizzie  odezwał się starzec spotkany w muzeum. Jak miło cię znowu zobaczyć.Może cię gdzieś podwiezć?Otworzył drzwiczki i odsunął się, aby zrobić jej miejsce obok.Pantalaimon lekkouszczypnął Lyrę w pierś przez cienką bawełnę, ale dziewczynka wsiadła bez zastanowienia,ściskając kurczowo plecak.Mężczyzna pochylił się i zatrzasnął drzwiczki. Chyba się gdzieś spieszyłaś  stwierdził. Dokąd chcesz jechać? Do Summertown  odparła. Proszę!Kierowca miał czapkę z daszkiem.W samochodzie wszystko było gładkie, miękkie iduże.Od starca bił mocny zapach wody kolońskiej.Pojazd zjechał z chodnika i ruszył niemalbezszelestnie. Więc, co u ciebie słychać, Lizzie?  spytał sta rzec. Dowiedziałaś się czegoświęcej o tych czaszkach? Tak  odparła, wyciągając szyję, by spojrzeć przez tylne okno.Nie dostrzegłajasnowłosego mężczyzny.Najwyrazniej udało jej się uciec! Nigdy jej już nie znajdzie.Byłabezpieczna w wielkim samochodzie, z tym bogatym człowiekiem.Uśmiechnęła się ztriumfem. Ja także trochę popytałem  ciągnął starzec. Pewien mój przyjaciel antropologtwierdzi, że w zbiorach muzeum znajduje się sporo tego typu eksponatów.Niektóre z nich sąnaprawdę bardzo stare.Neandertalskie wiesz.  Tak, słyszałam o tym  mruknęła Lyra, nie mając pojęcia, o czym mówi mężczyzna. A jak tam twój przyjaciel? Jaki przyjaciel?  spytała Lyra.Z niepokojem zastanawiała się, czy powiedziała muo Willu. Przyjaciel, u którego się zatrzymałaś. Ach, tak.To przyjaciółka.Czuje się dobrze, dziękuję. Co robi? Jest archeologiem? Nie, hmm.fizykiem.Bada mroczną materię  odrzekła Lyra, ciągle jeszcze nie wpełni nad sobą panując.W tym świecie wymyślanie kłamstw okazało się trudniejsze, niżsądziła.Męczyła ją pewna myśl  czuła, że skądś zna tego starego człowieka, i to od dawna,nie mogła sobie jednak skojarzyć, gdzie go wcześniej spotkała. Mroczną materię?  spytał. Jakież to fascynujące! Czytałem coś o tym w Timesie dziś rano.Wszechświat jest pełen jakiejś tajemniczej substancji, której natury niktnie zna! A twoja przyjaciółka jest na tropie, prawda? Tak.Wiele o niej wie. Co chciałabyś robić, jak dorośniesz, Lizzie? Zamierzasz również zająć się fizyką? Może  odrzekła. To zależy.Szofer zakasłał cicho i zwolnił. Ach, jesteśmy w Summertown  zauważył starzec. Gdzie cię wysadzić? No.o tam, przy tych sklepach.Stamtąd pójdę piechotą  odpowiedziała Lyra.Dziękuję panu. Skręć w South Paradę i stań po prawej, Allanie  polecił bogacz. Dobrze, proszę pana  odparł szofer.W minutę pózniej samochód zatrzymał się przy bibliotece publicznej.Starzecprzytrzymał otwarte drzwiczki od swojej strony, toteż Lyra, chcąc wysiąść, musiała goominąć.Przesuwała się niezdarnie nad jego kolanami, gdyż nie miała ochoty dotykaćmężczyzny, mimo iż wydawał jej się bardzo miły. Nie zapomnij plecaka  dodał, wręczając jej tobołek. Och, dziękuję  powiedziała. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, Lizzie  powiedział na koniec. Kłaniajsię ode mnie swojej przyjaciółce. Do widzenia  mruknęła.Szła po chodniku, póki samochód nie skręcił za rogiem i dopiero kiedy zniknął,ruszyła ku grabom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •