[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem pomyślała, że może Krasus będzie w stanie rzucić przez medalion zaklę­cie, które przynajmniej unieruchomi dziką bestię.Rzucaj, zanim twój przyjaciel straci życie.Falstad! Łowczyni wyskoczyła zza głazów, zaskakując obu strażników.Spojrzała w stronę orka, po czym wycelowała dokładnie i rzuciła medalion w stronę paszczy smoka.Smok wystrzelił do przodu i równie gładko schwycił zęba­mi talizman.Vereesa zaklęła.Krasus z pewnością tego nie oczekiwał.Wówczas jednak zdarzyła się dziwna rzecz, która sprawiła, że cała trójka wojowników zatrzymała się na chwilę.Lewiatan nie połknął medalionu ani nie odrzucił go na bok, lecz stanął bez ruchu, przechyliwszy głowę.Jego pysk wypełniła czerwo­na aura, która jednak nie wydawała się szkodzić smokowi.Ku zdziwieniu wszystkich, behemot usiadł.Niezbyt z tego zadowolony ork wykrzyknął rozkaz.Smok jednak zdawał się go nie słyszeć, wyglądał tak, jakby wsłu­chiwał się w jakiś odległy głos.- Twój pies znalazł sobie zabawkę, orku! - wyśmiewał się Falstad.- Wygląda na to, że przynajmniej raz będziesz mu­siał sam walczyć!W odpowiedzi wojownik pchnął pochodnią, niemal pod­palając brodę krasnoluda.Przeklinając głośno, Falstad zabrał się za robotę swoim młotem burzy, prawie miażdżąc wycią­gniętą rękę orka.To z kolei pozwoliło strażnikowi na pchnię­cie mieczem.Vereesa nie mogła się zdecydować.Chciała pomóc Falstadowi, jednak bała się, że w każdej chwili smok może nagle wyjść z transu i wspomóc swojego opiekuna.Gdyby to się zdarzyło, ktoś musiał być gotów, by stawić czoła bestii.Krasnolud i jego przeciwnik wymieniali ciosy, miecz i pochodnia równo odpowiadały młotowi burzy.Ork pró­bował zmusić Falstada do wycofania się, niewątpliwie mając nadzieję, że jego przeciwnik wywróci się na nierów­nym gruncie.Elfka rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na smoka.Wciąż miał przechyloną głowę.Oczy były otwarte, ale wydawały się wpatrywać w coś bardzo odległego.Zbierając się w sobie, Vereesa odwróciła się od lewiatana i ruszyła na pomoc Falstadowi.Jeśli smok ich zaatakuje, niech tak będzie.Nie chciała ryzykować, że jej towarzysz zginie.Ork wyczuł, że się zbliża, gdyż kiedy pchnęła mieczem w jego stronę, zamachnął się pochodnią.Vereesa odetchnęła ciężko, gdy płomienie o cale minęły jej twarz.i Jej przybycie zmusiło strażnika do walki na dwa fronty i dla­tego próba spalenia jej sprawiła, że się odsłonił.Falstad nie potrzebował zachęty, żeby to wykorzystać.Młot opadł.Gardłowy krzyk orka niemal zagłuszył odgłos pękającej kości.Miecz wypadł z drżącej ręki wojownika.Młot zmiażdżył ramię w łokciu, przez co stało się bezużyteczne.Napędzany bólem i wściekłością, okaleczony strażnik we­pchnął pochodnię w pierś krasnoluda.Krasnolud cofnął się o krok do przodu, próbując ugasić płomyki na brodzie i torsie.Jego przeciwnik próbował zaatakować, ale przeszkodziła mu elfka.- Mały elfik! - prychnął.- Ciebie też spalę!Zasięg jego długiego ramienia wraz z pochodnią znacznie przewyższał jej.Vereesa dwa razy robiła uniki, kiedy ją ata­kował.Musiała to zakończyć szybko, zanim uda mu się wykorzystać chwilę, gdy ona się zdekoncentruje.Gdy po raz kolejny zamachnął się na nią, zaatakowała nie jego, lecz pochodnię.Oznaczało to, że musiała pozwolić pło­mieniom zbliżyć się do niej na niebezpiecznie małą odległość.Zwierzęcą twarz orka wypełniło oczekiwanie.Czubek jej miecza wbił się w drewno, wyrywając pochod­nię z palców zaskoczonego strażnika.Vereesa nie spodzie­wała się tak wielkiego sukcesu.Natychmiast rzuciła się do przodu, wraz z mieczem popychając pochodnię.Płomienie buchnęły orkowi prosto w twarz.Wojownik ryk­nął z bólu, odpychając pochodnię, ale zniszczenia już się do­konały.Oczy, nos i prawie cała górna część twarzy strażnika zostały poparzone.Nic nie widział.Elfka czuła się winna, jednak musiała go uciszyć.Dlatego przebiła ślepego orka mieczem, przerywając jego okrzyki bólu.- Na Aerie! - stwierdził Falstad.- Myślałem, że już się nie ugaszę!Elfce, która wciąż próbowała złapać oddech, udało się wykrztusić - Czy.wszystko.w porządku?- Smutno mi, że straciłem zapuszczaną przez tyle lat bro­dę, ale przeżyję to! Co się stało temu przerośniętemu psu?Smok opadł na cztery łapy, jakby przygotowywał się do snu.Wciąż miał w pysku medalion, lecz kiedy mu się przy­glądali, upuścił go łagodnie na ziemię, po czym spojrzał na nich, jakby oczekiwał, że któreś z nich go podniesie.- Czy on chce, żebyśmy zrobili to, co myślę, że chce, że­byśmy zrobili, moja elfia damo?- Obawiam się, że tak, i wiem nawet, kto mu to zasugero­wał.- Ruszyła w stronę pełnego oczekiwania behemota.- Nie masz zamiaru go podnieść, prawda?- Nie mam innego wyboru.Gdy łowczyni zbliżyła się, smok popatrzył na nią z góry.Mówiono, że smoki dobrze widzą w ciemności i mają jesz­cze lepszy węch.Będąc tak blisko, Vereesa z pewnością nie mogła uciec.Używając skraju swojego płaszcza, ostrożnie podniosła talizman.Trzymany tak długo przez smoka w pysku, dosłow­nie ociekał śliną.Z pewnym obrzydzeniem wytarła go najle­piej, jak potrafiła o ziemię.Klejnot nagle zapłonął.Droga wolna, zabrzmiał monotonny głos Krasusa.Lepiej pospieszcie się, zanim przyjdą inni.- Co zrobiłeś temu potworowi? - szepnęła.Porozmawiałem z nim.Już rozumie.Pospieszcie się.Smok zrozumiał? Vereesa chciała zapytać o więcej, ale wiedziała, że nie otrzyma zadowalającej odpowiedzi.W ja­kiś sposób jednak udało mu się dokonać niemożliwego i za to musiała mu być wdzięczna.Założyła łańcuch na szyję.Do Falstada powiedziała po prostu - Mamy ruszać.Wciąż potrząsając głową na widok smoka, krasnolud po­dążył za nią.Krasus dotrzymał słowa.Pokazywał im drogę przez po­rzuconą kopalnię, a w końcu poprowadził ich w dół tunelem, o którym Vereesa nie powiedziałaby nigdy, że może prowadzić do górskiej fortecy.Zmusił parę do przeciskania się przez wąski boczny korytarz, aż w końcu dotarli na górny poziom obszernej podziemnej jaskini.Jaskini wypełnionej zabieganymi orkami.Z półki, gdzie się kulili, widzieli straszliwych wojowni­ków pakujących materiał i wypełniających wozy.Z boku jeź­dziec trenował młodego smoka, a drugi jeździec najwyraźniej przygotowywał się do szybkiego wyjazdu.- Wygląda na to, że przygotowują się do ucieczki!Jej również tak się wydawało.Przechyliła się, żeby przyj­rzeć się uważniej.Zadziałało.Krasus odezwał się, jednak z tonu jego głosu Vereesa wy­wnioskowała, że te słowa były przeznaczone tylko dla nie­go samego.Prawdopodobnie nawet nie wiedział, że powiedział coś na głos.Czy w jakiś sposób zaplanował, żeby orki opuściły Grim Batol? Mimo iż zadziwił ją sposób, w jaki czarodziej potraktował smoka, elfka wątpiła, żeby miał takie wpływy.Smok przygotowywany do wylotu nagle ruszył w stronę głównego wyjścia z jaskini.Jego jeździec skończył się przy­pinać i przygotował się do lotu.Inaczej niż w wypadku wal­ki, ten smok był załadowany zapasami.Pochyliła się do tyłu, zastanawiając się.Choć w wielu aspektach opuszczenie Grim Batol przez orki oznaczało duże korzyści dla Sojuszu, pozostawiało też zbyt wiele pytań i trochę kłopotów.Jaki użytek miałyby orki z Rhonina, skoro za­mierzały odejść? Z pewnością nie zabierałyby wrogiego cza­rodzieja.Czy rzeczywiście mieli zamiar przenieść wszystkie smoki?Czekała, aż Krasus podyktuje jej kolejne kroki, jednak cza­rodziej pozostawał dziwnie milczący [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •