[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czemuż to ich tak obeszło! Czy którego ja obraził? Czy któremu zrobił szkodę?Dokosiwszy do dziczki, a rośnie ona w środku płoski między końcem a początkiem, zawracam sie do drogi.Widze że czekaj o hurmo.Cóż to, wojna sie szykuje? Ale o co taka wojna? O te sierpy? Czy o kose? Czy o tata? Uczycielko przygaduje, oho, czy kto może nas na forze widział, w lesie? Czegóż mnie sie z nimi kłócić, toż my tutaj same swoje, Domin, Dunaj, Kozak, Michał.Same swoje, dzie tu wrogi? Tato w broźnie siedzo biednie, łeb spuściwszy, a wkoło gromada.Ale nikt sie nie odzywa, tylko patrzo.Ja zaczynam kose ostrzyć, staje do nich jakby bokiem, żeb plecami nie obrazić, a oczami nie chce świecić, boby oczy mnie wyjedli, z tako złościo, nienawłścio patrzo sie że kose ostrze! Nu to ostrze jak najciszej.Ostrze, ostrze.Aż nie moge! Jak nie tupnę! Nu i czego, krzyczę, czego tak sie wyraczyli! Czyż,'cholera, ja któremu'ukrad co?Stoję patrze, złość mno trzęsie.Domin głowo pokiwali: Nie choleruj przy żniwach, paskudnie Kaziuk rugać sie dzisiaj, taki dzień, a tu cholery!Czego wy ode mnie chcecie! Domin dziwio sie niegłośno: co tak krzyczysz? Czy to kosa tak cię męczy?Kosa mnie nie męczy, mówie hardo, koso dużo lżej niż sierpem.Pokiwali Domin głowo i podchodzo do mnie blisko.Słuchaj Kaziuk, zaczynajo, ja twój chrzestny, rajko twój.Może Ziutka też wyraje.Ja coś tobie chce doradzić, dobrze będzie jak posłuchasz: odnieś kose! Zanieś kose do stodoły, przyjdź z sierpamiCo wam moja kosa szkodzi!Ty nam Kaziuk żniwo psujesz!Toż waszego ja nie tykam!Ale żniemy cało wiosko, razem, zgodnie, każdy sierpem.Jak co roku, jak zawsze, jak Bóg przykazał.A ty jeden koso chlastasz!Pambóg nie zakazywał kosy, stryku.Zakazywał czy nie zakazywał, ale przykazywał szanować żyto.A ty do żyta z koso jak do trawy!Kosy w gównie ja nie maczał, kosa też nieobrażliwa.Ale kosa nie do żyta! Koso żyta sie nie kosi!Nu to będzie sie kosiło.Nie, nie możno.Koso, Kaziuk, nie wypada!Ale czemu? Wytłumaczcie, stryku, czemu? Wytłómaczcie, jak uwierzę, to Jejbohu kose rzucę, bede sierpem!Domin ręce rozłożyli: Jakże takie coś tłómaczyć? To każdy wie, od małego!A ja nie wiem, mówie cicho.Nie udawaj ty takiego, co zapomniał czym sie sra! rozłościli sie Domin.Nu weź, popatrz:Grzegorpłoter z świata przyszed i żniwuje po naszemu! A ty? Czyż u Niemców ty chowany? Widze że ich nie przegadam, at, macham ręko, i zaczynam nowy pokos.Już nie słucham co gadajo, tylko ciacham, co robota to robota, lepiej robić niż sie sprzeczać.Ale słysze za plecami, Ziutek wypytuje matkę, czemu żyto mus szanować, a ona opowiada podbierawszy, że kiedyś żyto miało kłosy od czubka do samej ziemi.Aż raz w żniwo jedna matka takim żytem podterła dzieciaka, bo sie zgnoił w pieluszki, a Pambóg zobaczył i zgniewał sie: zabrał żyto.I zostaliby sie ludzie całkiem bez chleba, jakby nie pies i kot: pies hau, kot miau do Pana Boga że głodne, chleba nimajo, i Pambóg ulitował sie i dał im od głodu żyto, ale tylko z jednym kioskiem.Nu a przy nich i my ludzi pożywiamy sie, toż mówi sie że człowiek żyje z psiaczej i kociaczej doli.Chłopiec przestraszył sie: To jak teraz Pambóg zobaczy że my żyto koso kosim, może zno-wuś żyto zabrać i chleba nie będzie?A kto wie, co Pambóg zrobi.Nu to trzeba iść po sierpy, radzi Ziutek przestraszony: niechaj tato już nie koszo!Obracam sie ja i mówie Handzi, żeby nie straszyła chłopca.A ty Ziutek jej nie słuchaj, żyto było, żyto będzie, a to bajka.Ładna bajka ale bajka.Taka jak o złotym koniu, o kó-zytce, konopielce.Ale mnie nie bajki w głowie, tylko żniwo.Kosze.Kosze, coraz dalej, aż do dziczki.A wra-cawszy sie widze, że hurmy już nima: tylko Szymon i Domin siedzo z tatem w broźnie, inne poszli do roboty: widać w zbożu chustki, czapki, nawet słychać i śpiewanie.Nu i dobrze, już po krzyku.Ostrze kose śmiało, głośno, nie boje sie ich patrzenia.Od razu staje do żyta, kosze.Ale stare sie zawzięli, znowuś jęczo za plecami:Żeby on miał z tyłu oko, to by widział co zostawia.Jakie rżysko.Pośmiewisko a nie rżysko!Ha ha, góry i doliny, same ręby! Koń zębami lepiej strzyże.Oczy bolo na to patrzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]