[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczysz.Jak tylko wróciliśmy do domu, wszedł Pirat.Miał swoje małe drzwi, przez które mógł swobodnie wychodzić i wracać, kiedy tylko chciał.Pirat to wielki kocur, rudy Pers.Wszedł dumnie i obojętnie, dając nam do zrozumienia, co myśli o ludziach, którzy wyjeżdżają na tak długo.Ale chyba mi wybaczył, bo otarł się o moje nogi.Pochyliłem się i pogłaskałem go.Przyglądał się Mary.Klęczała i wydawała z siebie dźwięki, które prawdopodobnie były kocią mową.Jednak Pirat patrzył na nią podejrzliwie.Nagle wskoczył jej na ramię i zaczął głośno mruczeć, jednocześnie ocierając się o jej policzek.Odetchnąłem z ulgą.- Co za szczęście - oznajmiłem.- Przez moment myślałem, że nie mógłbym pozwolić ci zostać tutaj.Mary podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się.- Niepotrzebnie się martwiłeś.Uwielbiam koty.Sama w dwóch trzecich jestem kotem.- A pozostała jedna trzecia? Mary spojrzała na mnie.- Sam się przekonasz.Głaskała delikatnie Pirata, a on wyciągał grzbiet, przyjmując pieszczoty z wyraźną przyjemnością.Dostrzegłem, że jej włosy i kocie futro prawie nie różnią się kolorem.- Stary John zajmuje się nim, kiedy wyjeżdżam - wyjaśniłem - ale Pirat należy do mnie, a może jest odwrotnie.- Domyślam się - odpowiedziała Mary - ale teraz ja także należę do Pirata.- Czyż nie, Pirat?Kot nie odpowiedział, nadal mruczał i przeciągał się z zadowoloną miną.Było jasne, Mary miała rację.Naprawdę byłem bardzo zadowolony.Gdyby Mary była jedną z tych kobiet, które nie znoszą kotów, szczególnie w domu, chyba nie wybaczyłbym jej.Od tego momentu, kot już był cały czas z nami.No, może raczej z Mary.Oczywiście oprócz chwil, kiedy zamykałem mu przed nosem drzwi sypialni.Nie mogłem znieść, że Mary i Pirat mieli mi to za złe.Zabieraliśmy go ze sobą nawet, gdy chodziliśmy do kanionu poćwiczyć strzelanie.Sugerowałem, że bezpieczniej będzie zostawić go w domu.- Myślę, że nie zastrzelisz go.Ja także tego nie zrobię.Nie powiedziałem nic, ale poczułem się dotknięty.Dobrze strzelałem, a osiągnąłem to, dzięki systematycznej pracy - treningi bez względu na okoliczności, nawet podczas miodowego miesiąca.Mary także bardzo lubiła strzelać.Zresztą robi to doskonale.Próbowała nauczyć mnie swoich sposobów, ale tego nie można przekazać.Zapytałem ją, dlaczego nosi przy sobie więcej niż jeden pistolet.- Są sytuacje, w których potrzebuję więcej niż jednej pukawki - odpowiedziała.- Zabierz mi mój pistolet.Podszedłem blisko żeby ją rozbroić.Umknęła mi łatwo.- Chcesz zabrać mi broń, czy zaprosić mnie do tańca? Zrób to porządnie - krzyknęła żartobliwie.Więc zrobiłem to porządnie, zapasy to moja specjalność.Gdyby się nie poddała, złamałbym jej nadgarstek.Wtedy jednak poczułem, że drugi pistolet mam przystawiony do brzucha.Była to mała kobieca broń, zdolna jednak, bez załadowania, uczynić dwa tuziny żon - wdowami.Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że jest odbezpieczony i wystarczy jeden ruch mojej pięknej panny młodej, żeby mi zrobić dziurę w brzuchu.Nie za dużą, ale wystarczającą.- Skąd, na Boga, go wytrzasnęłaś? - zapytałem ze zdziwieniem.Byłem zaskoczony, bo mógłbym przysiąc, że jedyną broń, jaką miała, niosła w swojej małej, słodkiej rączce.- Miałam go na szyi, pod włosami - powiedziała poważnie.- Widzisz?Rzeczywiście.Wiedziałem, że nadajnik może być tam ukryty, ale nie przypuszczałem, że także broń.Ale oczywiście, nie wziąłem pod uwagę damskiego pistoletu.Kiedy spojrzałem na nią, trzeci pistolet skierowany był w moje piersi.- A ten skąd się wziął - zapytałem.Zachichotała.- Jawna mistyfikacja.Cały czas był w widocznym miejscu.Nie powiedziała nic więcej.Nigdy tego nie zrozumiałem.Pomyślałem, że mógłbym pokazać jej kilka sztuczek, aby podreperować swój autorytet.Nagie ręce są czasem bardziej przydatne niż broń.Często ratują życie.Nie twierdzę oczywiście, że Mary nie dałaby sobie rady.Jest szybka, sprytna i na pewno w każdej sytuacji byłaby górą.Przysunęła się do mnie, zrobiła minę słabej, potrzebującej pomocy kobiety i pocałowała mnie.Jej głos stał się o oktawę niższy.- Chyba nie myślisz, że to jest jedyna moja broń?Wiedziałem, że nie ma w tej chwili na myśli pistoletów.Mówiła o czymś, o wiele prostszym i starszym.Oczywiście potrafiła doskonale walczyć i szanowałem ją za to, ale nie była Amazonką.Prawdziwa siła Mary tkwiła w jej kobiecości.To mi przypomniało opowieść Mary, o tym w jaki sposób zostałem uwolniony od pasożyta.Sama przeszukiwała przez wiele dni miasto, ale nie mogła mnie znaleźć.Przy okazji doskonale orientowała się, w jakim stopniu miasto opanowane jest przez pasożyty.Gdyby nie to, że umiała rozpoznawać uwięzionych ludzi, pewnie stracilibyśmy wielu agentów.I może nigdy nie zostałbym uwolniony.Dzięki informacjom zebranym przez nią, Starzec skoncentrował się na punktach wyjazdu i wjazdu do miasta.I w ten sposób mnie znalazł.Z tego, co powiedziała Mary, wywnioskowałem, że ona i Starzec przeszukiwali wszystkie główne platformy startowe.Ale coś mi tu nie pasowało.Przecież Starzec nie zostawiłby wszystkich obowiązków, żeby poszukiwać jednego agenta.Musiałem chyba źle ją zrozumieć.Nigdy potem nie miałem szansy tego wyjaśnić.Mary nie lubiła zajmować się przeszłością.Kiedyś zapytałem, dlaczego Starzec zwolnił ją z obowiązków strażnika Prezydenta.Odpowiedziała wtedy, że przestała być potrzebna.Nic więcej.Przypuszczała pewnie, iż znam przyczynę: pasożyty zorientowały się w zróżnicowaniu płci, a Mary była właściwie bezradna wobec kobiet przez nie opanowanych.Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem.Mary uważała, że nie jest to temat wart dyskusji.Ze wszystkich osób, jakie kiedykolwiek znałem, ona najlepiej potrafiła unikać rozwodzenia się nad problemami.Dzięki tym wakacjom zapomniałem prawie o tej całej tragicznej sytuacji i niebezpieczeństwie.Mary nie mówiła nic o sobie, za to pozwalała mi mówić.Kiedy byłem zrelaksowany i coraz bardziej szczęśliwy, próbowałem jej wytłumaczyć, co dręczyło mnie przez całe życie.Opowiedziałem o tym, jak zrezygnowałem z pracy w sekcji i o tym, jak potem schowałem dumę do kieszeni i wróciłem do pracy ze Starcem.- Jestem raczej pokojowo nastawionym facetem - mówiłem - i nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi? Starzec jest jedynym człowiekiem, któremu mógłbym się podporządkować, a jednak wciąż z nim walczę.- Dlaczego Mary? Czy ze mną jest coś nie w porządku?Objęła mnie i pocałowała.- Wielkie nieba, chłopcze, czy ty nic nie rozumiesz? Z tobą wszystko w porządku.To dzieje się na zewnątrz.- Ale zawsze tak było, do teraz.- Wiem, od dziecka.Ale pomyśl sam, brak matki i przerażająco wyniosły ojciec.Tyle razy czułeś się odrzucony i samotny, że straciłeś pewność siebie.Jej odpowiedź zaskoczyła mnie tak, że się poderwałem.Ja nie mam pewności siebie?- Co? - zawołałem.- Jak możesz tak mówić? Jestem najbardziej zuchwałym facetem w okolicy.- To prawda.Jesteś lub nauczyłeś się takim być.- Wstała.- Chodźmy obejrzeć zachód słońca.- Zachód? To niemożliwe.Dopiero skończyliśmy śniadanie.- Ale miała rację, co zresztą zdarzało się często.Szalony bieg czasu przywrócił mnie do rzeczywistości.- Mary, jak długo tu jesteśmy? Jaki dzisiaj jest dzień?- Czy to ma jakieś znaczenie?- Cholernie duże.Jestem pewien, że minął więcej niż tydzień.Pewnie już niedługo odezwą się nasze nadajniki i będziemy musieli wrócić do świata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •